Ludowa mądrość mówi jednoznacznie: nie ma zbrodni bez kary. Każde zło pociąga za sobą konsekwencje, odbija się też niekorzystnie na ludzkiej psychice. Osoba, która w jakikolwiek sposób miała do czynienia ze zbrodnią jako bezpośredni obserwator czy tym bardziej jako wykonawca, spotyka się z niezwykle silnymi, skrajnymi emocjami, przeżyciami wewnętrznymi; nie każdy potrafi nad nimi zapanować i przejść do porządku dziennego. Można to bardzo wyraźnie zobaczyć na przykładzie wpływu, jaki na ludzkiej psychice odcisnęło okrutne doświadczenie wojny. Podczas tej krwawej "spełnionej Apokalipsy" miliony ludzi traciły życie, lecz nawet ci, którzy ocaleli, zostali na zawsze okaleczeni psychicznie. Ten niewyobrażalny wstrząs został uwieczniony w utworach prozatorskich, lirycznych dramatycznych, ale także w dziełach filmowych, plastycznych i muzycznych.

Zanim przejdę do refleksji nad konkretnymi obrazami zbrodni w literaturze spróbuję odpowiedzieć na pytanie - czym jest zbrodnia? Według słownikowych definicji jest ona poważnym przestępstwem naruszającym wszelkie normy wyznaczone przez etykę oraz zasady życia społecznego. Ze zbrodnią mamy do czynienia, gdy ktoś kogoś zabije lub ciężko pobije. W kategoriach religijnych zbrodnia wiąże się zawsze z popełnieniem grzechu śmiertelnego, zaś w ujęciu świeckim - jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu i prawo właśnie reguluje zasady postępowania wobec złoczyńców (po przeprowadzonym śledztwie, rozprawie sądowej oraz skazującym wyroku spotyka ich zazwyczaj kara więzienia).

Bohater, na którego psychikę i dalsze postępowanie zbrodnia miała ogromny wpływ, jest tytułowa postać dramatu Williama Szekspira, Makbet. Jego sylwetka ma swoje uzasadnienie w historii - Makbet, postać historyczna, to król szkocki i skrytobójca, który doszedł do władzy poprzez morderstwo Duncana, człowieka będącego prawowitym władcą (wydarzenie to miało miejsce w roku 1040). Okazało się jednak, iż fortuna kołem się toczy i historia lubi się czasami powtarzać. Niespełna dwudziestoletnie panowanie Makbeta (trwające do roku 1057) zakończyła podobna śmierć z ręki Malcolma (który po tej zbrodni koronował się na króla szkockiego jako Malcolm III). Kiedy czytamy dzieło Szekspira samoistnie narzuca się natrętne pytanie: dlaczego? Dlaczego musiało tak być, że został zamordowany niewinny i prawy Duncan? Co w rzeczywistości pchnęło Makbeta do tak okrutnej zbrodni, jak silna musiała być jego żądza władzy, skoro potrafił dla niej poświęcić życie swego władcy, ale zarazem i przyjaciela? Co sprawiło, iż "żelazna" Lady Makbet w pewnym momencie straciła panowanie nad sobą i popadła w obłęd? Oprócz tych, być może nieco naiwnych pytań, pobudza do refleksji jeszcze jedna kwestia: dlaczego zdobywając stanowisko, pieniądze i tak bardzo upragnioną i wyczekiwaną władzę (a więc spełniając swoje marzenia) Makbet wraz ze swoją żoną nie osiągnęli spokoju ani szczęścia?

Kim był Makbet jako człowiek - trudno jednoznacznie określić jego osobowość, gdyż jest typowym przykładem bohatera dynamicznego, zmieniającego się w toku akcji. Początkowo jest człowiekiem dobrym, odważnym

i szlachetnym, zdawać by się mogło - rycerski ideał. Już wtedy jednak nieobce mu są wady i słabości, przede wszystkim nadmierna ambicja i pragnienie władzy. Stopniowo te pragnienia zaczynają mu przysłaniać wszystko inne, Makbet przestaje poddawać swoje czyny i zamierzenia trzeźwej, racjonalnej ocenie. Gdy nadchodzi decydujący moment kieruje się wyłącznie chorą żądzą władzy, emocją i instynktem, nie myśli zdroworozsądkowo, nie przewiduje konsekwencji swego postępowania, liczy się tylko ta konkretna chwila. Zapomina o zasadach i dlatego zaprzecza rycerskiemu toposowi. Posuwa się do zdrady; popełnia morderstwo na osobach, które obdarzyły go zaufaniem. Z pewnością Makbetowi można zarzucić nieodpowiedzialność, daje się bowiem poznać jako osoba, która woli obarczać odpowiedzialnością za swoje czyny innych; dzięki temu zyskuje pozorny spokój sumienia, uwolnienie się od dręczących wyrzutów "bo to przecież nie był mój pomysł".

