"Życie jest cudownym darem", pomyślałem o tym właśnie wczoraj, kiedy obejrzałem film zatytułowany "Granice Wytrzymałości". Akcja filmu toczy się w czasie zdobywania szczytu K2. Wtedy zacząłem się zastanawiać nad potęgą ludzkiej woli i samozaparcia.

Treścią filmu są zmagania piątki zdobywców, są to młodzi ludzie, którzy postanowili pokonać własna słabość i przez lawiny, śnieżne burze, mróz i zimny wiatr dotrzeć na szczyt góry K2. pragnienie zdobycia góry jest tak duże, ze lekceważą niebezpieczeństwo lawiny i ruszają do kolejnego podejścia. Niestety, śnieżyca jest tak duża, ze nie mogą kontynuować wspinaczki, muszą wrócić do obozu. Jednak droga jest bardzo trudna, troje z uczestników ulega strasznemu wypadkowi, wpadając do szczeliny lodowej. Pozostałej dwójce również nie dopisuje szczęście, zostają porwani przez osuwającą się lawinę. Na pomoc zaginionym wyrusza ekipa ratunkowa z bazy. Sześć osób naraża własne życie, by nieść pomoc poszkodowanym. Akcja pełna jest dramatycznych zdarzeń, walki człowieka z żywiołem i własnym strachem. Nie sposób opisać przebiegu wypadków, ale można podsumować bilans. Z pięcioosobowej ekipy z życiem uszła tylko jedna osoba. Giną dwaj ratownicy.

Pozostaje pytanie, czy było to potrzebne. Czy warto, by dla kaprysu ginęło tyle osób. Bo przecież wspinaczka na śnieżne szczyty i to przy takiej pogodzie, jest tylko kaprysem, nie przynoszącym nikomu pożytku. Dlaczego ludzie tak lekkomyślnie narażają życie własne i jakim prawem narażają innych. Co musiała czuć dziewczyna, która jako jedyna ocalała z katastroficznej wyprawy, czy czuła się winna śmierci ratowników, którzy żyliby, gdyby nie pociągała jej ekstremalna wspinaczka w czasie zagrożenia lawinowego? Czy sprawdzenie siebie, własnej wytrzymałości nie powinno zaczynać się od odpowiedzi na pytanie o granice swej odpowiedzialności?