Długo czekaliśmy z kolegami na ten dzień. Finał Mistrzostw Piłki Nożnej nie zdarza się przecież raz na tydzień! Dokładnie mówiąc, impreza ta odbywa się raz na cztery lata.
Najpierw długo debatowaliśmy, gdzie obejrzymy mecz. W końcu doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie u Piotrka. Nie tylko ma on wielki, panoramiczny telewizor, ale jego rodziców zwykle nie ma wieczorami w domu. Będziemy mogli sobie pozwolić na radosne lub pełne rozpaczy okrzyki, w zależności od tego, jak będzie szło Brazylii, naszym faworytom.
Wielki dzień wreszcie nadszedł. Nie mogłem skupić się na lekcjach. Nauczyciele co chwila mnie upominali, ale kiedy mówiłem im o przyczynie mojego podekscytowania, uśmiechali się tylko pobłażliwie. Szczególnie ci, którzy sami interesują się piłką nożną rozumieli, jak się dzisiaj czuję.
Wreszcie nadszedł koniec lekcji. Pobiegłem do domu, szybko zjadłem obiad i powiedziałem mamie, że wrócę dziś bardzo późno. Nie bardzo jej się to spodobało, ale przynajmniej Piotrek mieszka bardzo blisko, więc nie zapłacę dużo za taksówkę. Potem spakowałem do plecaka swój szalik kibica (co prawda Polacy nie grają w finale, ale szalik to szalik) i skoczyłem do osiedlowego sklepiku. Chipsy, coca-cola, jeszcze bagietka i trochę sera. Jeśli naprawdę zgłodniejemy, zawsze można zamówić pizzę.
Gdy dotarłem do Piotrka, wszyscy już byli. Zrobiliśmy kanapki, przesypaliśmy chipsy do miski i zasiedliśmy przed telewizorem. Wszyscy byliśmy podekscytowani i szczęśliwi. Rozmawialiśmy i leniwie przyglądaliśmy się reklamom. Wreszcie - zaczęło się. Na ekranie ukazał się spiker, cały blady z przejęcia. Zaczął przedstawiać drużyny, które wezmą udział w dzisiejszym pojedynku na szczycie. On też, jak się przyznał, kibicował Brazylii. Wreszcie spiker zapowiedział, że za minutę wszystko się rozpocznie. I wtedy, zupełnie nagle… Zgasło światło!
Piotrek mieszka w nowym domu i, niestety, instalacja elektryczna czasem szwankuje. Nagle znaleźliśmy się w zupełnych ciemnościach, telewizor też nie działał. Nie wiedzieliśmy co robić - czy szybko zmienić lokal, czy też czekać na prąd? Czułem się naprawdę wściekły. Tak długo czekałem na ten dzień, tak bardzo się cieszyłem, a teraz przez głupią usterkę wszystko nie jest tak, jak sobie wymarzyłem. Koledzy też byli wściekli.
Na szczęście po kilku minutach światło i ekran telewizora rozbłysły. Poczułem cudowną ulgę i zrozumiałem, że wieczór jest uratowany. Czym prędzej wróciliśmy na miejsca - w telewizji właśnie sędzia rozpoczynał mecz. Byłem szczęśliwy i bardzo podekscytowany. Oby Brazylia wygrała!