Rozdział 21

Dziewięć dni karawana podążała śladem pochodu Smaina. Drogę wskazywały im szczątki obozowisk i wypalona dżungla. Później pojawiły się kłopoty. Mąż Fatmy podzielił najwidoczniej swój oddział na kilka mniejszych grup w celu łatwiejszego zdobywania zwierzyny na mięso. Zdarzało się, że krążyli długo po okolicy i wracali w to samo miejsce. Chamis uzupełniał zapasy, strzelając ze starej strzelby do ptaków. Nie nadawała się do zabijania antylop, a nie chcieli dawać Stasiowi sztucera do ręki. Bali się tego buntowniczego chłopca. Nel cierpiała bardzo, widząc, jak okrutnie Gebhr traktuje Kalego. Sudańczyk bił go codziennie batem aż do krwi, a na noc zakuwano chłopca, by udaremnić mu ucieczkę. Młody niewolnik starał się skruszyć serce swego prześladowcy pokorą. Nadaremnie. Pokochał białe dzieci, widząc, że ujmują się za nim. Pewnego dnia, gdy jechali wąwozem, Saba ogromnie się czegoś przestraszył. Na niewielkiej skale ujrzeli leżącego lwa. Konie kręciły się przerażone. Jeźdźcy też wpadli w panikę. Chamis zaproponował, żeby rzucić zwierzęciu Kalego. W obawie jednak, aby niewolnik nie uciekł między skały, Gebhr postanowił zabić go nożem i rzucić skrwawione ciało lwu. Staś zażądał sztucera. Dali mu broń, wiedząc, że celnie strzela. Chłopiec załadował broń i, przezwyciężywszy strachstrzelił lwu między oczy. Martwy król zwierząt stoczył się ze skały do ich stóp. Potem w przypływie rozpaczliwej odwagi chłopiec zabił znienawidzonych Gebhra i Chamisa, a następnie dwóch Beduinów. Zapanowała niezwykła cisza. Kali rzucił się chłopcu do nóg, błagał o litość. Staś, oszołomiony tym, co się stało, widząc rozszerzone przerażeniem oczy swej małej przyjaciółki, podszedł, by ją uspokoić. Byli wolni, lecz samotni i zagubieni w samym środku pełnego niebezpieczeństw afrykańskiego lądu.