Stefan Żeromski (ur. 14 października 1864 r. w Strawczynie koło Kielc, zm. 20 listopada 1925 r. w Warszawie) - polski prozaik, dramatopisarz, publicysta, dramaturg, nazwany "sumieniem polskiej literatury". Pseudonimy: Maurycy Zych, Józef Katerla.

Pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej herbu Jelita. Wychował się w Ciekotach w Górach Świętokrzyskich. Jego ojciec wspierał Polaków walczących w Powstaniu styczniowym. Jednak po upadku powstania na skutek represji rosyjskich ojciec utracił majątek i aby utrzymać rodzinę został dzierżawcą folwarków. W roku 1873 dziewięcioletni Stefan trafił na rok do szkoły początkowej w Psarach, a następnie uczęszczał do gimnazjum w Kielcach, gdzie wraz z kolegami poddawany był brutalnej rusyfikacji. W gimnazjum utrzymywał się z korepetycji. Doświadczenia z tego okresu wykorzysta później przy pisaniu "Syzyfowych prac". Jesienią 1886 wstąpił do Szkoły Weterynaryjnej w Warszawie, opuścił ją z braku środków materialnych. Pierwsze swoje utwory (wiersze) opublikował w prasie jeszcze w okresie nauki w szkole średniej. W tym samym czasie rozpoczął też pisanie Dzienników, które pisał do dwudziestego siódmego roku życia. Pod koniec lat osiemdziesiątych w "Głosie" i w "Tygodniku Powszechnym" ukazują się jego pierwsze opowiadania. Pozwala to Żeromskiemu na podróże po Europie. Zwiedza Wiedeń, Zurych, Monachium. W 1889 roku obejmuje posadę korepetytora w Nałęczowie. W 1892 roku wyjechał do Szwajcarii, obejmując posadę zastępcy bibliotekarza w Muzeum Narodowym Polskim w Rappersvilu. Na prawie cztery lata zostaje w Szwajcarii. Po powrocie do kraju w 1896 roku pisze Syzyfowe prace, które ukazawszy się w druku rok później, przynoszą mu popularność. W czasie wojny polsko-bolszewickiej walczy na froncie. W 1904 roku po wydaniu "Popiołów" może oddać się wyłącznie pracy pisarskiej; przenosi się z rodziną do Zakopanego; powrót do Nałęczowa, inicjuje założenie Uniwersytetu Ludowego. W 1919 roku zamieszkał w Warszawie , brał czynny udział w życiu literackim: inicjator powstania i prezes Związku Zawodowego Literatów Polskich, założyciel polskiego Pen- Clubu, uczestniczył w akcji plebiscytowej na Mazurach Żeromski włącza się do życia publicznego, przemawia na wiecach i powoli staje się najpopularniejszym polskim pisarzem wywierającym duży wpływ na społeczeństwo. Wydana w 1922 roku zbeletryzowana historia walki o polskość Pomorza pt. Wiatr od morza zamyka mu drogę do Nobla, do którego był typowany. W tym samym roku nakładem J. Mortkowicza zaczyna ukazywać się pierwsze wydanie zbiorowe dzieł pisarza.

Ważniejsze dzieła:

"Rozdziobią nas kruki, wrony" (1895)

"Syzyfowe prace" (1897)

"Ludzie bezdomni" (1899)

"Popioły" (1904)

"Powieść o Udałym Walgierzu" (1905)

"Echa leśne" (1905)

"Sen o szpadzie" (1905)

"Nokturn" (1907)

"Duma o hetmanie" (1908)

"Dzieje grzechu" (1908)

"Sułkowski" (1910) dramat

"Róża" (1909) dramat

"Wierna rzeka" (1912)

"Uroda życia" (1912)

"Walka z szatanem" (1916-1919)

"Wiatr od morza" (1922)

"Uciekła mi przepióreczka" (1924)

"Przedwiośnie" (1924)

"Międzymorze" (1924) poemat prozą.

