Hegel, wielki filozof przełomu XVIII i XIX wieku, którego poglądy stały się jedną z podstaw romantyzmu, napisał, że "państwo jest boską idea istniejącą na ziemi". Miał je on za istotniejsze od jednostki, która dopiero w ramach państwa nabierała wartości. Dlatego obok właściwego epoce romantyzmu indywidualizmu trzeba pamiętać, że człowiek podejmując nawet buntownicze decyzje, działał najczęściej w duchu stworzenia państwa, ustanowienia struktur możliwie najdoskonalszych. Bardziej praktycznie, podchodzili do tego zagadnienia teoretycy kolejnej epoki - pozytywizmu. Dla nich państwo oznaczało społeczeństwo, nadrzędne w tym zestawieniu, dlatego tez i inna była perspektywa jego budowy, co postaram się później opisać. Mówiąc z kolei o tych dwóch zagadnieniach, już na polskim gruncie trzeba zaznaczyć, że w tamtych czasach państwo polskie, jako takie nie istniało. Stad też jego idea była częściowo abstrakcyjna. Często zamiennie używano słów - ojczyzna, zaś później, właśnie w okresie pozytywizmu, społeczeństwo. Niezależnie jednak od epoki, większości Polaków przyświecała maksyma Cypriana Kamila Norwida, że "ojczyzna to wielki, zbiorowy obowiązek".

Rozpatrując jednak kształt społeczeństwa tych dwóch epok, trzeba się zastanowić najpierw nad jego kondycją moralną. W epoce "burz i naporów" formowało się ono dopiero. Musiał dokonać się przeskok ze szlacheckich, zaściankowych, znanych z Pana Tadeusza, realiów, do praktycznego życia. ". Usilnie wierzono, że istnieje siła w narodzie zdolna przetrwać najcięższe czasy. Słynne stały się słowa Wysockiego z Dziadów Adama Mickiewicza "Nasz naród jak lawa,/ Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, / Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;/ Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi". Zaczęto także inaczej postrzegać państwo. Najlepszym na to przykładem są słowa z Pieśni legionów polskich we Włoszech, które później stały się Hymnem Narodowym. "Jeszcze Polska nie umarła, / Kiedy my żyjemy./ Co nam obca moc wydarła, / szablą odbijemy". Czytając je widzimy, że w momencie utraty niepodległości, państwem stał się każdy obywatel. Każdy musiał poczuć się odpowiedzialnym za siebie, a przez to i za całość narodu. Najlepiej wyraził to wiele lat później Wyspiański w Weselu - "- Serce!? - A to Polska właśnie".

Wśród młodych ludzi lat dwudziestych XIX wieku, pojawiła się zaskakująca idea "Republiki Młodych"- tak bowiem właśnie określali swoje stowarzyszenie filomaci. Postanowili oni stworzyć własne kółko, w którym pracowaliby nad własnym rozwojem, moralnością, by w przyszłości rozszerzając ten krąg na coraz większe obszary. Ta praca nad samym sobą, myśl o jedności społeczeństwa, swoista demokracja, wcale nie odbiegała, jak można zauważyć, od pozytywistycznych zachowań. Jednak po rozbiciu przez carskie służby, idea jedności została zagrożona. Adam Mickiewicz członek tego stowarzyszenia, zrozumiał, że "razem młodzi przyjaciele, w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele", jest piękną ideą, lecz skazaną na przegranie. Musi się bowiem znaleźć jednostka na tyle silna i władcza, by potrafiła wziąć naródpaństwo w swoje ręce, w duchu wielkiej zań odpowiedzialności.