Takie usprawiedliwienia świadczą o jego niedojrzałości, bo przecież Makbet jako mężczyzna, człowiek dorosły, rycerz powinien być w pełni świadomy, że to on kieruje swoim życiem i nie ma prawa przerzucać odpowiedzialności za nie na innych ludzi. W decydującym momencie mógł przecież wycofać się, powiedzieć stanowcze "nie", ale nie zrobił tego, poruszył całą lawinę zbrodni i im dalej brnął, tym trudniejszy byłby powrót z obranej drogi.

"Błądzić jest rzeczą ludzką". Makbet był człowiekiem i miał prawo do pomyłek. Pozwolił, aby pokierowały nim najniższe instynkty i emocje. Niepohamowana żądza władzy zmagała się w nim z panicznym strachem. Stopniowo jednak bohater pozbywa się lęku, kiedy widzi, że nie spotkała go żadna kara za popełnione zło. Wtedy czuje się bezkarny. Jeszcze po pierwszym morderstwie - kiedy zabił Duncana - targały nim wyrzuty sumienia. Było mu żal, że zgładził tak dobrego człowieka, z czasem jednak zdołał zagłuszyć w sobie te głosy. Można powiedzieć, iż przyzwyczaił się do myśli o zbrodni, a samo zabójstwo spowszedniało mu, straciło więc na swej grozie i dramaturgii. Kiedy podczas uczty na zamku objawił mu się duch zabitego Banca, przestraszył się już tylko widoku zjawy oraz samego faktu jej istnienia, ale te uczucie nie pociągnęły za sobą wyrzutów sumienia, żalu za grzechy. Makbet oswoił się z myślą o zbrodni, śmierć człowieka przestała już robić na nim jakiekolwiek wrażenie. Nie odczuwał żadnej skruchy ani żalu, kiedy patrzył na umierającą żoną i dzieci Makdufa. Staje się obojętny na zło i ten stan systematycznie ulega pogłębieniu. Jeśli kiedykolwiek stać go było na ludzkie uczucia wkraczając na drogę zbrodni wyzbył się ich zupełnie. Dla władzy wyrzekł się całej szlachetności, lojalności oraz przyjaźni, ponieważ jednak zdawał sobie doskonale sprawę, jakimi środkami zdobył królewską koronę, prześladował go strach, iż ktoś w podobny sposób odbierze mu władzę. Stał się podejrzliwy i nieufny wobec otoczenia. Uwierzył, że jedynym sposobem, na utrzymanie swego stanowiska jest brutalna eliminacja prawdziwych i domniemanych przeciwników.

Wydaje mi się, że można zaryzykować stwierdzenie, iż jednym z najstraszniejszych skutków morderstwa Duncana dla Makbeta był fakt, iż całkowitemu zrujnowaniu uległo jego życie osobiste. Część dawnych przyjaciół bohatera sama odwróciła się od niego, część została zamordowana na jego rozkaz. Makbet, niegdyś poważany, cieszący się szacunkiem i uznaniem nagle stał się znienawidzony przez swoje najbliższe otoczenie. Ludzie, którzy są wokół niego myślą albo o ucieczce, albo o zamordowaniu go lub przynajmniej o pozbawieniu go tronu. Zbrodnia Makbeta przynosi również katastrofalne skutki dla jego małżeństwa. Lady Makbet nie może unieść ciężaru winy. Wyrzuty sumienia sprowadzają w jej przypadku szaleństwo, poważną psychiczną chorobę, a w ostateczności - samobójczą śmierć. Reakcja Makbeta na wieść o jej śmierci jest zdumiewająca, bohater nie wybucha ani żalem, ani furią. Czynnikami, które zrujnowały całkowicie jego psychikę, ale także i zdrowie fizyczne, okazały się być: chora, posunięta do niewyobrażalnych wręcz rozmiarów ambicja dojścia do władzy oraz paraliżujący lęk. Kolejny raz okazało się, iż konsekwencją zła może być tylko coraz większe zło. Przestępstwo przestaje być już dla człowieka czymś nadzwyczajnym, to po prostu konieczność - bohater już nie umie odnaleźć innego wyjścia z sytuacji jak uśmiercenie prawdziwego czy potencjalnego wroga, łatwiej przecież kogoś zabić, niż próbować rozwiązać zaistniały konflikt. Takie rozwiązanie jest ostateczne oraz daje gwarancję, że problem się już na pewno nie powtórzy. Przypuszczalnie Makbet pragnął być władcą dobrym i sprawiedliwym, szanowanym i kochanym przez poddanych, ale z chwilą objęcia władzy przestał liczyć się z kimkolwiek. Zapomniał o tym, że nie sposób zbudować swego wizerunku

