W dniu jedenastego lutego w naszym gimnazjum zostały zorganizowane "Walentynki". Stało się tak dlatego, że za dwa dni rozpoczynały się nam ferie zimowe, stąd nie mogliśmy spotkać się czternastego lutego w gronie uczniowskim. Impreza odbywała się w szkolnej auli, nad jej przebiegiem czuwało grono pedagogiczne oraz samorząd uczniowski. Dla wszystkich klas dyrekcja szkoły ogłosiła "dzień wolny od zajęć", do uczestnictwa w święcie zakochanych zaproszono podczas ostatniej wywiadówki również rodziców wszystkich dzieci. Swoją pracę, chciałabym poświęcić omówieniu całości szkolnego wydarzenia, jego organizacji oraz przebiegu.

Na początek kilka słów o samej tradycji "Walentynek". Podobno "Dzień Zakochanych" organizowano już w średniowiecznej Anglii. Na terenach kontynentu europejskiego, święto upowszechniło się prawdopodobnie w XV wieku. W Polsce "Walentynki" pojawiły się niedawno, może kilka lat temu. Początkowo nie cieszyły się dużym zainteresowaniem, stopniowo zyskały popularność wśród młodych członków społeczeństwa naszego kraju. Dorośli zwykle bagatelizują znaczenie tego święta, w większości uważają, że są to jedynie dziecinne i nikomu nie potrzebne zabawy, na które w ogóle nie powinno się marnować czasu. Osobiście nie zgadzam się z taką opinią, podobnego zdania są również moi koledzy i koleżanki.

Według mnie, "Walentynki" pozwalają każdemu z nas na różne sposoby wyrazić swoje uczucia. Niejednokrotnie podkochujemy się w osobie z naszego najbliższego otoczenia, chcielibyśmy spotykać się z nią możliwie najczęściej, jednak ze względu na wrodzoną nieśmiałość boimy się zaproponować wspólnego spędzania czasu i bliższej znajomości. W "Dniu Zakochanych" młodzież ogarnia miłosny nastrój, powszechne staje się wysyłanie liścików, zawierających miłosne wyznania, jak również wręczanie niewielkich prezentów. Taka atmosfera niewątpliwie może wpłynąć na nas mobilizująco i w końcu uda nam się zagadnąć kolegę bądź koleżankę, którą od dawna jesteśmy zauroczeni.

U nas w gimnazjum, "Walentynki" trwały od samego rana aż do późnego wieczora. W "Radiowęźle" nadawano melancholijną muzykę. Kilka dni wcześniej, szkolni "radiowcy" specjalnie w tym celu przygotowali liczny zbiór płyt, zawierających najnowsze, romantyczne przeboje, w wykonaniu zarówno zespołów polskich jak i z zagranicy. W auli odbywały się tańce, panie kucharki ze szkolnej stołówki przygotowały wspaniały poczęstunek, coś w stylu tzw. "szwedzkiego stołu", z którego wszyscy mogliśmy swobodnie korzystać. Aby było to możliwe, przez ostatni miesiąc w gimnazjum trwała zbiórka pieniędzy. Akcja zakończyła się wielkim sukcesem, zebrano dużą ilość potrzebnych na realizację przedsięwzięcia środków. Posiłki prezentowały się bardzo różnorodnie i bogato, na stołach ustawiono również ogromną ilość butelek z coca colą, spritem, fantą oraz liczne kartoniki z sokami owocowymi. Na deser podano lody z czekoladową polewą. Na korytarzach w budynku, funkcjonowała tzw. "poczta miłosna", ciesząca się ogromną popularnością wśród uczniów. Każdy mógł wrzucić swój list lub podarunek do specjalnej skrzynki, którą co jakiś czas opróżniano i dostarczano przesyłki do adresatów. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane, a działanie "listonoszy" sprawne.

Na pierwszym piętrze budynku, w ostatniej sali zbudowano "Kącik walentynkowy". Podczas jego tworzenia, wykorzystano mnóstwo różowych dekoracji: uczniowskich stolików, przystrojonych obrusami w tym właśnie kolorze, kolorowej bibuły, zasłonek i innych. Ściany i strop sali, udekorowano wyciętymi z papieru i pomalowanymi na czerwony kolor serduszkami. W centrum "kącika", na specjalnym podeście ustawiono sprzęt grający, wraz z podłączonym do głównego pulpitu mikrofonem, przez który każdy mógł złożyć oficjalne życzenia dla wybranej przez siebie osoby. Za sprawą olbrzymich kolumn transmitujących dźwięk, głos ucznia był słyszalny niemalże w całym budynku szkoły. Nad sprawnym funkcjonowaniem "Kącika walentynkowego", pieczę sprawowały najlepsze uczennice z drugich klas: Aleksandra Bękul, Małgorzata Podgórna oraz Katarzyna Ejśler. Wykazały się dużym talentem organizatorskim, uważam, że świetnie sprawowały powierzone im funkcje.

Chciałabym wspomnieć o zachowaniu się naszych nauczycieli. Większość z nich zdecydowanie pochwalała walentynkowe przedsięwzięcie, które dyrekcja gimnazjum wraz z Radą Rodziców postanowiła zorganizować w dniu jedenastego lutego. Z dużym entuzjazmem wspólnie z uczniami przygotowywali całość imprezy, a w czasie jej trwania chętnie uczestniczyli w grach i miłosnych zabawach. Wyjątkiem był nauczyciel historii - pan Gawroniewicz, który wprawdzie pojawił się w tym dniu w szkole, jednakże miał wyjątkowo nadąsaną minę i ciągle starał się tłumaczyć w rozmowie z uczniami, że: Organizowanie Święta Zakochanych w Polsce, kłóci się z tradycją kraju, która powinna być niezmienna a nie otwarta na nie dające żadnego pożytku i niemądre innowacje. Wszyscy traktowali jego słowa z "przymrużeniem oka", nasz historyk jest człowiekiem wyjątkowo przekornym, zawsze ma odmienne zdanie od reszty grona pedagogicznego. Jest bardzo uparty, inni nauczyciele lubią się z nim sprzeczać, często w pokoju wychowawców słychać odgłosy niewielkich sporów, prowadzących zwykle do ogólnego śmiechu.

Uważam, że "Walentynki" w naszej szkole były udanym przedsięwzięciem. Uczestniczyłam niemalże we wszystkich miłosnych konkurencjach. Kilka razy wzięłam udział w tzw. "Flircie towarzyskim". Gra polegała na prowadzeniu "rozmowy bez słów" jedynie za pomocą specjalnych kart, zawierających przykładowe pytania i odpowiedzi. Taka zabawa doprowadza często do powstania bardzo zabawnych dialogów. Sprawiła mi ogromną przyjemność.