Już po Świętach. Trzeba wracać do pracy, do szkoły. Znowu to samo: znudzeni chłopcy lekceważący język polski, niechętni nauczyciele. Żadnych perspektyw na zrobienie czegoś pozytywnego. Wchodzę do klasy. Chłopcy wyglądają na zaspanych. Wiadomo, w taki zimowy poranek wstawanie rano to żadna przyjemność. Nic się nie zmienili, te same znudzone, trochę ironiczne twarze. Ale zaraz zaraz, czy to nie jest ktoś nowy? Nie znam tego ucznia. Acha, dyrektor wspominał coś o nowym uczniu. Co on o nim mówił? A, to jakiś trudny przypadek, przysłany aż z Warszawy. Cóż, zaraz się przekonamy, co to za ziółko.
Chłopak przedstawia się. Ma na nazwisko Zygier. Muszę sprawdzić, co ten Zygier potrafi. Wybieram jakiś tekst. Czyta całkiem nieźle. Sprawdźmy jeszcze jego znajomość reguł gramatyki. O, gramatykę polską zna bardzo dobrze. I nawet tłumaczy ją w naszym rodzinnym języku. Może będzie z niego jakaś pociecha? Ciekawe, czy równie dobrze zapoznał się z literaturą polską. O, i na tym polu miłe zaskoczenia. Bez namysłu wymienia "Pana Tadeusza", a potem zaczyna mówić o Mickiewiczu. Ale jak mówić! Nie tylko ma mnóstwo wiadomości, ale również słychać w jego głosie autentyczną pasję. Słucham zafascynowany, ale równocześnie martwię się, żeby nas ktoś nie nakrył. Co prawda chłopak mówi po rosyjsku, ale to co mówi, jest przecież wywrotowe. Ciekawe, czy Zygier ma jakiś ulubiony utwór, może zna coś krótkiego na pamięć.
Nie dokończyłem jeszcze swojego pytanie, gdy zaczął recytować. Od pierwszych słów rozpoznaję ten utwór. Przechodzi mnie dreszcz grozy, ale i rozkoszy. Jeśli teraz, w tej chwili ktoś zaglądnie do klasy, jestem skończony. Wyrzucą mnie jak psa. Powinienem kazać mu przerwać, zabronić mu, ale nie mogę. Serce mi nie pozwala.
Chłopak pięknym, melodyjnym głosem recytuje "Redutę Ordona". Ja stoję na środku sali, cały drżę. Uczniowie uważnie słuchają, nie ma już w nich ani śladu zaspania. W sali cisza jak makiem zasiał. Czuje, że chłoną każde jego słowo. A właściwie każde słowo Mickiewicza, które Zygier tak pięknie przywołuje. Czuję, że ten moment na zawsze zmieni moje i ich życie. Ja już nigdy nie będę tchórzem, już nigdy nie będę przemykał się korytarzami pokornie zgarbiony. A oni… oni są młodzi. Całe życie przed nimi. Tak wiele mogą zrobić i wierzę, że tak wiele zrobią.
Tymczasem Zygier stopniowo podnosi głos. Jest w tym głosie siła i pasja, bo chłopak jest utalentowanym recytatorem. Lekko przymykam oczy i widzę wszystko, o czym mówi mój uczeń: pole bitwy, żołnierzy, wreszcie - samego Ordona. Otwieram oczy i patrzę na uczniów. Oni również są wstrząśnięci. Niektórych policzki są tak blade, że aż białe. Inni zaczerwienili się aż po czubki uszu. Zahipnotyzowani wpatrują się w nowego kolegę i całą duszą chłoną każde jego słowo, tak jak umierający z pragnienia chłonąłby każdą kroplę wody. Niektórzy, chyba nieświadomie, wyszli z ławek, aby być bliżej Zygiera. Niektórzy wstali, być może, żeby okazać szacunek utworowi i wieszczowi.
Chłopak podnosi głos. Opowiada o walce, jakby sam tam był. W jego głosie słychać, ból, dumę i nadzieję. Słychać determinację. A przede wszystkim - wielką, wszechogarniającą miłość do ojczyzny.
Nagle czuję, że oczy wszystkich zwrócone są na mnie. W oczach chłopców odbija się zdziwienie i jakby szacunek.. Nie wiem co się dzieje, dopóki nagle nie zdaję sobie sprawy, że po moim policzku płynie łza. Po chwili czuję na wargach słony smak. Ja płaczę, ja naprawdę płaczę. Pierwszy raz od tylu lat…
Chłopak milknie, a ja nie mogę się ruszyć. Czuje, że właśnie nastąpił we mnie i w moich uczniach jakiś przełom. Już nigdy nic nie będzie takie samo. Chciałbym podziękować Zygierowi, ale nie mogę wydobyć głosu z wyschłego nagle gardła. Wszyscy patrzą na mnie, a ja nagle czuję się bardzo dumny, że jestem Polakiem, nauczycielem języka polskiego. I nagle czuję się bardzo, bardzo szczęśliwy.