W "Ferdydurke" Gombrowicz przedstawił parodie lekcji łaciny, wyjaskrawiając wszystkie błędy systemu edukacji w szkole, które odbijają się i na uczniach i na nauczycielach. Ci pierwsi robią wszystko, by uniknąć tylko przykrego obowiązku odpowiedzi przy tablicy, stosując wykręty i uczniowskie fortele znane od wieków. Nauczyciel zaś zmuszony jest do przyjęcia roli mentora, który ma za zadanie przekonać dzieci, że nauka gramatyki uszlachetnia ich jak nic innego. Ponieważ sam nie do końca jest chyba o tym przekonany, cierpi w czasie lekcji, jak uczniowie, ale realizuje swoją nauczycielska formę, powtarzając "Jeżeli mówię że wzbogaca ,to wzbogaca". Lekcja jest popisem nudy i schematyzmu, świadczy, że obie strony procesu wychoawczego męczą się niemiłosiernie w swoich utartych rolach, ale nie potrafią poza nie wyjść.

Herberta "Lekcja łaciny" ma zupełnie inny charakter. Pomiędzy uczniami i nauczycielem nawiązuje się relacja oparta na głębokim szacunku, niekłamanym podziwie. Nauczyciel jest autorytetem, od którego dzieci uczą się czym jest wartość życia. Lekcja łaciny staje się więc nie godziną teorii, lecz wielką wychowującą przygodą.

Dla Gombrowicza lekcja łaciny stanowiła synonim skostniałości systemu wychowania, tradycjonalizmu opartego na pustej formie, który wymaga od uczniów ślepego posłuszeństwa i bezmyślności. Herbert lekcję łaciny wspomina jako lekcję życia, w czasie której uczniowie mogli uzyskać świadomość własnej przeszłości, korzeni, mogli poznać wartości, którymi warto się w życiu kierować.