"Wielka Improwizacja" stanowi fragment trzeciej części "Dziadów" Adama Mickiewicza. Ten wielki dramat był napisany w konwencji romantycznej co oznaczało że mógł być czytany fragmentarycznie, właśnie do lektury był głównie przeznaczony i jego części tworzyły autonomiczne całostki. Ten fragment zawiera wyłożenie mesjanistycznej wizji narodu polskiego a także jest obrazem typowego dla tej epoki indywidualizmu. Obrazem co należy zaznaczyć na wstępie krytycznym, od którego Mickiewicz odchodzi, co jednak nie przeszkadza w tym by przedstawić go dokładnie i w wielu aspektach. Jest to monolog, który wygłasza główny bohater - Konrad, częściowo będący pod wpływem demonów, w chwili wielkiego spiętrzenia swoich emocji i nie w pełni świadomy tego co się z nim dzieje. Mówi z perspektywy poety, uważając się przez to za jednostkę zdolną do wyższych niż inni uczuć. Konrad bierze się też do walki z siłami będącymi ponad i poza nim, z Bogiem, z Szatanem, z ludzkością. To wielki obraz walki człowieka o swoja wartość i moc stanowienia w sprawach ziemskich. Bohatera cechuje przy tym samotność, od której wychodzi w pierwszych słowach improwizacji, czyli utworu, cechującego się wielowątkowością, budowanego w sposób nagły, nie tyle nieprzemyślany co swobodny, na kształt monologu wewnętrznego, strumienia świadomości, które to określenie weszło jednak do literatury dopiero w wieku dwudziestym. Konrad mówi w pierwszych słowach;

"Samotność - cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi?

Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,

Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?

Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi:

Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;

Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie".

Ten cytowany fragment to także wyłożenie pewnej niemocy ludzkiej, szczególnie trudnej do zaakceptowania poecie, tego że nie może się on właściwie porozumieć z innymi ludźmi. Ze prawdy do których dąży i które chciałby wypowiedzieć się nienazywalne, nieprzekładalne na język komunikacji międzyludzkiej. Jest to więc i niedoskonały zapis tego co dzieje się w duszy ludzkiej, wyrywania z niej poprzez słowa, najgłębszych jej pokładów, sięganie do jej "dna". Jest to tragiczne zwłaszcza w kontekście tego, że Konrad widzi w sobie jednostkę wyjątkową i zdolną do panowania nad innymi. Znajduje się tez w chwili krytycznej, będącej momentem przełomowym dla niego, jak i dla świata ziemskiego. Zdaje sobie on sprawę, że to moment wyjątkowy:

"Dziś mój zenit, moc moja dzisiaj się przesili, / Dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny / Dziś jest chwila przeznaczona". W tym że tworzy, jest poetą, wedle siebie dorównuje Bogu:

"Ja mistrz!

Ja mistrz wyciągam dłonie!

Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie

Na gwiazdach jak na szklanych harmoniki kręgach.

To nagłym, to wolnym ruchem,

Kręcę gwiazdy moim duchem".

Poprzez poezję jest w mocy tworzyć światy niczym Bóg, zaś ta moc nie płynie od Niego, lecz jest dana z przestrzeni będącej poza człowiekiem ale i Stwórcą:

Jam się twórcą urodził:

Stamtąd przyszły siły moje,

Skąd do Ciebie przyszły Twoje,

Boś i Ty po nie nie chodził:

Konrad porusza się w bardzo niebezpiecznych rejonach, ocierając się niemal o obrazoburcze zapędy i myśli, o świętokradcze pomysły. Wynika to wszystko jednak z jego miłości do ludzi, do tego by im pomóc i odkupić ich winy. Czasami widzi wręcz w sobie inna formę Zbawiciela, który ustrzec może świat przed cierpieniem i bólem. Stąd też jego niemal dyktatorskie zapędy, wobec których Bóg milczy, wpędzając Konrada w coraz większy gniew:

"Co ja zechcę, niech wnet zgadną,

Spełnią, tym się uszczęśliwią,

A jeżeli się sprzeciwią,

Niechaj cierpią i przepadną".

Jego wielka wadą, i prawdopodobnie powodem milczenia Boga, który ukazuje się i objawia księdzu Piotrowi - pełnemu pokory i wyciszenia, jest jego pycha:

"Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę,

Cóż Ty większego mogłeś zrobić - Boże?".

Wypływa ona jednak z poczucia wielkiej odpowiedzialności i miłości całej ludzkości. Stad tez bierze się jego przekonanie co do równości wobec Boga, a nawet wyższości nad Nim. Z racji tego że Bóg dopuszcza zło w ziemskim świecie, Konrad odbiera mu przymiot miłości, podstawowy wszak dla Niego i widzi w nim tylko wyrachowana sprawiedliwość i mądrość:

"Kłamca, kto Ciebie nazywał miłością,

Ty jesteś tylko mądrością".

O sobie zaś mówi że może czuć, że jest zdolny do współczucia, miłosierdzia, właśnie do nieobecnej u Stwórcy miłości:

"Ja kocham cały naród! - objąłem w ramiona

Wszystkie przeszłe i przyszłe jego pokolenia".

Z tej też racji domaga się od boga władzy nad ludźmi, nad ich duszami. Krzyczy "Daj mi rząd dusz!", gdyż chce nieograniczonej władzy nad narodem, by w ten sposób stać się jego sumieniem i wolą i podnieść go z upadku. Chce wziąć na siebie władze większą niż boska, bo negującą u ludzi wolna wole. Wszystko to jednak nie dla zaspokojenia swoich żądz czy przyjemności lecz dla dobra wszystkich. Czuje się on sercem narodu i chce stanąć na jego czele. W tym właśnie miejscu można mówić o mesjanizmie zawartym w tym tekście, o zbawczej woli, pozbawionej jednak potrzebnej do tego aktu mocy, Konrada:

Ja i ojczyzna to jedno.

Nazywam się Milijon - bo za milijony

Kocham i cierpię katusze.

W konsekwencji Konrad mdleje. Nie jest w stanie znieść milczenia Boga, tego ze ten nie jest nawet chętny zniszczenia go, i w ogóle nie traktuje jako partnera. To wielki obraz buntu przeciwko Bogu, powziętej jednak z racji chęci pomocy ludzkości, ulżenia jej w cierpieniu. Konrad chciałby stać się przez to nie tylko Chrystusem ale i Prometeuszem. Tragizm jego opiera się właśnie o to że mając tak wielkie, niemal boskie zapędy, dysponuje tylko i wyłącznie ludzkimi, ziemskimi siłami i nie jest w stanie osiągnąć żadnych wyższych.