"Syzyfowe prace" to pierwsza powieść Stefana Żeromskiego. Napisał ją w 1897 roku, a jej akcja rozgrywa się w latach osiemdziesiątych XIX wieku w zaborze rosyjskim. Powieść zawiera wiele wątków autobiograficznych. Jej tematem jest dzieciństwo i lata szkolne Marcina Borowicza. Sylwetkę i losy bohatera oparł Żeromski w znacznej mierze na własnej biografii oraz na doświadczeniach wyniesionych z kieleckiego gimnazjum. Andrzej Radek to też postać wzorowana na autentycznej. Marcin Borowicz jest rówieśnikiem pisarza, Gawronki to Ciekoty, gdzie pisarz spędził dzieciństwo i młodość. Gimnazjum w Klerykowie to gimnazjum w Kielcach, gdzie uczył się Żeromski. Przezwisko "Kawka", które nosił Paluszkiewicz, to przezwisko Żeromskiego z dzieciństwa. "Syzyfowe prace" to utwór o dorastaniu, o niepokojach światopoglądowych młodości, jest powieścią o dojrzewaniu i kształtowaniu się osobowości młodego bohatera i świadomości społecznej młodych ludzi.

Treść utworu.

Kieleccyzna, II połowa XIX wieku.

Rodzice Marcina - Helena i Walenty Borowiczowie4 stycznia 1872 roku postanowili odwieść swojego jedynego ośmioletniego syna do szkoły w Owczarach, do rosyjskiej szkoły, gdzie nauczyciele (nawet polscy) mówią po rosyjsku i rusyfikują dzieci.

"Termin odstawienia Marcina do szkoły przypadł na dzień czwarty stycznia.

Obydwoje państwo Borowiczowie postanowili odwieźć jedynaka na miejsce. Zaprzężono konie do malowanych i kutych sanek, główne siedzenie wysłano barwnym, strzyżonym dywanem, który zazwyczaj wisiał nad łóżkiem pani, i około pierwszej z południa, wśród powszechnego płaczu, wyruszono.

Dzień był wietrzny i mroźny. Mimo to jednak, że szczyty wzgórz kurzyły się nieustannie od przelatującej zadymki na rozległych dolinach, między lasami, zmarznięte pustkowia leżały w spokoju i prawie w ciszy. Szedł tylko tamtędy zimny przeciąg, wiejąc sypki śnieg, niby lotną plewę. Gdzieniegdzie wałęsały się nad zaspami smugi najdrobniejszego pyłu, jak pyłek przyduszonego paleniska".

Szkoła była prowadzona przez państwa Wiechowskich. Marcin początkowo źle się czuł w szkole. Pan Wiechowski nie jest dobrym nauczycielem. Pewnego dnia Pan wiechowski poinformował dzieci o wizytacji szkoły przez naczelnika. Dzieci uczyły się rosyjskich pieśni. Naczelnik Jaczmieniew był oburzony że uczniowie nie potrafią dobrze czytać po rosyjsku:

" Panie nauczycielu, bądź pan łaskaw wywołać któregoś ze swych uczniów " rzekł wizytator po chwili " chciałbym usłyszeć, jak też czytają. (...)

Michcik wstał, z dystynkcją ujął Paulsona trzema «palicami» i dał koncert czytania. Przestrach, jak płyta marmurowa, usunął się na chwilę z piersi Wiechowskiego. Michcik czytał świetnie, płynnie, głośno. Dyrektor przysposobił sobie dłonią ucho do łatwiejszego chwytania dźwięków, z zadowoleniem reparował akcenty i kiwał głową potakująco.

"Czy możesz mi opowiedzieć «swojemi słowami» to, co przeczytałeś?" zapytał po chwili.

Chłopiec złożył książkę, odsunął ją na znak, że będzie czerpał opowiadanie tylko z pamięci i zaczął wyłuszczać po rosyjsku treść bajki odczytanej.

Jaczmieniew ciągle się uśmiechał. W najciekawszym punkcie opowieści podniósł w górę rękę z gestem charakterystycznym, jakiego używa nauczyciel, pewny, że mu jego miły uczeń trafnie odpowie " rzucił szybko zapytanie:

" Siedm razy dziewięć?

" Szest'diesiat tri! " z tryumfem zawołał Michcik. (...)

" Tak, tak... No, panie Wiechowski, " rzekł znienacka Jaczmieniew, " bardzo, bardzo jest źle. Na takie stado dzieci " dwu czyta, a pozostali nic nie umieją. Źle mówię zresztą, bo dosyć znaczna ilość czyta po polsku, a w stosunku do czytających ruskie, to ilość wprost kolosalna. I mnie to nawet nie dziwi. Pan, jako Polak i katolik, prowadzisz polską propagandę.

