Powieść Gustawa Herlinga-Grudzińskiego posiada wielu bohaterów i pokazuje mnóstwo problemów. Niemniej można też wyróżnić kilka zasadniczych spraw. Wszystkie one wiążą się z pobytem autora w sowieckich więzieniach. Tamte tragiczne doświadczenia zostały przelane na papier.
Ludzie z bardzo różnych powodów byli aresztowani. Dla przykładu Rosjanom nie podobało się niemiecko brzmiące nazwisko Herlinga-Grudzińskiego oraz jego oficerskie buty. To wystarczyło, aby go zatrzymać i oskarżyć o szpiegostwo oraz działanie przeciwko ZSRR. Przewiną było także odmówienie łatania butów przy pomocy starych materiałów. Nawet strzał do portretu wystarczył, aby oskarżyć człowieka o próbę zamachu na samego Stalina. Właściwie jakiś pretekst, niewinny wydawałoby się donos dawał podstawy do posadzenia kogoś w więzieniu. Później sprawy szły swoim trybem i bardzo trudno było się wydostać z tej machiny absurdalnych podejrzeń.
W śledztwie stawiano sobie głównie za cel zmuszenie więźniów do przyznania się. Nieważne było to, że nie popełnili tych wykroczeń. W końcu uzyskiwano podpis pod aktem oskarżenia. W jaki sposób? Głównie przy pomocy wymyślnych tortur. Przesłuchiwani byli budzeni w nocy, oślepiani żarówkami, przypalani papierosami, dręczeni psychicznie i fizycznie. Nawet nie pozwalano im na załatwienie potrzeb fizjologicznych. Nie wytrzymywano tych tortur i przyznawano się do wszystkiego. Jednak na tym nie koniec katorgi. Przetransportowani na Syberię, sami musieli zbudować sobie baraki. Warunki były tam straszne: niska temperatura, drewniane posłania, duże zagęszczenie ludzi, a także brud i smród. W pomieszczeniu załatwiano potrzeby fizjologiczne. Problemem była także odzież. Nie było ciepłych ubrań, a te w których przyjechali skazani, szybko się niszczyły. Jednak nie było mowy o ich zmianie, więc chociaż brudne, potargane, starano się ich nie zdejmować i naprawić kawałkami sznurków, czy worków. Często zdarzały się odmrożenia, ale tym nikt się nie przejmował, bo nie można było temu zapobiec. Największym problem był głód, bo nie zapewniano wystarczających racji żywnościowych. Skoro więźniowie ciężko pracowali, więc potrzebowali dużo jedzenia. Jednak w rzeczywistości nikt nie mógł się najeść do syta. Kto nie wyrobił normy dziennej, otrzymywał znacznie mniejsze racje żywnościowe. Najsłabsi byli wręcz skazywani na śmierć głodową.
Warto dłużej zatrzymać się przy problemie pracy. W lagrach wykonywano wiele różnych działań. Jednak najciężej było w lesie i tam zasadniczo nie wytrzymywano dłużej niż 2 lata, bo wcześniej umierano z wycieńczenia. Zanim trafiło się na miejsce pracy należało pokonać 6 km brodząc w wysokich zaspach w lichych ubraniach przy trzaskających mrozach. Pobudka była już o 5:30, a praca trwała aż 11 godzin. Ludzie oszukiwali i starali się pokazać, że wypracowali normę, aby otrzymać więcej jedzenia. Rozliczani grupowo, nie wykazywali się solidarnością i bez wahania odrzucali słabszych, bo ci utrudniali im wykonanie przydzielonych zadań. Potem następował morderczy powrót do baraków. Zdezorientowani chorzy na kurzą ślepotę, łatwo się odłączali, bo niczego nie widzieli, a na pomoc innych nie mogli liczyć i w takiej temperaturze szybko zamarzali. W barakach byli kontrolowani, nawet przez kilka godziny. Lżej pracowano przy rozładowywaniu wagonów. Jednak w sumie życie tam było prawdziwą katorgą. Przysługiwał tylko jeden dzień wolny w miesiącu i wszyscy czekali na niego z utęsknieniem. Traktowano to jak święto. Byli i tacy, którzy starali się trafić do szpitala, bo tam były lepsze warunki. Aby to było możliwe wcześniej się okaleczali, prowokowali choroby. Grudziński chociażby rozebrany wyszedł na zewnątrz i wywołał zapalenie płuc. Dzięki temu mógł przez jakiś czas przebywać w lecznicy.
