Wiliam Szekspir twierdził, że "świat jest teatrem, aktorami ludzie". Bertold Brecht z kolei mawiał, że o losie człowieka decyduje człowiek." Dwie sprzeczne opinie. Ale czy wykluczające się nawzajem? Czy w istocie jest tak, że człowiek jest tylko bezwolną lalką, zmuszoną odegrać rolę w spektaklu życia? Czy jednak może sam zaplanować i wyreżyserować życie? Szekspir uważał, że cały świat jest wielkim spektaklem, a na scenę wchodzą różni ludzie, wygłaszają swoje role i znikają w za kulisami, by już nigdy nie powrócić. Nie ma czasu na próby, od razu jest premiera naszego występu. Na scenę wchodzimy, kiedy się rodzimy, schodzimy zaś, gdy umieramy Jednak niektóre role są źle napisane, albo źle zagrane. Rola dobra, dobrze zagrana jest natomiast nagradzana brawami. W teatrze życia nie ma bisów, ciągle bowiem jest wiele ludzi, którzy czekają na wygłoszenie swojej roli.

A może jest tak, jak mawiał Brecht, że życie człowieka zależy tylko od niego, to on je kształtuje, ewentualnie kształtują go ludzie, którzy żyją obok nas. Czy zatem sami jesteśmy scenarzystami swojego życia, czy ktoś pisze nam role? Sami kierujemy sobą? Czy ktoś pociąga za sznurki sterujące naszym ciałem i umysłem?

Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, nie znamy odpowiedzi, choć szukamy ich od wieków. Zwolennicy idei, że "człowiek jest kowalem własnego losu" to zazwyczaj racjonaliści przekonani o potędze ludzkiego rozumu i ludzkich możliwości. Uważają oni, że człowiek sam decyduje o sobie, dokonuje wyborów, za które potem musi ponieść odpowiedzialność. Jest osamotniony w owych wyborach i nikt nie jest w stanie mu pomóc. Takie stanowisko przyjmowali egzystencjonaliści z Albertem Camus na czele. W Dżumie pisał on, że człowiek zależy tylko od siebie, często zapominając, że obok są inni, którzy potrzebują pomocy, bo są słabsi, nie potrafią dać sobie rady z wszechogarniającym złem. Egzystencjonaliści byli zdania, że człowiek realizuje swoje życie poprzez nieustanne wybory. Nie ma jednego scenariusza, jest wiele opcji do wyboru i nasze życie jest takie, jakich wyborów dokonujemy. Jeśli damy się pokonać "dżumie", jeśli się poddamy, nikt nas nie wyciągnie z takiej otchłani. Jeśli zaś będziemy z nią walczyć, nasze życie nabierze sensu.

Ludzie, którzy pokładają nadzieję w potęgę serca ludzkiego wierzą, że świat jest zbyt skomplikowany, żeby człowiek mógł nad nim zapanować. Twierdzą, że jest on zbyt słaby i wątły, by mógł sam decydować o sobie,. "Niezbadane są wyroki Pana" - mawiają ci ludzie i przekonani o swej znikomej roli w dziejach ludzkości z pokorą przyjmują to, co los zsyła. Świat jest tworem, którego ludzie, pomimo nieustannych prób, nie są w stanie poznać. Rządzi nim bowiem Absolut niepojmowalny przez ludzki rozum. Ów Absolut nazywa się różnie: Bogiem, Allachem, Buddą, przeznaczeniem, albo fatum. Nazwa Absolutu różnicuje ludzi, ale zawsze jest siłą, której człowiek nie jest w stanie poznać, jest siłą, od której całkowicie zależy jego los.

Więc gdzie leży prawda? Kto ma rację? Szekspir ze swą koncepcją teatru życia czy może Bertold Brecht?

Deizm, jedna z filozofii doby oświecenia, to "pogląd religijny, który zakłada istnienie jakiejś nieokreślonej dokładnie duchowej siły sprawczej, która stworzyła świat materialny i prawa nim rządzące, jednak nie ingeruje ona bezpośrednio w jego działanie. Istnienie tej siły sprawczej wyjaśnia w mniemaniu deistów racjonalną strukturę świata i stałość praw fizyki. " Ten pogląd wydaje się być "złotym środkiem". Istnieje Bóg, który nas stwarza, określa czas i miejsce naszego spektaklu a po wrzuceniu nas na scenę przypatruje się, jak gramy nasze życie. Kiedy rola się skończy zabiera nas z powrotem, by na nasze miejscu postawić innego aktora.

