Wiek XVIII, wiek oświecenia, to wiek, który niezwykle różni się od pozostałych epok literackich i nie tylko dlatego, że jako pierwszy w historii sięgnął, świadomie deklarując o swoich antycznych korzeniach, po wzorce z innych, przebrzmiałych już epok. Nie bez przyczyny zatem nazywany jest wiekiem filozofów - powstało w tym okresie naprawdę bardzo dużo filozoficznych doktryn oraz teorii ściśle definiujących świat oraz zamieszkujących ten świat ludzi. Nastąpiła wreszcie gruntowna odnowa moralna i obyczajowa, choć niektórzy twierdzą, że oświecenie wyrządziło więcej złego, niż kilkaset lat myśli filozoficznej wcześniej i jeszcze niemalże drugie tyle później. A jak wyglądał ówczesny człowiek? - na to pytanie postaram się właśnie odpowiedzieć w swojej pracy - kształtując odpowiedź w zależności od omawianego aspektu ludzkiej aktywności.
Nie od dziś wiadomo, że nie istnieje żadna epoka literacka, która nie ma swojego zaplecza filozoficznego i oświecenie ani nawet w najdrobniejszym szczególe od tej reguły nie odbiega, co więcej - jeśli udałoby się odnaleźć wśród spuścizny literackiej choćby jeden tekst, który nie wpisywałby się w ogólnoprądowe tendencje, wówczas, jak mawiał Zagłoba, niech zginę ja i pchły moje. To historycznoliterackie nawiązanie ma być zapowiedzią pierwszego i chyba najważniejszego systemu filozoficznego - racjonalizmu. Jego twórcą był Kartezjusz, którego słowa, myślę, więc jestem, stały się desideratą dla chyba wszystkich żyjących w epoce oświecenia autorów, naukowców i polityków. Jego następcy zgodnie stwierdzili, że jedynie rozumowe podejście do tajemnicy istnienia jest gwarantem pełni jej poznania a tym samym gwarantem najskuteczniejszego i najpełniejszego przeżycia życia. Systemem, który można określać, jako pochodną racjonalizmu, był empiryzm. Jego prekursorem był brytyjski filozof, Francis Bacon, który postulował, oczywiście rozumowe podejście do życia, jednak za prawdę gotów był uznać jedynie fakty, które można było później zweryfikować za pomocą własnego doświadczenia. Trzecim wielkim myślicielem epoki był John Locke, który każdego człowieka wyposażył w czystą kartę, tabula rasa, a którą każdy z nas ma wypełniać całym swoim życiem. Była to odpowiedź na teorię deterministyczną wpisującą nas w konkretne schematy społeczne, polityczne i obyczajowe. Jaki więc był człowiek epoki oświecenia z punktu widzenia filozofii? - był wolny od wszelkich schematów poznawczych, bowiem wiedział, że jedyną instancją, której może w pełni ufać, jest jego własny rozum, co więcej, gotowy był zawsze sprawdzić własną teorię, zanim podał ją jako prawdę absolutną, a nawet wówczas gotów był zmienić własne zdanie, jeśli ktoś inny przedstawił racjonalne dowody.
Mówiąc o człowieku nie możemy nie wspomnieć o duchowym aspekcie jego życia. Być może niestety, a być może na szczęście, wiek osiemnasty definitywnie ograniczył rolę kościoła w życiu państwa, co więcej równie restrykcyjnie potraktował wszelkiego rodzaju zakony odbierając im znaczną ilość dotychczasowych ziem oraz pozbawiając większej części praw. Nie przemilczał również kwestii Boga, który stał się dla człowieka oświeconego mało znaczącym hasłem, którego zadaniem jest utrzymać w ryzach "ciemnych obywateli przerażonych wizją ewentualnego potępienia po śmierci". Dlatego właśnie w bardzo krótkim czasie rozwinęły się dwa systemy filozoficzne - deizm i ateizm - które określały pozycje, które warto zajmować względem "problemu obecności Boga i Jego możliwości" względem człowieka. Należy w tym miejscu koniecznie wspomnieć nazwiska Woltera i Holbacha, którzy najgorliwiej postulowali ostateczne porzucenie idei Boga, którą uważali za najgorsze dziedzictwo z przeszłości.