" Propagandę... polską? " jęknął Wiechowski, wcale nie będąc w stanie zrozumieć, coby mogły oznaczać te dwa wyrazy, ale dobrze pojmując to jedno, że kryje się w nich słowo: dymisja."

Wizytator opuścił szkolę, ale po chwili wrócił. i podwyższył Wiechowskiemu pensję. Przyczyną były skargi chłopów na nauczyciela za to, że uczy ich dzieci w języku rosyjskim.

Po ukończeniu elementarnej szkoły w Owczarach Marcinek zdaje egzaminy do gimnazjum. Żadnego egzaminu Marcin jeszcze nie zdawał; nie było też wcale pewności, czy będzie przyjęty wobec ogromnego napływu kandydatów. Marcin Borowicz rozpoczął naukę w gimnazjum w Klerykowie. W szkole wszystkie lekcje odbywają się po rosyjsku, po pewnym czasie zaczyna obowiązywać zakaz mówienia po polsku. Nie można posiadać polskiej literatury, stosuje się kary, nadzór nad uczniami, panuje donosicielstwo. Marcin mieszkał na stancji z Pigwańskim, korepetytorem, który mówił i objaśniał po rosyjsku.

Latem umarła pani Borowiczowa. Po ukończeniu czwartej klasy Marcin spędzał wakacje w Gawronkach. Tropił zwierzynę, strzelał do niej, w tym czasie poznał znakomitego myśliwego, chłopa Szymona Nogę.

"Marcinek rzucił się do rąk ojcowskich: dotychczas wolno mu było nosić tę dubeltówkę, ale tylko wtedy, gdy nie była nabita, - i czasami trafiać do celu.

  • A przecie nie wystrzelaj mi wszystkich kaczek, niechże choć z jedna pozostanie na mój strzał... - rzekł starszy pan, kiedy już Marcinek zbiegł ze wzgórza ogrodowego, dążąc na groblę.

W nowym roku szkolnym na czele gimnazjum stał dyrektor Kriestoobriadnikow, a w skład rady szkoły wchodzili: inspektor Zabielski, Kostriulew i Pietrow. Uczniom nie wolno było chodzić do teatru na polskie sztuki, kontrolowano uczniów, przeszukiwano stancje. Rusyfikatorzy:

"mieli oni na celu wzmocnienie tętna życia ludzi ruskich w mieście Klerykowie, po wtóre mieli na celu odpolszczenie tak zwanych Polaków ".

W szóstej klasie gimnazjum, do niższej klasy przybył nowy kolega - Andrzej Radek. Pochodził ze wsi Pajęczyn Dolny. Był solidnym uczniem, koledzy jednak drwili z jego gwary, dzielnie znosił kpiny. Marcin uratował go przed wyrzuceniem ze szkoły, zaprzyjaźnili się. Do klasy przyszedł nowy uczeń, Bernard Zygier, wydalony z warszawskiego gimnazjum za działalność konspiracyjną, bardzo dobrze znał historię i literaturę Polski. Wyrecytował utwór "Reduta Ordona" Adama Mickiewicza, uświadomił wtedy uczniom klasy siódmej patriotyzm i jakie są ich obowiązki wobec ojczyzny. Oddziałało to na Marcina Borowicza:

"Serce Marcina szarpnęło się nagle jakby chciało wydrzeć się z piersi, ciałem jego potrząsnęło wewnętrzne łkanie. Ścisnął mocno zęby, żeby z krzykiem nie szlochać. Zdawało się, że nie wytrzyma, że skona z żalu ".

Uczniowie klasy ósmej spotykali się codziennie w mieszkaniu Mariana Gontali. Budzi się w nich świadomość narodowa, poznają literaturę i historię swojej ojczyzny. Pan Majewski śledzi ich. Marcin odczuwa niechęć do rusyfikatorów, do szkoły. Mści się na Majewskim, obrzuca go błotem.

Marcin Borowicz zakochał się w jednej z uczennic klasy siódmej gimnazjum żeńskiego, Annie Stogowskiej zwanej Birutą. Była córką wojskowego lekarza Polaka pozostającego na służbie carskiej i matki Rosjanki. Zakochani spotykają się w ogrodzie miejskim. Po egzaminie maturalnym Marcin wrócił do Gawronek. Został uznany z wroga Rosji. Chciał spotkać się z Birutą:

"Wprost z Wygwizdowa Borowicz cwałem pobiegł na ulicę «Biruty». Gdy się do tych miejsc zbliżał, szedł, jak lunatyk. Tyle dni i nocy przepędził w tęsknocie za tym widokiem, tyle razy budził się z marzeń do rzeczywistej ich nieobecności, że gdy nareszcie dane mu było znaleźć się wśród tych zaułków, poczytywał je za gorączkowe widziadła".