i dobrego imienia na takich podwalinach jak on. Kiedy u początków stoi zdrada i morderstwo, nie jest możliwe aby mogło to zaprowadzić to szczęśliwych i sprawiedliwych rządów. Bohater Szekspira uwierzył, iż cel uświęca środek. Taką polityką doprowadził do upadku państwa. Poddani nienawidzą go, gdyż słusznie obwiniają właśnie władcę o taki stan rzeczy, widzą w nim ciemiężyciela, który poprzez władzę próbuje zaspokoić własne ambicje i kaprysy na ostatnim miejscu mając rzeczywiste dobro państwa i pojedynczych obywateli. Postępowaniem Makbeta sterują nieuświadomione żądze i leżące głęboko kompleksy. Droga, która wybrał, nie usunie ich, a wręcz przeciwnie: im więcej ludzi zabije, tym większy będzie jego strach, poczucie osaczenia. Takie drogi są w rzeczywistości ślepymi zaułkami, z których już nie ma odwrotu.

Chociaż mówi się, że polifoniczna powieść Fiodora Dostojewskiego "Zbrodnia i kara" jest opowieścią przede wszystkim jednak o zbrodni, to w rzeczywistości bohater praktycznie już od momentu popełnienia zbrodni płaci za nią wysoką cenę. Dręczony wyrzutami sumienia nie potrafi normalnie funkcjonować. Jego życie zmienia się całkowicie od chwili, kiedy zabił starą lichwiarkę Lizawietę. Raskolnikow jest studentem prawa, jego najbliższa rodzina - matka i siostra - żyją na skraju nędzy, on sam również ma powazne problemy finansowe. Zdawać by się mogło zatem, iż głównym motywem, jaki pchnął go do popełnienia morderstwa, była chęć zysku, nie jest to jednak prawda, a przynajmniej - nie cała prawda. Rodion dzielił ludzi na dwie kategorie: tych, którzy byli nic nieznaczącymi "wszami" oraz jednostki wybitne (za taką osobę uważał właśnie siebie). Według niego takie jednostki mają pełne prawo do łamania praw i zasad moralnych i społecznych, co więcej - mają wręcz obowiązek, aby uchronić społeczeństwo przed ludźmi "gorszego gatunku" . Stara kobieta była dla niego nieprzydatnym "śmieciem ludzkim", pieniądze, które zdobywała za pomocą lichwiarstwa, planował rozdać osobom znajdującym się w potrzebie. Pomimo, że bohater odnalazł szereg usprawiedliwiających go argumentów, nie uspokoiły one dręczących go wyrzutów sumienia. Wnętrze Raskolnikowa kipiało nadmiarem emocji, ale na zewnątrz musiał udawać zimnego i obojętnego, aby nie wzbudzać podejrzeń. Rodion zdawał sobie sprawę, że jeśli chce przechytrzyć śledczych, nie może ujawnić swojego wewnętrznego rozdarcia, prawdziwego stanu psychicznego. Wiedział, że musi przynajmniej stwarzać pozory normalności, ale było to ponad jego siły. Wytrawny sędzia śledczy, Porfiry Pietrowicz dość szybko zorientował się, że bohater dusi w sobie jakąś tajemnicę. Stosują psychologiczne chwyty i pułapki sprawił, że Raskolnikow w rezultacie sam przyznał się do zamordowania Lizawiety. To przyznanie się do winy nastąpiło pod wpływem ewangelicznych nauk Soni. Była to prostytutka, jednak jej dusza pozostała niewinna i czysta. To dzięki niej Rodion otrzymał szansę na zawrócenie z błędnej drogi, nawrócenie się i rozpoczęcie nowego życia. Sześć lat katorgi, na którą udała się wspólnie z nim Sonia, było swoistym czyśćcem, ale gdyby nie to, życie bohatera zamieniłoby się rychło w piekło. Teoria Rodiona na temat nadludzi i ich prawa do decydowania o życiu bądź śmierci innych ludzi została zburzona wkrótce po dokonanej przez niego zbrodni, nie potrafił bowiem żyć normalnie ze świadomością tego, co uczynił. Popadł w chorobę przejawiającą się w majakach, koszmarach i różnych wyobrażeniach. Bohater powieści stał się przewrażliwiony na punkcie swoim i zabójstwa. W każdej, choćby najbardziej niewinnej