Widać więc, że człowiek oświecenia został na świecie sam i chyba nie można powiedzieć, że źle mu z tą samotnością było, bowiem poczuł się na reszcie wyzwolony spod tak wszechstronnej kontroli i skomplikowanego systemu ograniczeń w postaci przykazań, postów i wszelkiego rodzaju kościelnych "fanaberii". Co więcej wyzwolenie owo przyczyniło się w niezwykle znaczący sposób do rozwoju człowieka jako istoty myślącej, a przede wszystkim inteligentnie poznającej otaczający go świat. Raz na zawsze ucięto skrzydła teoriom o boskiej interwencji w przypadku powodzi, wybuchów wulkanów czy wiejących wiatrach. Naukowy postęp był bowiem właśnie konsekwencją oderwania nauki świeckiej spod, jakże troskliwie przesłaniających świat, szat zakonników. Przyroda, nawet jeśli jest dziełem Boga, to od Jego czasów diametralnie się zmieniła, zatem jest polem niekończących się odkryć, stwarza możliwość wspaniałych badań i wreszcie jest najpiękniejszym tłem dla realizacji architektonicznych. Oczywiście "samotność" człowieka przekładała się na samotność jego edukacji, bowiem, można powiedzieć "WRESZCIE", zaczęły się ukazywać książki definiujące świat zgodnie z prawdą ogólną, nie zaś zgodnie z prawdą kościelną, a przykładem niech będzie w tym miejscu Wielka Encyklopedia Francuska, będąca bezprecedensowym dziełem bardzo wielu autorów, nad których pracą czuwał jednak niemalże przez cały czas Denis Diderot.
Kim zaś jest człowiek oświecenia? Cóż, z całą pewnością jak ognia unika wszelkiego rodzaju przesądów, wątpliwości przed nieuzasadnionym oraz śmiało rzuca wyzwanie losowi, który uważa zawsze za sprzyjający. To naukowiec, który poszukuje na swej drodze prawdy o świcie, który ma zaszczyt obserwować, a który wciąż jest dla niego źródłem doświadczenia, to zawsze chętny do dyskusji akademik, głody wiedzy i ciekawy poglądów drugiego człowieka, to filozof, który nie daje się zbywać półśrodkami czy nieścisłymi pod względem metodologicznym argumentami, bowiem dla niego lepsza jest niewiedza niż próba dokonania przekłamania na tle naukowym. To artysta, który swe wystąpienia poprzedza długim studium obranej przez siebie formy przekazu i nie odważy się zaistnieć, dopóki nie osiągnie przekonania, że jego dzieło godne jest gatunku, który będzie reprezentować, to już nie tylko obserwator rzeczywistości, ale wyczulony na każdą, nawet najdrobniejszą zmianę, jej kodyfikator, który poświęca niezwykle dużo czasu analizie zebranych faktów, zanim nada im kształt poetycki, wreszcie to jednostka wybijająca się wysoko ponad średnią społeczną, co zawdzięcza własnemu wysiłkowi włożonemu w długie lata studiów i doskonaleniu własnego warsztatu.