Pisarz nie ukrywa, że panowały w obozie warunki trudne do wyobrażenia. W związku z tym, kiedy dokonuje się oceny należy o tym pamiętać, bo "człowiek jest ludzki, ale w ludzkich warunkach". Wyznaje, że "nie ma takiej rzeczy, której człowiek nie zrobiłby z głodu i bólu". Niełatwo przyjąć taki punkt widzenia, ale też nikt z nas nie musiał stawać przed równie dramatycznymi wyborami. Nieludzkie warunki egzystencji spowodowały wypatrzenia ludzkiej psychiki i osobowości. Zapominano, czym jest miłość i inne uczucia, bo nie można było ich praktykować. Zdegenerowano całą społeczność i zniszczono więzy między ludźmi. Także osoby duchowne nie zawsze stawały na wysokości zadania. Ksiądz tylko wtedy udzielał rozgrzeszenie za popełnione grzechy, gdy otrzymał porcję chleba. Kobiety z kolei celowo zachodziły w ciąże, bo wtedy nie musiały pracować. Jednak ich potomstwo z góry miało straszny los. Z piętnem dziecka więźniarki trafiało przytułków.
Właściwie wszystkie normy, które w cywilizowanym świecie obowiązują zostały przekreślone. Nie było miejsca, aby pomagać chorym i cierpiącym, bo wtedy samemu było się w trudnym położeniu. Dominował egoizm, instynkt przetrwania i wszelkie prymitywne podstawowe odruchy. W straszny sposób, z krzywdą dla bliźnich, zaspakajano także popęd seksualny. Walko o byt przybierała bardzo niepokojące formy. Wyrywano sobie jedzenie, spożywano je w pośpiechu. Właściwie nikt nie litował się nad słabymi, którzy umierali w trupiarni. Co więcej uważano, że wycieńczeni nie muszą jeść, bo już nie pracują. Znieczulica ogarnęła wszystkich. Deptano na wiele sposobów ludzką godność i pokazywano, że jednostka nic nie znaczy.
Prawdziwym azylem był jedynie "dom widzeń", w którym przyjmowano wizyty bliskich. Czyste, schludne, cieple pomieszczenie sprawiało miłe wrażenie. Tam panowała namiastka normalnego życia. Jednak na widzenie członków rodziny czekano latami. Jeśli w końcu do nich dochodziło, to nie obywało się bez łez rozczarowania. Okazywało się wtedy, że wyrzucano więźniów poza nawias życia społecznego - np. żony przyjeżdżały tylko po to, aby zakomunikować wiadomość o rozwodzie. Szykanowane rodziny nie były w stanie się komukolwiek przeciwstawić. System totalitarny zakładał, że "nie ma ludzi niewinnych". Całokształt obozowego życia sprawiał, że nie można było mieć jakiejkolwiek gwarancji odnośnie postawy najbliższych i kolejnego dnia życia. Więźniowie przeżywali cios za ciosem i ci, o najsłabszej kondycji psychicznej nie byli w stanie się z tego podnieść.
Wszystko, co poznaliśmy w powieści przepełnione jest ludzkim cierpieniem. Prześladowcy byli wprost nieludzcy. Nie liczyli się z tym, co czuje drugi człowiek. Tylko niewielki procent ludzi potrafił trwać przy wartościach. Nie można się temu dziwić, bo wielkiego heroizmu wymagało okazywanie jakichkolwiek serdecznych odruchów.