Czytając książkę zatytułowaną "Krzyżacy", szczególną uwagę zwróciłem na Juranda, pana na Spychowie. Bohater ten jest człowiekiem bardzo nieszczęśliwym, choć szlachetnym i dobrym.

Człowiek ten bardzo zmienił się po śmierci swej ukochanej żony, która zginęła z rąk Krzyżaków. Pogoda ducha i wesołość Juranda, które cechowały go przed tragiczną śmiercią żony, odeszły w zapomnienie, gdy wydarzyła się ta tragedia.

Pan na Spychowie był człowiekiem mężnym, odważnym i prawym, a swoją imponującą postacią budził respekt, ponieważ był mężczyzną wysokim i zbudowanym bardzo dobrze. Charakterystyczne były jego sumiaste wąsy i jasne, dosyć długie włosy.

Miał tylko jedno sprawne oko, ponieważ drugie niestety stracił w czasie walk. Niewidzące zasłaniał zawsze ciemną opaską. Od śmierci małżonki żył chęcią zemsty na zakonie. Robił wszystko, by utrudnić im ich niesłuszne, bezprawne panowanie na polskich ziemiach.

Podczas lektury śledzimy zmianę, jaka zachodzi w tym człowieku, kiedy z mściciela przeistacza się w pełnego spokoju, pobożności i litości człowieka. Najepszy tego dowód daje, kiedy uwalnia swego kata, Zygfryda de Löwe. Zmiany te zaszły w Jurandzie z powodu niesłychanych nieszczęść, jakich doświadczył - wszystkie powodowali zakonnicy, działający rzekomo w imię Boga. Nie wahali się nawet wykorzystać jego bezgranicznej miłości do kochanej córki, by zemścić się.

Jurand został przez nich znieważony i zmuszony do proszenia o łaskę na ich zamku w Szczytnie. Oszukali go w ten sposób mówiąc, że oddadzą mu córkę. Kiedy nie dotrzymali słowa, Jurand w szale zamordował jednego z zakonników, za co Zygfryd wypalił mu zdrowe oko, obciął prawicę i język.

Kiedy ten nieszczęśliwy, okaleczony człowiek wrócił, stwierdził, że dalsza zemsta nie ma już sensu. Zmienił postawę i stał się dobrym i litościwym.

Dla mnie Jurand jest prawdziwym rycerzem, który potrafił pokonać zło - dobrem...