Okazało się, że Biruta wyjechała wraz z ojcem do Rosji:

  • "Proszę pani, - szepnął, wsuwając babie w rękę pół rubla, - czy doktor Stogowski teraz przyjmuje chorych ? (...)

- Ten, co tu na górze mieszkał, ruski doktor, to się już wyprowadził, ale przyjdzie na kwaterę to samo doktor, tylko inszy, a tera niema żadnego... - rzekła babina, osłupiała z podziwu na widok takiej kupy pieniędzy.

- A gdzież tamten ?

  • Tamtego przeniosły aże w głęboką Rosiją. (...)

- A czy to już wyjechali ?

- O już będzie z pięć niedziel, jak pojechały.

- I ta panienka, córka to samo ?"

Marcin idzie do parku. Spotyka Andrzeja Radka:

"Po cóż to wszystko ludzie robią, po co czynią dobrowolnie na złość słabszym z pośród siebie, dzieciom? Toż to jest pomoc udzielona młodości przez wiek i rozum dojrzały? Nic, tylko mściwe, obłudne a umyślne łganie, gdzie się da, podstawienie nogi, żebyś upadł i żebyś się rozbił. A ty wierzysz, że wykujem lemiesze z pałaszy skrwawionych... - zapłakał w głębi serca.

Wtem dał się słyszeć nad nim cichy głos:

- Borowicz, panie, panie...

Marcin podniósł głowę i zobaczył twarz Radka, wówczas ucznia klasy ósmej, który stał schylony.

Szerokoramienny, chudy i śniady chłop wlepił swe siwe oczy w twarz jego i cicho pytał:

- Cóż ci to, Borowicz, cóż ci to?

Marcin nie był w stanie rzec słowa, nie mógł patrzeć, wyciągnął tylko rękę i wspomógł się na siłach, czując uściśnienie kościstej, a jakby z żelaza urobionej prawicy Radkowej."

