Spis treści:

W 2020 roku 49-letnia Chorwatka dowiedziała się, że ma raka. Znowu.

Kilka lat wcześniej przeszła już mastektomię, teraz był to już drugi nawrót w miejscu odjętej piersi. Pacjentka nie mogła znieść myśli o kolejnych dawkach chemioterapii i postanowiła poszukać innej metody pokonania nowotworu. Siadła przed komputerem i zaczęła wertować naukowe czasopisma.

Zrozumienie fachowej terminologii z pewnością ułatwiał fakt, że Halassy od 6 lat pracowała na Uniwersytecie w Zagrzebiu na stanowisku wirusologa w Centrum Badań i Transferu Wiedzy w Biotechnologii.

Poznaj: Najgroźniejsze pasożyty na świecie. Pierwsze objawy nawet miesiąc od zarażenia

Terapia wirusami. Pacjentka sama stworzyła swój lek

Wirusoterapia onkolityczna (OVT) rozwija się od ok. 40 lat, choć przypadki wirusowych zakażeń u pacjentów onkologii, które atakowały także komórki nowotworowe odnotowano w pierwszej połowie XX wieku. Przez wiele lat metody OVT nie wychodziły poza laboratorium, jednak w ostatnich latach pojawiło się już kilka programów klinicznych. 

Halassy nie była specjalistką od OVT, ale jej doświadczenie w hodowaniu i selekcji konkretnych szczepów wirusów w laboratorium uznała za wystarczające, żeby spróbować tej formy leczenia. Na początek musiała wybrać wirusy, którymi chciała zwalczyć raka. Według jej analizy największe szanse dawał:

  • wirus odry
  • wirus pęcherzykowego zapalenia ust.

Halassy wykorzystała oba, żeby komórki guza nie wykształciły odporności na konkretny szczep. Zapewne była to najstaranniejsza hodowla w karierze badaczki, a ta wymagała sporo pracy, m.in. osłabienia wirusów (dokładnie tak jak wirusy w szczepionce na odrę, Halassy wykorzystała ten sam szczep) i dokładnego oczyszczenia preparatu tak, aby pozostały w nim tylko wirusy.

Wirusolożka całą terapię przeprowadziła pod okiem zaprzyjaźnionych onkologów, którzy razem z nią ułożyli plan leczenia, a potem wstrzykiwali kolejne porcje wirusów bezpośrednio do guza. Harmonogram był intensywny, ponieważ "przy okazji" badacze chcieli sprawdzić, czy utrzymywanie wysokiego stężenia wirusa w okolicach guza wzmocni leczniczy efekt.

Wygląda na to, że założenia były trafne. Po dwóch miesiącach guz zmniejszył się na tyle, że można było usunąć go chirurgicznie. Beata Halassy od 4 lat jest wolna od złośliwego nowotworu. Pacjentka i jej lekarze opisali cały proces w artykule, który ukazał się niedawno w czasopiśmie Vaccines. Dlaczego tak ważne badanie opublikowali dopiero teraz? 

Po pierwsze musieli sprawdzić, czy terapia przyniesie długofalowe skutki, czy rak nie wróci. Po drugie, autorzy słusznie obawiali się, czy sprawozdanie z ich pracy zostanie ciepło przyjęte. Jak powiedziała sama Halassy "potrzeba było odważnego redaktora, aby opublikować raport". Wcześniej spotkała się z odmową przynajmniej 12 razy.

Wszystko rozbija się o kwestie, która od dekad budzi kontrowersje w środowisku naukowym, a szczególnie medycznym – czy prowadzenie eksperymentów na sobie jest etyczne?

Przeczytaj: Choroby władców. Niektóre były przekazywane z pokolenia na pokolenie

Beata Halassy. Badaczka bohaterka czy czarny charakter?

Dla głównej zainteresowanej to pytanie nie ma zapewne żadnego znaczenia. Dzięki swojej decyzji żyje, jest zdrowa i uniknęła okropnego doświadczenia chemioterapii. Dwa miesiące zastrzyków to też nic przyjemnego, ale skutki uboczne okazały się nieporównywalnie mniejsze.

Jakub Sherkov, specjalista od prawa medycznego w wypowiedzi dla portalu Nature tłumaczył, że "problem nie polega na tym, że Halassy sama eksperymentowała, ale na tym, że opublikowanie jej wyników może zachęcić innych do odrzucenia konwencjonalnego leczenia i wypróbowania czegoś podobnego. Osoby chore na raka mogą być szczególnie podatne na wypróbowywanie niesprawdzonych metod leczenia"

Obawa o to, że ktoś bez wiedzy medycznej, kto usłyszy o "leczeniu raka wirusami" w desperacji spróbuje zarazić się losowym wirusem jest zrozumiała, jednak trzeba zauważyć, że Halassy dysponowała gruntowną wiedzą, pomocą onkologów i dobrze wiedziała co robi, a poza tym wcześniej już 2-krotnie przechodziła cykl leczenia konwencjonalnymi metodami.

W artykule podkreśliła, że samoleczenie wirusami zwalczającymi raka nie powinno być pierwszym podejściem w przypadku diagnozy i rozważała zaniechanie publikacji, ale ostatecznie uznała, że taki sukces może przyspieszyć dalszy rozwój metod OVT i uratować tysiące kobiet.

Rak piersi jest najczęściej diagnozowanym nowotworem i główną przyczyną zgonów z powodu raka u kobiet na całym świecie.

Opinia Sherkowa jest dość wyważona, pojawiają się także znacznie bardziej negatywne komentarze mówiące o dowodach anegdotycznych, antynaukowym podejściu (w kontekście stosowania niesprawdzonych metod) czy nawet lekkomyślności badaczki.

Włoski lekarz, Matteo Bassetti cytowany przez jedną z agencji prasowych twierdzi, że "eksperymentowanie na sobie jest dziś triumfem anegdoty lub raczej dokładnym przeciwieństwem medycyny dowodowej. Przez dziesięciolecia ten rodzaj praktyk był uzasadniany zasadą »nigdy nie rób innym tego, czego nie zrobiłbyś sobie«. Jednak prawie zawsze było to wymówką. Prawda jest taka, że ​​wiele auto-eksperymentów przeprowadzano dla wygody". 

Być może doktor chciał po prostu zarysować szerszy kontekst, jednak mowa o wygodzie w kontekście kobiety, która walczy z trzecim nawrotem nowotworu wydaje się nie na miejscu. 

Z drugiej strony nie brakuje opinii, że nie ma żadnych ważnych debat etycznych na temat eksperymentów na sobie, a naukowcom, którzy twierdzą inaczej zawdzięczamy brak wynalezienia lekarstw na wiele chorób, które wciąż trapią ludzi.

Źródła: nature.com; mdpi.com; news.italy24.press

Marcin Szałaj

Czytaj także:

Kto będzie uczył edukacji zdrowotnej? MEN wyjaśnia

Naukowcy odkryli gen otyłości u zwierząt. Co to oznacza dla ludzi?

Klimatolodzy alarmują. Średnia temperatura na Ziemi wyższa o 1,5 stopnia Celsjusza