i drobnej uwadze na ten temat wyczuwał podstęp. W ten sposób osiągnął skutek wręcz odwrotny skupiając na sobie uwagę otoczenia i wzbudzając podejrzliwość swym odmiennym, nienaturalnym zachowaniem. Z jednej strony pragnie on zakończyć ten przeciągający się koszmar popełniając samobójstwo, z drugiej - rozważa zgłoszenie wszystkiego na policji. To niewątpliwie człowiek, którego cechuje słaba wiara - nie potrafi się modlić, chociaż potrzebuje modlitwy do Boga i jego przebaczającej miłości. Dopiero prostytutka Sonia uświadamia mu zło, jakie wyrządził i wskazuje drogę pokuty. Pierwszy krok do odrodzenia moralnego to przyznanie się do popełnionej zbrodni, drugi człon tytułu - "kara" jest nieodłącznym elementem "zbrodni", pozwala na wewnętrzne oczyszczenie oraz daje nadzieję na rozpoczęcie nowego, lepszego życia.

Masowe zbrodnie dokonywane w imię nieludzkiej ideologii są tematem zbioru opowiadań Zofii Nałkowskiej pt. "Medaliony". W tym wstrząsającym dokumencie wiele jest świadectw ludzi, dla których ludobójstwo i nieopisane cierpienia ludzkie były znane nie z opowiadań innych ludzi, ale własnych doświadczeń. Utwory Nałkowskiej świadczą jak wielkich spustoszeń dokonała wojna, jak trwale i głęboko odczuła to psychika.

W opowiadaniu pt. "Profesor Spanner" autorka dała świadectwo okrutnym praktykom lekarskim. Tytułowy bohater dopuszczał się haniebnego i przerażającego procederu eksperymentowania na zwłokach. Dantejskie opisy gotujących się ciał, pieców służących do spalania "odpadków" oraz ludzkich kości czy pojemników, w których pełno było ludzkich głów. Wydawać by się mogło, że są to makabryczne wizje chorego umysłowo człowieka, a jednak to okrutna wojenna rzeczywistość. Nałkowska przytacza także szokującą wypowiedź. Młody gdańszczanin - pomocnik profesora Spannera - pracował podczas wojny przy wyrabianiu mydła. Surowcem do jego produkcji był ludzki tłuszcz. Przeraża fakt, iż ten młody człowiek traktował zarówno "pracę" profesora, jak i swoją "pomoc" jako normalne zajęcie. Nikt mu nie uświadomił, że wyrabiając mydło z ludzkiego tłuszczu staje się współodpowiedzialny za hitlerowskie zbrodnie. Nie obchodzi go tragedia jaka dotknęła miliony niewinnych, bezbronnych ofiar, o Niemcach wypowiada się z podziwem: "w Niemczech umieją zrobić coś z niczego". Nietrudno odgadnąć, że to "coś" jest mydłem, natomiast "nic" - taka jest zdaniem tego młodego człowieka wartość ludzkiego ciała. Autorka tych wstrząsających opowiadań stwierdza, że ofiarami wojny są także ci, którzy musieli patrzeć na straszliwe nazistowskie zbrodnie - a więc cała ludzkość. To zwolennicy Hitlera wpoili gdańszczaninowi obojętność na zbrodnię. Pokazali, że można ją traktować jako coś normalnego, wpisanego w rzeczywistość tym samym pozbawili go wrażliwości na ludzką krzywdę, ból, cierpienie. Pozbawili go także być może najcenniejszego wewnętrznego bogactwa - sumienia wyznaczającego granicę pomiędzy dobrem a złem. Mężczyźnie z opowiadania niewiele potrzeba do szczęścia - wystarczy mu fakt, iż ocalał, on nawet nie zdaje sobie sprawy, jak ogromnych spustoszeń dokonały przeżycia wojenne w jego psychice.

Opowiadanie "Dorośli i dzieci w Oświęcimiu" uświadamia, że również sumienia małych dzieci zostały zniekształcone przez okrucieństwa wojny. Małe dzieci zapytane, co robią, odpowiadają, iż bawią się "...w palenie Żydów". Ta szokująca odpowiedź nie wymaga żadnego komentarza, jakiekolwiek słowa byłyby zbędne

i nie na miejscu w obliczu tak ogromnej tragedii...