Z początkiem 1897 roku Żeromski rozpoczął starania o druk powieści "Syzyfowe prace". Względy cenzuralne wykluczały możliwość publikacji w Królestwie, jako teren jedyny nasuwała się Galicja. Pertraktacje z redaktorem krakowskiej "Nowe Reformy" Michałem Konopińskim zakończyły się pomyślnie i 7 lipca 1897 roku ukazał się pod pseudonimem Maurycego Zycha pierwszy odcinek "Syzyfowych prac". Jednocześnie Żeromski rozpoczął starania o druk książkowy w Towarzystwie Wydawniczym Ignacego Domagalskiego. Powieść ukazała się jesienią w 1897 roku w Drukarni Związkowej w Krakowie z datą wyprzedzającą 1898 pod tym samym, co pierwodruk z "Nowej Reformy", pseudonimem literackim, z podtytułem "powieść współczesna". Książka o dziejach Marcina Borowicza miała być świadectwem stanu świadomości zbiorowej w społeczeństwie polskim ery popowstaniowej i historia zmagań pokolenia najmłodszych z zaborczą szkołą. Powieść jest wiarygodnym świadectwem i dokumentem czasów. Gawronki, z których Marcin Borowicz wyrusza ku przygodom swego dzieciństwa i młodości, to obraz rodzinnych Ciekot Żeromskiego. Powieściowe Owczary, w których bohater odbiera pierwsze nauki, odpowiadają prawie w każdym szczególe topografii autentycznych Psar. Jeden z najgłębiej lirycznych epizodów powieści, powrót Marcina z matka do Gawronek w wigilijna noc Zielonych Świątek, ma za scenerię krajobraz "gór domowych", krajobraz znany pisarzowi z czasów młodości. Kleryków przypomina Kielce. Gmach gimnazjalny z kościołem, ogród miejski do dziś istnieją. Stancje, w których zatrzymuje się Marcin, odpowiadają rzeczywistym stancjom kieleckim Żeromskiego. Stancja pani Czaplickiej przy ulicy Starowarszawskiej, na której zamieszkał jesienią 1879 roku i gdzie pełnił funkcje korepetytora, stała się pierwowzorem powieściowego internatu starej Przepiórzycy. Opisana w rozdziale XII powieści stancja, w której Andrzej Radek znalazł schronienie, to literacki wizerunek izdebki na stancji u pp. Kisielewskich, zajmowanej przez Żeromskiego. W powieści występuje wiele rysów wziętych z doświadczeń własnych pisarza. Wątek uczuciowego współżycia między dzieckiem a matką. Pani Żeromska, podobnie jak powieściowa matka Borowicza, od samego początku towarzyszyła synowi w pierwszych chwilach pobytu w gimnazjum. Śmierć matki i pogłębiające się uczucie osamotnienia wywołują zarówno w rzeczywistym uczniu kieleckiego gimnazjum, jak i w powieściowym, klerykowskim Marcinie identyczny wybuch dziecięcej pobożności. Marcin Borowicz w ciemnym przejściu pod chórem zimnej katedry, codziennie rankiem, przed lekcjami, przedstawia swoje troski i zmartwienia. Kreśląc postaci partnerów powieściowych Marcina autor odwołuje się do rzeczywistych modeli. Powieściowy dyrektor Kriestooobriadnikow swoją bezwzględność zawdzięcza kieleckiego Woronkowowi, a charakter pozornego przyjaciela młodzieży dyrektorowi warszawskiemu Sokołowowi, jednemu z najbardziej podstępnych rusyfikatorów w Królestwie. Inspektor Zabielski jest autorską kreacją, przypomina wielu typowych przedstawicieli ówczesnego rosyjskiego szkolnictwa w Polsce. Kostriulew skopiowany jest z kieleckiego historyka, znienawidzonego przez uczniów, Aleksandra Geislera. Iłarion Ozierski jest wierną podobizną kieleckiego Mikołaja Sperańskiego, nauczyciela języka i literatury rosyjskiej. Katecheta ks. Wargulski przypomina ks. Czerwińskiego. Żadnych z kreacji postaciowych młodzieżowych bohaterów nie można utożsamić z którymkolwiek z rzeczywistych kolegów pisarza. Andrzej Radek ma pewne rysy i samego pisarza, i jego szkolnego przyjaciela Jana Wacława Machajskiego. "Figa"- Walecki przypomina niewielkim wzrostem Jana Stróżeckiego, a katolicyzmem Franciszka Zientarę. Bernard Zygier zawdzięcza swoje imię kieleckiemu koledze autora powieści Bernardowi Krzyżkiewiczowi, a nazwisko Janowi Zydlerowi. Gimnazjum kieleckie było szkołą klasyczną, z nauką greki i łaciny jako przedmiotów podstawowych. Ten typ wykształcenia , dość powszechny w Europie ówczesnej, uległ skrzywieniu.