Taka postawa stałą się właśnie punktem wyjścia dla Konrada - bohatera dramatu Dziady. Mickiewiczowski bohater widząc niemoc ludzi, sam chce podjąć się dzieła budowy nowego, wspaniałego świata. Już w pierwszych słowach improwizacji mówi o swojej odrębności - "Samotność - cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi?". Czuje się ponad wszystkich, z racji czego chce, by Bóg, pierwszy Pan świata, dał mu "rząd dusz". Konrad widzi bowiem państwo jako wspólnotę ducha. Wadą jest jednak jego wielka duma. Chce rządzić, ale autorytatywnie i niepodzielnie. "Co ja zechcę niech wnet zgadną, / Spełnią, tym się uszczęśliwią, / A jeżeli się sprzeciwią, / Niechaj cierpią i przepadną". Jak widać nie najlepsze byłyby jego rządy, przez co to nie jemu objawia się Bóg, lecz skromnemu księdzu Piotrowi.

Od tak pojmowanych rządów odeszli pozytywiści. Jednym z podstawowych ich sformułowań stało się zresztą nie wyzwolenie, powstanie, lecz ciężka praca nad rozwojem gospodarki, przemysłu, handlu. W tym widzieli oni przyszłość państwa i społeczeństwa. Człowiekiem, obywatelem na miarę tamtych czasów, był społecznik poświęcający się w pracy organicznej. Właśnie to zagadnienie - "praca organiczna" najlepiej wyjaśnia pojecie społeczeństwa w II połowie XIX wieku. Ogół ludzi potraktowano jako jeden organizm, w którym każda część pełni ważną i nieodzowną dla działania całości funkcje. Zaczęto wtedy nauczać chłopów, starano się asymilować Żydów, rozumiejąc, że tylko zgodne współżycie wszystkich warstw społecznych może zapewnić sprawne działanie całego państwa, opierającego się przecież tyko na ludziach a nie urzędach, czy granicach. Odchodzono od indywidualizmu, na rzecz anonimowej i cichej pracy czynionej dla dobra wszystkich.

Z biegiem lat i liczbą podejmowanych wysiłków pisarze, działacze zauważyli jednak, że ich działania nie zawsze przynoszą poprawę sytuacji. Choć starano się o równość, braterstwo stare podziały, zaszłości, wreszcie nierówność majątkowa, były często przeszkodami nie do przebycia. Obraz społeczeństwa później doby pozytywizmu poznajemy najlepiej na przykładzie Lalki Bolesława Prusa. W tej potężnej powieści możemy zapoznać się z całym przekrojem społecznym, nie tylko pod względem wieku, ale i narodowości. Cała ta mozaika układa się jednak w bardzo pesymistyczną kompozycję. Naród, organizm dla pozytywistów, w Lalce pokazany jest w stanie bliskim rozkładu. Najbardziej wartościowe postaci umierają, bądź tajemniczo znikają, pokonane przez los, ale i przez innych. Wokulski, główny bohater powieści, wspaniały filantrop, handlarz tylko dlatego, że nie pochodzi z arystokracji, jest skazany z góry na ostracyzm wyższych sfer i pogardę kochanej przez niego Izabeli Łeckiej. Rzecki umiera pokonany przez, jak sam to określa, "tandeciarza" - dorobkiewicza Szlangbauma. Każda z postaci nosi w sobie jakąś zadrę, każda staję w obliczu przerastającej ją sytuacji. Rajskie wręcz realia gospodarstwa w Zasławku, gdzie u prezesowej Zasławskiej nawet zwierzęta żyją w harmonii, wydaje się utopijną i nierealną wizją społeczeństwa.

Ciekawe u pisarzy jest przejście z początkowego optymizmu do rozgoryczenia dotyczącego społeczeństwa. Pierwsze lata romantyzmu, to jeszcze wiara w jego siłę, nawet jeśliby pozostawała ona "w plugawej skorupie", końcówka epoki pozytywizmu, to bardzo krytyczne i pełne zawiedzionych nadziei refleksje obserwatorów społeczeństwa. Dlatego w kolejnych latach, ci, którzy będą starali się wybić ponad nie, jakoś zapanować nad nim, uleczyć je, nazwani zostaną "bezdomnymi".