Głównym bohaterem swego opowiadania zatytułowanego "Opowieść wigilijna" uczynił Karol Dickens Ebenezera Scrooge'a.

Nie był to bez wątpienia człowiek, który swym wyglądem wzbudzałaby sympatię od pierwszego wejrzenia. Nawet drugie nic by w tej mierze nie pomogło, gdyż aparycja Scrooge'a była niezwykle odstręczająca, a jego chód w połączeniu z zasuszona sylwetką, która była w dodatku odziana w stare, sfatygowane i poszarpane ubrania, przypominał jakiegoś ożywionego nieboszczyka, który z jakichś tajemniczych powodów postanowił pospacerować trochę ulicami dziewiętnastowiecznego Londynu. Jeśli zas chodzi o rysunek jego twarzy, to składał się on głównie z linii prostych i ostrych kantów. Jego nos był cienki i zakrzywiony, oczy zaś małe, nad nimi zaś znajdowały się krzaczaste brwi. Ponieważ zaś nasz bohater był nie pierwszej młodości, a nawet nie drugiej, to jego skronie przyprószyła siwizna.

Ebenezer zajmował się handlem wraz ze swym wspólnikiem Jakubem Marley'em, a po jego śmierci sam.

Wielki wpływ na to, na jakiego człowieka Scrooge wyrósł, miało jego dzieciństwo. Po przedwczesnej śmierci matki naszego bohatera został on wysłany przez ojca do szkoły z internatem z przykazaniem, aby raczej w domu się nie pojawiał, gdyż nie jest tutaj mile widziany. Jedyną osobą, z którą miał bliższy kontakt, była jego rodzona siostra Fan. Gdy i po nią przyszła śmierć ostał się Scrooge na świecie sam, nie licząc swego siostrzeńca Freda, którego zresztą serdecznie nie znosił, ale bez wzajemności.

To niezbyt szczęśliwe dzieciństwo uczyniło zeń człowieka, który, z jednej strony, potrafił zadbać sam o siebie i konsekwentnie dążyć do raz oznaczonego celu, z drugiej zaś strony, zamkniętą i wyalienowaną jednostkę, która nie potrafiła się otworzyć na innych ludzi. Nic zatem dziwnego, że jego życie uczuciowe sprowadzało się wyłącznie do miłości pieniędzy, gdyż tylko one nie wymagały, aby być z nimi otwartym. Mówiąc krótko i dobitnie, Scrooge wyrósł na strasznego egoistę, dla którego los innych ludzi był zupełnie obojętnym. Nie dziwi zatem także jego stosunek do świąt Bożego Narodzenia, bardzo wszakże rodzinnych i przepojonych miłością oraz radością, był zdecydowanie negatywny, podobnie zresztą do każdej innej wznioślejszej idei, które uważał z zwykłe bałamuctwo i odciąganie ludzi od uczciwej pracy.

Jednakże w pewnym momencie jego życia przydarzyło się mu cos niezwykłego. Otóż w noc wigilijną miał trzech gości, mianowicie zjawy, które mu pokazały jego przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość. Przestraszony tym, co może go jeszcze spotkać Scrooge zmienił się nie do poznania. Dość napomknąć, iż na jego twarzy pojawił się uśmiech, na plecach nowe ubranie, a w duszy radość z obcowania innymi ludźmi - wybrał się na kolacje do swego siostrzeńca Freda.

Oczywiście, ocena Scroog'a będzie zależała od tego, który etap jego życia weźmiemy pod uwagę. Okres, gdy był jeszcze skąpcem i człowiekiem, na którego widok Londyńczycy woleli przechodzić na drugą stronę ulicy, należy ocenić zdecydowanie negatywnie, natomiast to, kim się stał po odwiedzinach trzech duchów, jak najbardziej pozytywnie. Ta dwoistość w ocenie naszego bohatera moim zdaniem pokazuje nam jedną bardzo istotną rzecz, jeśli chodzi o nasz stosunek ludzi. Gdy bowiem kogoś oceniamy, nieważne dobrze czy źle, musimy pamiętać, iż nigdy nie jest tak, że uwzględniamy całość tego, kim ów ktoś jest, a zatem nasza ocena jest cząstkowa. Nie należy więc spieszyć się z ostatecznymi sądami, gdyż w ten sposób możemy kogoś albo siebie zupełnie niepotrzebnie skrzywdzić. Wydaj się więc, że zgodnie z przesłaniem zawartym w "Opowieści wigilijnej" powinniśmy ludziom dawać szansę, nawet jeśli na pierwszy rzut oka są oni dla nas odstręczający.