I z całą pewnością kimś takim jest właśnie "główny bohater" mojej dzisiejszej pracy - Stanisław Staszic. Urodził się 1755 roku w niewielkim mieście w Wielkopolsce w rodzinie mieszczańskiej. Można powiedzieć, że początek jego życia jest jawnym zaprzeczeniem teorii oświeceniowej, bowiem bardzo religijni rodzice, niemal od samego początku przeznaczyli go do stanu duchownego, który gwarantował spokojną i dostatnią przyszłość. Staszic odebrał gruntowne wykształcenie, zarówno w kraju, jak i zagranicą (studiował m. in. nauki przyrodnicze u samego Buffona), co pozwoliło mu objąć posadę nauczyciela na dworze Andrzeja Zamoyskiego. W krótkim czasie zapoznał on niemalże całą, a dodam, że była ona naprawdę obszerna, bibliotekę pracodawcy, co zaowocowało później niezwykłymi, jak na polskie warunki przemyśleniami z zakresu polityki, historii a przede wszystkim ekonomii i ekonomiki. Był gorącym zwolennikiem reform, które objąć miały większość dziedzin życia w Polsce - postulował gruntowną przebudowę systemu politycznego (od urzędu królewskiego po nadanie prawa głosu mieszczanom), absolutną zmianę systemu edukacji (tu przede wszystkim wyłączenie szkół spod wpływów kościelnych oraz wprowadzenie koniecznej zasady łączenia teorii z praktyką), wreszcie zmianę praw ( m. in. odebranie większości przywilejów z zasadą liberum veto na czele oraz zniesienie odrobku pańszczyźnianego wraz nadaniem chłopom wolności osobistej) i obyczajów szlacheckich, w których upatrywał głównych przyczyn katastrofalnej sytuacji Polski. Swoje poglądy społeczno - polityczne wyłożył w dwóch dziełach: Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego oraz Przestrogi dla Polski.
Rok 2005 jest rokiem, w którym przypada 250. rocznica śmierci człowieka, którego uważa się za jednego z najważniejszych teoretyków polskiego oświecenia. Wielu badaczy twierdzi, że to właśnie jemu w dużej mierze zawdzięczamy ostateczny kształt Konstytucji Majowej, w której tworzenie, zaangażował cały swój potencjał. Bez wątpienia ktoś taki jak Staszic przydałby się na współczesnej scenie politycznej, na której coraz częściej pojawiają się ludzie nie mający nic wspólnego z postulatami, które głosił i uznawał za ważne dwa wieki temu, a zatem ludzie nie posiadający odpowiedniego (a bywa, że jakiegokolwiek) wykształcenia, nie znający się na tak naprawdę na niczym, których język polityczny ograniczony jest do krzyku, w którym nie padają żadne rozsądne argumenty. Staszic sformułował swój program jasno i co najważniejsze oparł na dokładnej analizie problemów a nie na swoim "widzimisię", dlatego właśnie mógłby posłużyć za wzór w dzisiejszym sejmie.
A ujmując tę kwestię nieco bardziej ogólnie, to z przykrością muszę stwierdzić - O tempora! O mores!, ponieważ dzisiejszy świat coraz większą wartość zaczyna przywiązywać do wartości, które były niejako podstawowymi w okresie oświecenia. Przypomnijmy ideał nauki, rozumowego podejścia do problemu, ciągłej chęci weryfikowania prawdy w oparciu o własne doświadczenie, przypomnijmy otwartość na zjawiska kultury i sztuki przy jednoczesnym zachowaniu świadomości tradycji i wierności pewnym wzorcom, uważanym za idealne, przypomnijmy chęć ciągłej zmiany i doskonalenia tak siebie, jak i otaczającego świata. Wyłania się nam więc człowiek, którego życiowym celem jest rozwój, a gdyby tak dodać do tego jeszcze chęć odniesienia sukcesu zawodowego, życiowego i w zakresie realizowanej pasji? Wówczas otrzymalibyśmy typowego człowieka progu XXI wieku. Czy zatem historia zatoczyła koło, czy moja interpretacja problemu zboczyła nieco z właściwych torów? Tak czy siak wydaje mi się, że mam rację, jeśli zaś jej nie mam - sprawdzę wszystko od nowa, a później zabiorę głos w sprawie raz jeszcze, mądrzejszy o kolejne doświadczenia…