"Wartość wiarygodnego dokumentu posiada również to, co w tej powieści jest najistotniejsze, obraz dzieła rusyfikacji i odporu młodzieży na tle ogólnej i politycznej inercji społeczeństwa. Obraz ten w swych rysach generalnych pokrywa się najściślej z faktycznym stanem szkolnictwa elementarnego i średniego w Królestwie, zdeterminowanym przez podejmowane kolejno w okresie popowstaniowym decyzje i zarządzenia władz, zmierzające do nadania całemu systemowi wychowawczemu funkcji sprawnego instrumentu "odpolszczania" i naginania umysłów w stronę form myślenia "wielkoruskiego". Zgodnie więc z wnioskiem specjalnego komitetu dla spraw Królestwa z roku 1869 i w myśl jednolitej ustawy szkolnej z roku 1872 w klerykowskim gimnazjum językiem wykładowym jest już tylko i wyłącznie język rosyjski, jedynym przedmiotem, w którym toleruje się jeszcze używanie "miejscowego narzecza", jest nauka religii. Za mówienie po polsku grożą kary dyscyplinarne. Nauka języka ojczystego jest zepchnięta zdecydowanie na ostatni plam, zgodnie z poufnymi dyrektywami kuratora Apuchtina, zalecającymi przesuwanie tego przedmiotu na godziny dla młodzieży najmniej dogodne i zachęcającymi niejako, aby te godziny (zbyt wczesne lub zbyt późne) opuszczać. Nauka gramatyki i literatury polskiej opiera się na powszechnie używanych ówcześnie podręcznikach Gruszeckiego oraz wypisach Dubrowskiego i Wierzbowskiego, rojących się od świadomych zniekształceń, wypreparowanych starannie z wszelkich tekstów i treści z punktu widzenia interesów zwierzchności i ogólnego celu wychowawczego podejrzanych i niebezpiecznych. W nauczaniu historii dominują jako jedyne usankcjonowane źródło "wiedzy" i "prawdy" osławione podręczniki Iłowajskiego, szowinistycznie napastliwe wobec wszystkich nie rosyjskich narodowości państwa. Żeromski odnotowuje najdokładniej wszystkie fakty i zjawiska życia szkolnego, które sygnalizowały ówcześnie zaostrzanie się kursu, zwłaszcza w okresie szczególnego nasilenia się rusyfikacji za rządów w Królestwie Apuchtina i Hurki. W 1879 roku za zachęta władz wyższych rada pedagogiczna gimnazjum kieleckiego powzięła postanowienie zaostrzenia kontroli nad zachowaniem się młodzieży w godzinach pozalekcyjnych, a w roku następnym dołożenia szczególnych starań dla uzyskania jak najlepszych wyników w nauczaniu języka i literatury rosyjskiej. Oznaczało to w praktyce ożywienie się gwałtowne nadzoru nad stancjami i nad życiem pozaszkolnym młodzieży ze strony tzw. pomocników klasowych i wychowawców, rozciągnięcie sieci szpiegostwa i nieomal policyjnej inwigilacji, a w zakresie nauki dodatkowe lekcje niedzielne rosyjskiego po nabożeństwie szkolnym i pod osobistym nadzorem inspektora gimnazjalnego. Powieściowi "klerykowianie" doświadczają na własnej skórze skutków owej gorliwości pedagogicznej, zapisanej w urzędowych archiwach szkoły, a odnotowanej z tak dokumentarną ścisłością przez jednego z jej najwybitniejszych elewów." ( na podstawie: Artur Hutnikiewicz, wstęp, w: "Syzyfowe prace", 1973, BN).

Tryb nauczania był oparty na metodzie pamięciowej. Sprowadzało to naukę do mechanicznej repetycji słów i form gramatycznych obcego języka bez głębszego rozumienia i sensu. Młodzież ratowała się przed ostatecznym zgłupieniem zakazaną lekturą.

Po przejściu Marcina z klasy IV do V rządy w klerykowskim gimnazjum objęła nowa ekipa kierownicza. Zaostrzono jeszcze bardziej wymóg mówienia wyłącznie po rosyjsku nie tylko w szkole, ale i poza nią. Rozciągnięto inwigilację nad całym życiem pozaszkolnym uczniów, wszystkie stancje uczniowskie poddano obserwacji. Szkoła przypomina więzienie, uczniowie są cały czas kontrolowani. Winnych karze się surowo, nawet wydaleniem ze szkoły. Wykonawcami wszystkich tych zabiegów są nauczyciele, czują się realizatorami misji politycznej. Dyrektor Kriestoobriadnikow i inspektor Zabielski nie rządzą szkołą krzykiem, ale starają się zachować pozory rodzicielskiej wyrozumiałości, by zjednać do siebie młodych ludzi. Żeromski z dokładnością odtwarza i pokazuje kierunek i cele wychowawcze ówczesnej zaborczej szkoły. Wszystko, co polskie, przedstawia się jako zacofane i wsteczne, a wszystko, co rosyjskie, jako postępowe i twórcze. Rosyjskość jest wyższa pod względem politycznym, kulturalnym i społecznym. Nauczanie historii ma uświadomić młodym Polakom, że akt rozbiorów był nieomal błogosławieństwem. Marcin zaczyna bywać w prywatnym mieszkaniu inspektora, ta przyjacielska zażyłość okazuje się jedynie polityką wychowawczą Zabielskego. Marcin staje się narzędziem swego protektora. Z inicjatywy Marcinka powstaje wśród gimnazjalistów klerykowskich kółko studiowania piśmiennictwa rosyjskiego. Wśród uczniów powstały dwie grupy: literatów i wolnopróżniaków. Marcin Borowicz należał do pierwszego obozu. Czytali dzieła rosyjskie i wygłaszali referaty, w których obrażali Polskę:

"Jedna gromada, do której należał Borowicz, jego adherenci, Rosjani i żydkowie, zostawała pod wpływem inspektora i reprezentowała poniekąd maleńkie stronnictwo ugodowe; druga była zupełnie bezbarwna, wrogo usposobiona względem pierwszej, i ubierała się, o ile tylko można, elegancko. Zarówno pierwsza, jak druga grupa, piastowała w swem łonie różne odcienie, wywołane przez związki krwi, zamieszkanie na wspólnej stancji, kopcenie wspólnych papierosów, «ściąganie» ze wspólnych podręczników, albo zapalanie się do tych samych pensjonarek. Część inspektorska nosiła pogar lirze. Przeważna większość «literatów» należała do stowarzyszenia czytywała utwory i pisała wypracowania dobrych stopni gwoli. Oprócz takich byli jednakże i szczerzy entuzjaści, umysły krytyczne, badawcze, samodzielne, z właściwą młodzieży furją i namiętnością przyswajający sobie urąganie tej polskości, wśród której wzrośli.

Bardziej rozgarnięci z pośród nich na własną rękę brali się do czytania historji polskiej w imię maksymy: audiatur et altera pars. Właśnie za szybą wystawowa i księgarenki miejscowej widniała książka profesora Michała Bobrzyńskiego p.t. «Dzieje Polski w zarysie», drukowana bez uprzedniej cenzury. Nie znajdowali tam jednak badacze gimnazjalni wierzgania szowinistycznego przeciw ościeniowi sądów, ferowanych na «otczizne» przez inspektora gimnazjum. Historyka polski, uginając się pod tak wielkiem brzemieniem erudycji, że sam zmuszony był na jego ciężar wielokrotnie wyrzekać, twierdził jasno i dobitnie, że starą Polskę nie co innego, tylko «anarchja doprowadziła do upadku», że w ciągu dwu ostatnich wieków istnienia Rzeczypospolitej nie można znaleźć w jej dziejach ani jednego prawdziwie wielkiego, rozumnego czynu, ani jednej prawdziwie wielkiej, historycznej postacie. Podając te prawdy do wierzenia uczniom klerykowskiego gimnazjum kategorycznie, a bez objaśnienia, co według jego bieżących przekonań jest «czynem wielkim» i «wielką postacią», profesor wszechnicy Jagiellońskiej zastrzegał się przecie, że «nie należy do tych, co, obnażając nasze błędy i wady, sądzą, że już wszystko zdziałali". (...)

"Tak tedy propagacyjne działania inspektora Zabielskiego wydały płód o tyle, że całą młodzież, należącą do ćwiczeń literackich, zniechęciły do rzeczy ojczystych, których wcale nie znała, zasiały w umysłach specyficzny, wybitnie klerykowski wstręt do wszystkiego, co polskie. Rusofilizm we wszystkiem, - aż do religji, - uchodził w kołach tej młodzieży za synonim postępowości, krytycyzmu i tężyzny".

Świadomy odpór zapędom rządu daje tylko znikoma garstka młodzieży, reprezentują ją: Zygier, Borowicz, Radek, "Figa"- Walecki. Anna Stogowska na mocy obowiązujących w Rosji ustaw i praw uważana jest za Rosjankę. Wyjeżdża w końcu z ojcem i rodzeństwem w głąb Rosji.

W obiegowej opinii tytuł powieści ma oznaczać daremność rusyfikacyjnych usiłowań caratu. Bohaterem powieści nie jest carat, a polska młodzież. Tematem głównym powieści nie są zabiegi rusyfikatorów, lecz klęski i zwycięstwa najmłodszego pokolenia Polaków, jego odpór i budzenie się świadomości narodowej. Autor odwołując się do antycznego mitu o Syzyfie wyeksponował odwagę, siłę i upór. Dzieje Andrzeja Radka stają się od połowy opowiadania drugim wątkiem powieści.

