Nicość. Istnienie ogranicza się do tego, co tu i teraz, do świata, w którym przyszło nam żyć. Wszystko co wykracza poza nie jest jedynie złudą naszego umysłu, który nie jest w stanie znieść przeświadczenia, iż wiedziemy naszą istność z niebytu i że ku niemu zmierzamy. Nicość otacza nas zewsząd, co wywołuje w nas uczucie trwogi i przerażenia. Nike bez powodu więc nazywa się egzystencjalizm "filozofią nicości".

Opuszczenie i wolność. Skoro nasze istnienie zakorzenione jest w nicości, to nie istnieje żaden fundament, na którym moglibyśmy się wesprzeć, nie istnieje żaden Bóg, który by ustanowił Dziesięcioro Przykazań. Skoro zaś nie ma jakiejś odgórnie narzuconej człowiekowi moralności, to znaczy to, iż musi on sam sobie ja ustanowić, a także że jesteśmy istotami wolnymi, czy to się nam podoba, czy też nie.

Egzystencja. Człowiek nie jest bytem, który został stworzony na obraz i podobieństwo, nie istnieje nic co by przesądzało, iż będzie uposażony w takie, czy inne cechy, w taką czy inną egzystencję. To w jego gestii leży to, czy będzie czymś, czy tez niczym. Dla egzystencjalistów termin egzystencja odnosił się tylko i wyłącznie do człowieka.

Definicja człowieka. Podług egzystencjalizmu ateistycznego nie ma Boga, ale za to istnieje byt, o którym można powiedzieć, iż jego egzystencja poprzedza esencję, którego istnienie poprzedza wszelką możliwość ujęcia go przez umysł, jest nim mianowicie człowiek lub też, jakby zapewne wolał powiedzieć Heidegger: realność ludzka. Cóż to jednak oznacza, co się kryje za stwierdzeniem, iż egzystencja poprzedza esencję? Mniej więcej tyle iż człowiek najpierw żyje, egzystuje w świecie, podejmuje takie, a nie inne decyzje, upada, myśli, tworzy teorię, a dopiero później może się jakoś określić, dopiero później może mówić, iż posiada jakąś istotę. Taki stan rzeczy wynika, oczywiście, z tego, że człowiek niejako wychynął z nicości, z niebytu, a nie było żądnego Boga, który mógłby mu powiedzieć, jesteś tym, a tym, i niczym więcej - żyj! Dlatego też jesteśmy wolni, jeśli chodzi o określanie naszej istoty.

Istnieje zatem, a właściwie staje się, wyłącznie człowiek jako konkretna istność. I to właśnie on stanowi fakt pierwotny w porządku bytu, w dodatku fakt, który jest świadomy samego siebie. "Ja jestem" - mówi Heidegger, "dla siebie" - dorzuca Sartre. Można zatem stwierdzić, idąc w tej mierze za Heideggerem, że człowiek jest bytem, w którego byciu chodzi samego siebie. Pierwszą rzeczą, którą istota ludzka sobie uświadamia to to, że w ogóle jest, że zaistniała. Owo "zaistnienie" nastręcza wiele kłopotów, gdyż niejako stało się ono poza istnością, którą powołało do życia. Człowiek przychodzi więc na świat bez własnego przyzwolenia, bez własnej woli, tedy uzasadnionym jest twierdzenie, że zostaje weń "wrzucony", że istnienie zostało mu odgórnie narzucone. Skoro zaś już znalazł się w świecie, świat żąda odeń, aby się bezwzględnie dostosował do praw, które nim (światem) rządzą. Gdy człowiek na to przystaje, zaczyna nie tyle istnieć, co współistnieć, i w ten sposób staje się "człowiekiem w ogóle", bezimienna istnością.

Osamotnienie. Osamotnienie w egzystencjalizmie to tyle, co brak Boga, z którego to braku należy wyciągnąć jak najdalsze konsekwencje. Egzystencjaliści jako tacy dość niechętnie odnoszą się do moralności laickiej, która niedogodności wynikające z nieistnienia Boga pragnęłaby zmniejszyć do minimum.

Gdy pod koniec dziewiętnastego wieku profesorowie francuscy starali się ustanowić nową laicką moralność, utrzymywali mnie więcej tyle. Bóg nie istniej, to prawda. W sumie i tak nie jest nam potrzebny. Jednak aby moralność, na której opiera się istnienie społeczeństwa, się nie rozpadła, musimy po prostu uznać, że pewne normy etyczne po prostu obowiązuje bez żadnego uzasadnienia. Nie należy zatem kraść, zabijać, oszukiwać, składać fałszywego świadectwa i tym podobne.

Następnym krokiem była próba uzasadnienia istnienia norm moralnych (projekt pozostawienia ich bez uzasadnienia został ostatecznie odrzucony) przez stwierdzenie, że co prawda nie istnieje Bóg, który by nadawał im prawomocność, ale istnieją one w świecie obiektywnych idei, które jako taki jest dostępny wszystkim ludziom.

Egzystencjaliści stwierdzają, że to jest ułuda, że skoro nie ma Boga, to świat idei nie ma żadnego oparcia, a sam z siebie nie może istnieć. Wszelki zatem wartości takie jak: dobro, miłość, piękno, nie mają swego umocowania ontologicznego, nie są przeto czymś powszechnie obowiązującym, czymś, co by każdego człowieka niejako przymuszało do uznania własnej istności. Najlepiej wyraził to Dostojewski w sowim słynnym aforyzmie, który brzmi następująco: "Gdyby Bóg nie istniał, wszystko byłoby dozwolone". To jest właśnie punkt wyjścia, w którym egzystencjaliści rozpoczynają snucie swych rozważań na temat moralności.

Cóż, skoro zatem Bóg nie istnieje, skoro człowiek jest osamotniony we wszechświecie, to rzeczywiście wszystko mu wolno. Wszakże nie istnieją żądne normy, żadna istota, którą były zobowiązany realizować. Czyniąc więc to, co czyni, nie może się usprawiedliwiać, iż czyni to w imię jakichś transcendentnych zasad wyznaczanych przez esencje mu właściwą.

Mówiąc krótko filozofowie, którzy określili się, bądź zostali określeni, mianem egzystencjalistów za podstawowy przedmiot swych dociekań obrali problem człowieka jednostkowego, tego, który istnieje tu i teraz, pozostając jednocześnie w jakimś stosunku bądź to do Boga (w wersji egzystencjalizmu chrześcijańskiego) , bądź to do człowieka. Człowiek jawi się w tej perspektywie jako istota czasowa, którą trudno opisać za pomocą sztywnych kategorii i której należałoby raczej mówić, iż staje, niźli ż jest. Jednocześnie odnajduje on w swym wnętrzu poczucie wieczności, głód transcendencji. Tak więc indywiduum, jaki jest człowiek, łączą się w nierozerwalny węzeł czasowość oraz wieczność. Filozofia egzystencjalna ujawnia sprzeczności, które konstytuują człowieka: skończoność i nieskończoność, czasowość i wieczność, konieczność i wolność. Koncepcja Boga jako istności wiecznej i nie podlegającej zmianie stanowi próbę rozwiązania tych sprzeczności, jakkolwiek ma ona charakter irracjonalny.