Bohater najbardziej znanej powieści Bolesława Prusa Lalka to człowiek, któremu los nie szczędził cierpień. "A więc jednak! Los miał wpływ na Wokulskiego" - opowiedzą ci, którzy są zwolennikami teorii, że o losie człowieka decyduje nieznana mu siła. Ale czy można przyznać im rację? Z pewnością sam Wokulski nie podzieliłby ich zdania. Był przecież pozytywistą, człowiekiem nauki, wierzącym w potęgę rozumu ludzkiego. Pragnął szczęścia tak, jak pragnie go każdy człowiek. Miał zamierzony cel, do którego dążył przez całe życie, skrupulatnie punkt po punkcie realizował plan. Skończył Szkołę Główną w Warszawie, zdobył majątek. Stał się sławnym, bogatym kupcem, udało mu się wejść na salony warszawskiej arystokracji, brał udział w przyjęciach, rautach. W swej drodze do kariery i awansu społecznego nie zapominał o najbardziej potrzebujących. Pomagał najbiedniejszym (Węgiełkowi, rodzinie Wysockiego), opiekował się panią Stawską, interesował się osiągnięciami naukowymi szalonego profesora Geista. Był dobrym człowiekiem. Ale głęboko nie szczęśliwym. Jeszcze przed swoim wyjazdem na wojnę spotkał w teatrze pannę Łęcką. Ona stała się jedynym celem jego życia. Wszystko, co robił było podporządkowane temu, by ją zdobyć. Miłość do Izabelli zawładnęła nim całkowicie. Ona napędzała go. Gdy Łęcka spojrzała łaskawiej na Wokulskiego, ten był pełen szczęścia, gdy zaś go ignorowała chodził smutny, pogrążony w depresji. Czasem nawet sam się dziwił swojej "miłosnej głupocie". Był kowalem swojego losu. Dokonywał takich wyborów, by osiągnąć swój cel. Ale zwolennicy tej teorii również nie mają racji. Przecież Wokulskiemu nie udało się zrealizować swojego pragnienia, choć tak bardzo tego pragnął i robił wszystko, by zdobyć miłość pięknej Beli. Sytuacja, w jakiej znalazł się bohater była od niego niezależna. To Bóg albo przypadek zadecydował o tym, że Wokulski poszedł do teatru i zobaczył Izabelę, a także o tym, że usłyszał rozmowę pomiędzy Kaziem Starskim a ukochaną, która złamała jego serce. Jednakże bohater sam podsycał swoje uczucie do Łęckiej, on jej pragnął. Dla niej nauczył się angielskiego, dla niej zdobył fortunę. Mógłby wieść spokojne życie u boku pani Stawskiej, ale chciał być wierny swoim namiętnościom. Mógł nie uczyć się angielskiego, mógł zapomnieć o platonicznym uczuciu. Jednak tego nie zrobił. Jego cierpienie wynikało poniekąd z jego własnych życiowych wyborów. Wokulski jest potwierdzeniem słuszności filozofii deistów. Bóg zesłał go na ziemię, zadecydował o czasie i miejscu spektaklu, ale realizację scenariusza i zagranie roli pozostawił Wokulskiemu. W pewnych momentach tylko dokonywał pewnych poprawek owego scenariusza. Również zakończenie Lalki zdaje się potwierdzać ten wniosek. Prus nie daje czytelnikowi konkretnego rozwiązania. Bohater być może popełnił samobójstwo, być może zamknął się w paryskiej pracowni profesora Geista i razem z nim pracuje nad nowymi wynalazkami. Mógł też wyjechać w podróż do Ameryki, albo Indii i całkiem możliwe, że kiedyś wróci do Warszawy. Możliwe też jest całkiem inne rozwiązanie.

Kordian - bohater dramatu romantycznego Juliusza Słowackiego to człowiek "rozdwojony w sobie". Odczuwa weltschmerz, nie umie pogodzić się z otaczającą rzeczywistością. Próbuje więc popełnić samobójstwo. Taki jest jego wybór. Miejsce i czas urodzenia się Kordiana zależały od siły wyższej. Urodził się w zniewolonej Polsce, a mógł przecież żyć w czasach Judyma, Ziembiewicza, albo być jak dr Rieux walczący w Oranie z dżumą. To, gdzie i kiedy się urodził znacząco wpłynęło na los bohatera. Zmęczony życiem w wieku kilkunastu lat próbował popełnić samobójstwo. Jednak w tym momencie w jego życie znów zaingerowała siła wyższa. Miał jakąś misje do spełnienia, nie mógł zginąć tak młodo. Całe późniejsze życie było j całkowicie podporządkowane jego wyborom. Udał się na szczyt Mont Blanc, gdzie zadecydował o samotnej walce przeciwko carowi. Mógł wybrać inną drogę walki, mógł posłuchać swoich współtowarzyszy, mógł również nakłonić ich do wspólnej walki. Kordian jednak wolał w samotności zorganizować zamach na cara. Poniósł klęskę, został umieszczony w domu wariatów a potem skazany na śmierć. Ale czy zginął? W przypadku Kordiana najbardziej prawdopodobne jest "współtworzenie" scenariusza jego życia przez Boga i wybory bohatera. Stoi przygotowany na śmierć, ale przecież car podpisał ułaskawienie dla Kordiana. Tylko owa siła wyższa zadecyduje teraz czy adiunkt carski zdąży przed rozstrzelaniem bohatera. Zatem czy nasze życie to współpisanie scenariusza życia przez Absolut i człowieka?

Ludzie rodzą się i są jak czyste nie zapisane kartki - tak głosili empirycy - i poprzez swoje wybory zapisują kartę życia. Czasem jednak Bóg dokonuje drobnych poprawek w naszych zapiskach.

Bohaterów literackich, którzy pasują do tego schematu jest wiele: Tomasz Judym, Cezary Baryka, Zenon Ziembiewicz, lord Jim. Wszyscy oni dysponowali swoim życiem poprzez wybory, jakich dokonywali. Pisali scenariusz swojego życia po swojemu, choć miał on wyraźnie określony czas, miejsce i środowisko akcji. Bóg wyznaczał dekoracje i kostiumy. Wprowadzał również innych aktorów, którzy grali swe role obok nich, ograniczając im czasem pole manewru. Jednak nasze życie zależy od nas i rację ma Brecht mówiąc: " o losie człowieka, decyduje człowiek". Zawsze jest czas na zmianę, zawsze można rozważyć swój wybór, zawsze można zmienić scenariusz, więc nie należy się podawać i być biernym wobec losu. Wystarczy tylko chcieć i mieć odwagę zająć się swoją "życiową rolą".