Na pytanie, jak mocno zbrodnia oddziałuje na człowieka dawał odpowiedź także inny twórca czasów "spełnionej Apokalipsy", Tadeusz Borowski. W behawiorystyczny sposób, rezygnując z komentarzy i wnikania w myśli czy przeżycia wewnętrzne bohatera, Borowski pokazał jak destruktywnie masowa zbrodnia odciska się zarówno na psychice, jak i na etycznym kodeksie człowieka. Jego opowiadania ukazują brutalną, obozową rzeczywistość bez żadnych upiększeń czy prób heroizacji więźniów. Jedynym sposobem na ocalenie w obozowym piekle jest zdaniem pisarza żerowanie na innych. Ktoś musi zginąć, a szansę na przetrwanie mają wyłącznie najsilniejsze jednostki. Nic dziwnego, że w takich warunkach zanika etyka chrześcijańska oraz wszelkie moralne normy. Przykładem może być opowiadanie "U nas w Auschwitzu..." przedstawiające syna wpychającego ojca do gazowej komory. Człowiek zlagrowany, to człowiek zezwierzęcony, który zatracił jakiekolwiek zasady.

Opowiadanie "Proszę państwa do gazu" przynosi obraz młodej matki. Kobieta nie chce przyznać się do własnego dziecka ze strachu przed śmiercią. Obóz potrafi więc całkowicie upodlić człowieka, pozbawić go wszelkiej ludzkiej godności. Bezwzględna walka o przetrwanie okazuje się być silniejsza nawet od instynktu macierzyńskiego. Okazuje się, że jedyną oznaką współczucia wobec skazanych na śmierć więźniów jest milczenie o czekającym ich losie: "jest prawo obozu, że ludzi idących na śmierć oszukuje się do ostatniej chwili. Jest to jedyna dopuszczalna forma litości".

O tym, że ofiarami wojny zostali także "wybrańcy", ci, którzy przeżyli, przekonujemy się czytając wiersze Tadeusza Różewicza. Liryk pt. "Ocalony" będący jakby głosem całej generacji Kolumbów ukazuje wstrząsający portret człowieka ocalałego. Ten szczęśliwiec może jednak cieszyć się wyłącznie zdrowym ciałem, gdyż w jego duszy wojna odcisnęła swą pieczęć. To "naznaczenie" koszmarem wojennym nie pozwala na normalne życie. Powracające wciąż wspomnienia sprawiają, że taki człowiek wciąż pamięta o bolesnych doświadczeniach, nie może otrząsnąć się, zostawić przeszłości poza sobą i iść doi przodu. "Ocalony" utracił jeszcze jedną, niezwykle cenną i potrzebną rzecz - system wartości i zasad. Podczas wojny życie ludzkie zatraciło jakąkolwiek wartość, podobnie wszystkie zasady. Zostały zatarte różnice pomiędzy miłością

i nienawiścią, wrogiem i przyjacielem, ciemnością i światłem, ale także pomiędzy dobrem i złem czy prawdą

i kłamstwem. To puste wyrazy, nie zawierają w sobie żadnej treści. W takiej sytuacji, kiedy prawa Dekalogu zostały zdeptane, podmiot liryczny rozpaczliwie woła "o nauczyciela i mistrza". Ujawnia to głęboka potrzebę jasnych, wyraziście określonych zasad, oddzielenia tego, co białe od tego, co czarne.

Ścieżki życia postaci literackich, którzy w pewnym momencie swej drogi zetknęli się ze zbrodnią ukazują, iż nie ma możliwości, by dało się zapanować nad własną psychiką. Zbrodnia jest czymś odrażającym i przerażającym, dlatego odciska na wnętrzu osób w nią zamieszanych niezatarte piętno. Konsekwencje są różne: może być tak, że zostają zagłuszone wyrzuty sumienia i wtedy przestępca pozbywa się jakichkolwiek zahamowań, są także przypadki głębokiego poczucia winy prowadzącej częstokroć do prób samobójczych, bywa i tak, że morderca opamięta się, odpokutuje za popełnione zło i wejdzie na dobrą drogę. Niezależnie od tego, który wariant okaże się w danym przypadku najtrafniejszy, złoczyńca nigdy nie pozbędzie się bagażu zbrodni, a świadomość przelanej krwi skutecznie utrudni mu dalszą, normalną egzystencję.