Jan Kochanowski przez całe swoje życie starał się postępować wedle filozofii starożytnych stoików i w możliwie każdej sytuacji zachowywać głoszony przez nich spokój. Stoicy widzieli w takim wycofaniu się od życia możliwość osiągnięcia na ziemi szczęścia. Tak właśnie wykładali tez mądrość, jako powstrzymywanie się przed wszelkimi sądami, odrzucanie popędów i afektów. Człowiek w stanie apatii mógł niczym w zaświatach znajdować siew spokoju i błogości. Należy przy tym dodać, że filozofia stoików była niezwykle kategoryczna. Wymagała zaangażowania się w całości chcącego wedle niej postępować człowieka i prawie nie dawała mu wypoczynku. Otóż wedle nich człowiek chcący nazywać się cnotliwym, musiał posiadać tę zaletę w jej całości, a cnota wedle nich była nie podzielna. Wiele takich obrazów i tych poglądów Kochanowski zawarł w swoich pieśniach, a szczególnie w jednej z nich, którą dzisiaj zwyczajowo nazywa się "Pieśnią o cnocie". Pokazywał w niej jak trudno i niebezpiecznie przy tym jest, kiedy człowiek osiągnie cnotę. Jest to bowiem zdobycz tak rzadka że zaraz inni ludzie starają się złamać takiego człowieka zniżyć go do swojego poziomu. To bowiem że udziałem kogoś stała się cnota nie oznacza ze zamieszkała ona w nim na zawsze. Jej posiadanie szczególnie powinno uwrażliwić człowieka na możliwość jej utraty, wiec tym bardziej musi on być zmotywowany do jej obrony:
"Ale człowiek, który swe pospolitej rzeczy
Służby oddał, tej krzywdy nie ma mieć na pieczy;
Dosyć na tym, kiedy praw, ani niesie wady;
Niechaj drugi boleje, niech sie spuka jady!".
Nie należy tez ufać, ze za cnotliwe i podporządkowane wyznacznikom moralnym życie człowiek otrzyma jakaś dodatkową nagrodę, na przykład łatwiejsze życie, jakieś łaski płynące z zaświatów, powodzenie. Otóż nie. Cnota, jak Pisze Kochanowski sama winna być dla niego szczęściem i radością:
"Cnota (tak jest bogata) nie może wziąć szkody
Ani sie też ogląda na ludzkie nagrody;
Sama ona nagrodą i płacą jest sobie
I krom nabytych przypraw świetna w swej ozdobie".
Jeżeli tylko ktoś starał się o cnotę, ale jeszcze jej nie posiadał, to nie mógł być przyjęty do grona stoików w starożytności. Mieli oni twardy podział na ludzi, którzy już ja osiągnęli, i na wszystkich innych, obojętnie czy się o nią starali czy w ogóle ich nie interesowała. Powodowało to, już wśród ludzi w renesansie częsta szarpaninę, kiedy znajdowali się wobec spraw przekraczających mich możliwości, niezależnie od tego jak bardzo starali się nad własnymi emocjami zapanować. Właśnie takie wydarzenie stało się motywem dla Jana Kochanowskiego by napisać "Treny" cykl wierszy pokazujących nie tyle żal po zmarłej, co kryzys pewnego stanu świadomości, który to głosił w swoich poprzednich wierszach. Po tym jak zamieszkał w Czarnolesie, ożenił się i doczekał dzieci, wydawało mu się, że znalazł raj na ziemi. Jednak kolejna śmierć kilku z nich, a w szczególności małej, prawie trzyletniej Urszulki, stała się dla niego momentem przełomu. Zdał sobie sprawę, ze świat jest zagadką, której człowiek ani nigdy nie wyjaśni ani nie będzie w stanie w stu procentach, czego wymagali stoicy, sprostać. Swoje "Treny" oparł o wymogi poetyki antycznej, stosując się do wzorców funeralnych, lecz znacznie je rozbudowując, gdyż starożytne epicedium, zawierało się zazwyczaj w jednym wierszu, a nie w tak rozbudowanym cyklu. W warstwie wersyfikacyjnej i stylistycznej czerpał w swoich "Trenach" z bogatej tradycji starożytnych wierszy funeralnych, mówiących o zasługach zmarłego, niepowetowanej po nim stracie, o żalu pozostałych przy życiu. Tak tez umiejscowił swoja postać wobec śmierci najukochańszej Urszulki. W "Trenie IX" poeta z ironią mówi o całej filozofii stoickiej, która nie zapewniła mu obiecywanego spokoju. Wymienia wszystkie pozorne tylko zalety stoickiej mądrości: dającej poczucie spokoju, przez co człowiek może zachowywać się niczym czysta, dusza, niczym anioł. Stoicy zapewniali, że człowiek nie ciesząc się w radości i nie smucąc w bólu, będzie uodporniony na całe zło świata. Kochanowski taka właśnie mądrość nazywa bezużyteczna:
"Kupić by cię Mądrości, za drogie pieniądze!
Która, jeśli prawdziwie mienią, wszytki żądze,
Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić,
A człowieka tylko nie w anioła odmienić,
Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,
Złym przygodom nie podległ, strachom nie hołduje".
Kochanowski z bólem wspomina, że poddał się tym naukom, zapomniał o tym, że są one czcze i nieprzydatne w wielu wypadkach życia ludzkiego. Zdawało mu się, że ma siłę i moc zmierzenia się ze światem, kiedy to jedno wydarzenie potrafiło mu zrujnować cały osiągnięty spokój. Taka właśnie wymowę ma zakończenie tego trenu:
"Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje
Na tym strawił, żebych był ujźrzał progi twoje!
Teraz nagle ze stopniów ostatnich zrzucony
I między insze, jeden z wiela, policzony".
Kochanowski dokonał w swoich trenach, rozliczenie nie tylko ze swoim życie, z własnymi emocjami, ale tez z filozofią, która jak pokazał na własnym przykładzie nie tylko nie potrafiła zapewnić tego, co obiecywała, ale wpędzała człowieka w niepotrzebna frustrację. Łudziła go, że jest on w stanie sam zapanować nad swoim życiem i być jego panem. Kochanowski doszedł do wniosku, ze sprzeczne jest to z rzeczywistością i pokazał, że człowiek jest w świecie zbyt słaby by sobie z nim poczynać i musi zwrócić się do Boga, który jest jego prawdziwym opiekunem i ucieczka, o czym pisał w ostatnich trenach z tego cyklu:
"Ale od wieku Twoja lutość słynie,
A pierwej świat zaginie,
Niż Ty wzgardzisz pokornym,
Chocia był długo przeciw Tobie spornym.
Wielkie przed Tobą są występy moje,
Lecz miłosierdzie Twoje
Przewyssza wszytki złości.
Użyj dziś, Panie, nade mną litości!".