Niestety, język polski nie jest ulubionym przedmiotem szkolnym większości moich koleżanek i kolegów. Kolejna nudna lekcja, na której nie usłyszą nic ciekawego, a jedynie będą omawiać przelane na papier wytwory czyjejś chorej wyobraźni. Nie zgadzam się z tą opinią. Według mnie, dzięki literaturze możemy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Przykładów jest wiele: jak ludzie żyli przed wiekami, jakim wartościom podporządkowywali swoje życie. Dzięki książkom poznajemy życie innych ludzi, ale uczymy się również wiele o nas samych.
Ważnym dla każdego człowieka problemem jest przyjaźń i zaufanie. Temat ten porusza Adam Mickiewicz w pięknej balladzie "Lilije". Historia opowiedziana w tym utworze jest prosta: wybucha wojna, mąż idzie na front ufając, że jego ukochana dotrzyma mu wierności. Kobieta jednak łamie obietnicę, a kiedy jej mąż wraca z wojny, zabija go z zimną krwią ("Zbrodnia to niesłychana, pani zabija pana"). Czyżby według wieszcza nawet najbliższym i najukochańszym nie można było zaufać? Inaczej twierdzi autor znanej piosenki, według którego "Niektórzy mówią, nie ufaj nikomu, uwierzysz tym mądralom to zostaniesz w domu sam. W klimie zaufanych ludzi mam i na każdego z nich gwarancje ci dam, bo to podstawa wspólnego działania w grupie. Nie ufam nikomu? - po moim trupie". Dzięki balladzie Mickiewicza zrozumiałem, jak ważne jest, by starannie wybierać osoby, którym zaufamy. Zacytuję jeszcze jedną piosenkę: "Każdy chce mieć kogoś zaufanego, wzbudzać zaufanie to już coś innego. Znajdziesz się na pozycji oszukanego, wtedy dopiero będziesz uważał!". Według mnie, rozwiązanie jest bardzo proste: należy ufać ludziom, ale tylko tym, którzy sobie na nasze zaufanie zasłużyli.
Kolejnym utworem, który zrobił na mnie spore wrażenie jest "Beniowski" Juliusza Słowackiego. Muszę tutaj nadmienić, że cechą, którą cenię najbardziej w literaturze jest oryginalność. Co za tym idzie, bardzo ważne są dla mnie metafory. I właśnie pod tym względem zachwycił mnie utwór Słowackiego. "Beniowski" tylko pozornie opowiada o losach bohatera, naprawdę jest rozbudowaną refleksją autora na różne tematy. Tak naprawdę bohaterem utworu nie jest Beniowski, ale podmiot liryczny, który jest, moim zdaniem, w znacznym stopniu tożsamy z samym Słowackim. W "Beniowskim" możemy znaleźć aluzje do Adama Mickiewicza ("Ha! ha! Mój wieszczu! Gdzież to wy idziecie?"). Myślę, że znajomość biografii obojga wieszczów i ich wzajemnego stosunku do siebie rzuca interesujące światło na ten poemat. Z książek biograficznych jasno wynika, że chłód panujący między poetami był raczej dziełem Mickiewicza, zazdrosnego o dokonania młodszego kolegi. Być może pan Adam obawiał się (bezpodstawnie), że straci pozycję największego poety polskiego? Oczywiście zazdrość nie usprawiedliwia niegrzecznego zachowania poety, który odmawiał podania ręki Słowackiemu i nazywał poezje kolegi po fachu "wielkim kościołem bez Boga". Słowacki z kolei odnosił się do Mickiewicza z szacunkiem, ale nie miał wobec niego kompleksu niższości, na co dowodem jest między innymi "Beniowski" ("Bądź zdrów! - a tak się żegnają nie wrogi, lecz dwa na słońcach swych przeciwnych - Bogi").
Jednym z pytań nurtujących ludzkość od lat jest problem istnienia Boga. Kim jest Bóg? W jaki sposób powstał świat? Kim jest Szatan, czy naprawdę jest ucieleśnieniem zła? Nad tymi pytaniami zastanawiał się również Jan Kasprowicz. Jego refleksje znaleźć można w poruszającym hymnie "Dies irae". Obraz Boga w tym wierszu nie jest optymistyczny - Stwórca sportretowany jest jako surowy władca, nie mający litości dla ludzkiej słabości, choć to on sam stworzył człowieka słabym i skłonnym do zła. Utwór ten jest z pewnością kontrowersyjny, nie wszystkim spodoba się tak krytyczne podejście do Boga. Mnie ten hymn wydał się intrygujący. Zachęcił mnie do sięgnięcia do innych źródeł, w których znalazłem informacje, jak ludzie j wyobrażali sobie Boga w różnych epokach. Na przykład średniowieczny Bóg był podobny do złowrogiej postaci z wiersza Kasprowicza. Później stopniowo stał się postacią, którą znamy dzisiaj - dobrotliwą, łagodną, pełną miłosierdzia. Jestem osobą dociekliwą, więc nie poprzestałem na lekturze, ale również zapytałem katechetę, skąd się wzięły te zmiany. Katecheta odpowiedział, że Bóg był zawsze taki sam, tylko człowiek się zmieniał. Takie wyjaśnienie zadowoliło mnie i, jak sądzę, zadowoliłoby również Jana Kasprowicza, który pomimo swoich wątpliwości uważał się za katolika.
Opisałem tu utwory, które mnie w szczególny sposób poruszyły i skłoniły do refleksji. Oczywiście każdy uczeń, każdy człowiek mógłby stworzyć swoją, indywidualną listę takich utworów. Na tym przecież polega urok literatury - każdy w niej znajdzie coś wyjątkowego, coś specjalnie dla siebie.