Recytacja "Reduty Ordona" stanowi zwrotny i decydujący przełom w postawie głównego bohatera. "Syzyfowe prace" są powieścią nie tylko o zmaganiu młodzieży polskiej z rusyfikacją, ale także obrazem wewnętrznego rozwoju osobowości młodzieńczej. Powieść jest narracją o środowisku ludzkim, które reprezentują w określonych momentach różne osoby. W różnych częściach utworu wysuwają się na pierwszy plan ciągle nowe postaci. Raz jest to Marcin Borowicz, a raz Andrzej Radek, otwierając drugi równoległy wątek opowieści. Kreacje kobiece to postaci bardzo różne, pochłania pisarza osobowość człowieka. Charakter postaci odsłaniają realia, fakty i czynności, w które te postaci się wikłają. Poprzez przyrodę Żeromski wypowiada się i objawia ludzkie wnętrze. Gest Marcina, rzucającego matce na kolana pęk bzów, odsłania aktualną sytuacje psychiczna chłopca, uczucie szczęścia i wdzięczności. Obrazy Żeromskiego nie są statyczne, stale się w nich coś dzieje, dokonuje. Przyroda staje się partnerem i obrazem wnętrza ludzkiego. Przyroda martwiejąca staje się obrazem klęski człowieka. Niekiedy staje się siłą, wyzwalającą pragnienia i nadzieje. Obrazy miejsc i natury są w "Syzyfowych pracach" integralnym składnikiem opowiadania, związanym z perypetiami postaci.

Budowa "Syzyfowych prac" jest luźna, fragmentaryczna. Powieść składa się z osiemnastu rozdziałów, z których każdy stanowi całość zamkniętą. Powieść jest opowiadaniem o środowisku, którego problematyka rozkłada się na wiele osób. Od rozdziału IX począwszy opowiadanie staje się bardziej dynamiczne. Kompozycja powieści odznacza się przede wszystkim doskonałym wyważeniem wewnętrznych proporcji i stosunków ilościowych. Pojawia się niesłychana zwięzłość i oszczędność narracji. Jest to jedyna powieść Żeromskiego, w której nie odczuwa się rozrzutności pisarskiej, zauważyć można maksymalną ekonomię wyrazu. Narracja utrzymana jest w stylu obiektywistycznej relacji. Są w powieści również miejsca, w których opowiadający zaczyna ujawniać swą obecność i swa przynależność do fikcyjnej rzeczywistości opowiadania. Środkiem dynamizacji toku narracyjnego są zakończenia, którymi pisarz zamyka prawie każdy rozdział. Nacechowane są silnym ładunkiem emocjonalnego wzruszenia, często liryczne, sygnalizują jakiś nowy etap w wewnętrznych dziejach postaci. Utwór jest pisany językiem rzeczowym, dopełnianym w różnych partiach powieści pewnymi naleciałościami języków środowiskowych. Pisarz nasycił narrację również słownictwem i frazeologia obcą. Obcojęzyczne wtręty odnoszą się do życia szkoły, stanowią jakby swoisty żargon. Żargon i wszelkiego rodzaju barbaryzmy służą charakterystyce środowiska szkolnego, a wyrażenia gwarowe spełniają funkcję elementów indywidualizujących język osobniczy.

Krytycy i badacze literatury podkreślają, że utwór ten zajmuje w dorobku pisarza jedno z czołowych miejsc:

"Żeromski był nie tylko piewcą bohaterskich zmagań narodu zrywającego się niejednokrotnie do walki o wolność. Szukał wnikliwie przyczyn klęski powstań. Dostrzegł je zaś w samej strukturze klasowej, w zapóźnionym rozwoju społecznym, w egoizmie klas panujących, utrzymujących masy ludowe w zacofaniu i ciemnocie, a tym samym osłabiających ich mobilizację do walki narodowowyzwoleńczej. " (J.Z. Jakubowski, Wstęp, w: "Syzyfowe prace", Warszawa 1979).

"zmysłowość wyobraźni, rozkochanej w naturze i czującej ją wszystkimi napiętymi nerwami, brutalny naturalizm i subiektywną nastrojowość, niesłychaną wrażliwość na cierpienie i na wszelki ból świata, uczucie patriotyczne o sile i natężeniu, o jakich dawno już w piśmiennictwie polskim zapomniano. I organiczny, głęboko przejmujący smutek tej prozy, przenikający całość przedstawionego w niej obrazu świata. " (Artur Hutnikiewicz, "Młoda Polska", PWN, Warszawa 2001).

"Syzyfowe prace" są powieścią realistyczną, napisaną w konwencji dziewiętnastowiecznej prozy fabularnej. Utwór opublikowany po raz pierwszy w 1897 roku, był potem wielokrotnie wznawiany, osiągnąwszy czterdzieści wydań. "Syzyfowe prace" są jedyną powieścią Żeromskiego, która doczekała się obszernej monografii. Jest nią studium Władysława Słodkowskiego "Syzyfowe prace Stefana Żeromskiego".