Najdroższa Rodzino!

Wykorzystując słowa Mahometa, który powiedział: "Pozwólcie sercom od czasu, do czasu odpocząć", zdecydowałam, że zakończę swój krótki ziemski żywot.

"Śmierć jest dobra. Wobec wszystkiego zła, które się dzieje na świecie, śmierć jest człowiekowi najlepszym przyjacielem (...). Śmierć jest długim snem i chłodną nocą, po upalnym dniu. Życie jest gorącym pyłem, a śmierć chłodną woda (...) W chwili śmierci ucisza się twoje serce i przestaje się skarżyć". Pragnę wreszcie zasmakować śmierci i doświadczyć tej "chłodnej wody".

Świat nie przestanie istnieć beze mnie, a ja nic nie mogę w nim zmienić, lecz może mój krok zdoła coś odmienić? Straciłam już nadzieję i wiarę w to, że mogę żyć szczęśliwie. Jednak pozostaje to bez znaczenia, ponieważ i tak mój życiowy cel stanowi odejście ze świata i podróż w nieznane. Gdy wieczorem zasypiam, towarzyszy mi pragnienie, aby się już nigdy nie obudzić, lecz rano - otwieram oczy, znowu oślepia mnie blask wschodzącego na nowo słońca, a we mnie pozostaje żal, że jednak nie odeszłam. Nie czuję się szczęśliwa. Uważam, że tylko śmierć może uczynić mnie szczęśliwą, będzie dla mnie nieodczuwalną przyjemnością. Nie mam już w sobie najmniejszych chęci, by dalej żyć, wszystko utraciło jakąkolwiek wartość i sens. Dlaczego mam się dręczyć, patrząc na zepsucie świata? Wystarczy przecież jeden terrorysta, byśmy w tym samym momencie rozpoczęli życie w epoce kamienia łupanego. Życie to chwila - jak zwykli mawiać wybitni pisarze. Każda rzecz zwolna traci swój sens. W czasie czwartej wojny światowej będziemy walczyć kamieniami, później, za ileś tam lat, małpy przestaną się dzielić posiadanymi bananami, aby nie musieć rozpoczynać wszystkiego od początku. Więc, czy taka egzystencja ma jakiś sens? Jeśli ktoś mógłby mi dać gwarancję, że śmierć kończy wszystkie cierpienia i udręki, już dawno odebrałabym sobie życie. Myślę, że nasze istnienie jest jednym głębokim mokradłem, z którego jedynie niektórzy potrafią się wydostać na stały ląd. Chyba byłabym jedną z tych, którym by się to nie udało. Moje życie najzwyczajniej mi się znudziło. Na pewno jest mnóstwo tak myślących ludzi, lecz ja faktycznie mam życia "po uszy". Opuściły mnie wszystkie siły, każdy dzień mnie wykańcza, nie mogę sobie z nim poradzić. Kiedy to piszę, nachodzą mnie myśli o przyczynie istnienia całej ludzkości, czemu zostaliśmy obdarzeni uczuciami. Przecież bez nich życie byłoby o wiele bardziej proste. Niestety i ja posiadam uczucia i chyba za dużo mam tych złych. Właściwie dla kogo jestem tutaj ważna, kto mnie kocha, czy komuś jestem do czegoś potrzebna? Przecież nie jestem ani inteligentna, ani też natura nie obdarzyła mnie wyjątkową urodą. Dlaczego więc w ogóle JESTEM?! Już wiele razy rozczarowałam rodzinę, więc chyba nie będzie stanowiło to dla nich różnicy, że rozczaruję ich po raz kolejny - ostatni.

Żyłam jedynie z tego powodu, bo bałam się śmierci, ale teraz chcę umrzeć, by nie bać się życia, przestać już wszystkich ranić, nic nie odczuwać, chcę zwyczajnie NIE BYĆ! Niekiedy myślę, iż lepiej by było, gdybym w ogóle nie przyszła na świat. Po co ludzie się rodzą, skoro i tak muszą umrzeć?

Chyba już pora, by zakończyć mój list. Brakuje mi słów, bym mogła wyrazić swoje uczucia. Podobnie jak Meriadok nie miał pojęcia co napisać, tak piszą również ja sama:

"(...) taki już mamy zwyczaj, że w chwilach wzruszenia

uciekamy się do błahych słów i mniej mówimy, niż czujemy.

Boimy się powiedzieć za dużo. Dlatego brak nam właściwych

słów, gdy nie wypada żartować".

"Żegnaj już świecie, żegnaj na wieki, może kiedyś ma dusza ujrzy twe piękno i znów pogrąży się w goryczy życia przeklętego".

Odchodząca w Wieczność

Emilia