Tragedia "Król Edyp" Sofoklesa - jednego z trzech wielkich dramaturgów starożytnych Aten, w powszechnej opinii uznawana jest za najdoskonalszą i najbardziej klasyczną tragedię grecką. Na tę ocenę wpływ ma jej tytułowa postać, do dzisiaj poruszająca odbiorcę sytuacją, w jaką się uwikłała i straszliwą, niezawinioną klęską, jaka na nią ostatecznie spada. Jak wiemy, tragiczność bohatera takiej sztuki powinna polegać na umiejscowieniu go w położeniu bez dobrego wyjścia, w którym każda decyzja sprowadza na jego głowę zgubę i niepowodzenie. Wewnętrzny konflikt takiego człowieka, podobnego do nas, zmusza nas do refleksji nad naszym losem i daje nam okazję do moralnej zadumy - katharsis. "Król Edyp" przynosi jeszcze więcej. Mistrzowsko stosowane napięcie, kiedy ten władca Teb bada przyczynę klęsk spadających na jego państwo, oskarżając wszystkich innych o złe zamiary i odkrywając na końcu, że winę ponosi on sam przez nieświadome zabójstwo swego ojca i kazirodczy związek z matką - to wszystko potęguje nastrój grozy i dramatu głównego bohatera. Czytelnik już na samym początku zdaje sobie sprawę z położenia Edypa - ten ostatni kompletnie nie jest tego świadomy i odrzuca kolejne przesłanki prowadzące ku temu. Interpretuje wydarzenia w sposób zupełnie sprzeczny z prawdą i miota się, nie mogąc odnaleźć właściwego powodu gniewu bogów. Taki zabieg, gdy bohater oczekuje szczęśliwego wydarzenia w rzeczywistości zbliżając się do katastrofy, nazywamy ironią tragiczną.
Ironia losu zaś w przypadku Edypa jest zaiste potężna. Charakterystyczne jest to, że Edyp zawsze postępuje racjonalnie i zdawałoby się maksymalnie rozsądnie. Jako władca musi dbać o swój lud. Z surowością ściga domniemanego sprawcą klęsk. Uważa, że skoro ma rację, ma prawo do gniewu i porywczości. Każe wieszczka Tejrezjasza za, w jego pojęciu, bezmyślne brednie, jakoby to on zabił poprzedniego króla Teb. Czy tego chce, czy nie chce, na końcu musi jednak stawić czoła makabrycznej prawdzie o swoich uczynkach.
Wedle naszych miar nie ponosi żadnej winy, a niewinność bohatera przeczyłaby jego tragiczności. Nie ma też w sztuce mowy o jego klątwie rodowej. Rzecz raczej polega na tym, iż Edyp był zbyt pewny swego rozumowania. Kiedyś swym intelektem uwolnił Teby od straszliwego potwora Sfinksa. Jest więc przekonany, że logiczna sprawność umysłu zapewnia mu prawidłowe rozeznanie o świecie. Bogowie tymczasem okrutnym powikłaniem jego losu, w ten tragiczny sposób przypominają mu, iż istnieje pewien irracjonalny margines życia, nad którym człowiek nie jest w stanie zapanować. Okazuje się, że świat, los, przyroda mogą być bezlitosne i bestialskie bez żadnej przyczyny. Los-fatum może igrać ludźmi jak kukiełkami i wcale nie musi za dobre wynagradzać, a za złe karać. Człowiek, który swoją cywilizacją stara się uniezależnić od tego zgubnego chaosu, nie powinien zatem zapominać, że do końca nigdy mu się to nie uda. Ową irracjonalność musi on stale brać pod uwagę. Czyż nie jest to więc prawdziwy tragizm człowieka?
W końcowej scenie Edyp z wściekłości wydłubuje sobie oczy i uchodzi z Teb. Jako ślepiec, może raczej już tylko widzieć oczyma swojej duszy. Kto wie może będzie mógł odczytywać wyroki bogów, jak równie ślepy Tejrezjasz. Wymową tragedii jest to, że Edyp będzie w ten sposób widział więcej i dalej niż ludzkimi oczyma i ludzkim rozumem.