Mam 16 lat. To mniej więcej tyle, ile miała Antygona, tytułowa bohaterka dramatu Sofoklesa. Gdybym spróbował przez chwilę wyobrazić sobie to, co musiała poczuć ona, pewnie nie postąpił bym tak jak ona, choć myślę o sobie, że jestem niezależny, odważny i nie godzę się na takie reguły gry, które nie są dla mnie odpowiednie. Jednak w sytuacji zagrożenia śmierci pewnie podkuliłbym pod siebie ogon i czekałbym, aż burza przycichnie. Pisze w trybie przypuszczającym, ponieważ nigdy - na szczęście - do tej pory los nie postawił mnie przed takim wyborem: moje zasady życiowe albo samo życie. Mówi się dużo o bezkompromisowości współczesnej młodzieży, o tym, jak łatwo zrywają ze wszystkim i wszystkimi i stają okoniem przeciwko światu. Myślę, że nieprawda. Myślę, że prawdziwą buntowniczką była właśnie ta antyczna, tebańska królewna, która nie zawahała się - wiedziała, że nie można iść na żadne kompromisy, jeśli w grę wchodzą zasady.
Antygona miała wybierać pomiędzy posłuszeństwem wobec bogów a posłuszeństwem wobec ludzi. To bardzo trudna sytuacja. Jak można wybierać pomiędzy bogiem (pisanego z małej litery, ponieważ jest to bóg pogański) a człowiekiem? Od boga zależy moje życie pozagrobowe, ale od człowieka, który trzyma władze, zależy moje życie i zdrowie. Kreon, który zarządził zakaz grzebania Polinejkesa, brata Antygony, który zginął w walce o władzę z bratem Eteoklesem, postawił Antygonę w przed wyborem nie do rozstrzygnięcia. Kochała brata,. ale Kreon był królem. Tylko jednak z pozoru ta sytuacja wydawała się nie do rozstrzygnięcia - dla Antygony sprawa była prosta. Moje zasady, moje życie. Czułą, że zniszczyłaby siebie, gdyby zrezygnowała z tego, w co wierzy, umarłaby za życia.
W takiej sytuacji można postąpić bardzo różnie. Ismena, siostra Antygony, po prostu chce spokoju. Bardzo dotknęła ją historia rodziców (Edypa i Jokasty), przez którą stała się owocem kazirodczego związku i przez to skazana na życie na marginesie. Ledwo przeżyła wydarzenia związanie z bratobójcza walką Polinejkesa i Eteoklesa. Teraz wszystko, czego pragnie to normalność. Nie chce łamać zakazu Kreona w imię spokoju właśnie. Antygona zarzuca jej wtedy, że wcale nie kocha brata. Dręczy Ismene drwinami, ale tylko dlatego, że nie zgadza się z jej stanowiskiem. Antygona realizuje swój plan obrony sacrum. Zostaje przez to skazana na śmierć, ale pokazała przy tym, że są takie sprawy, za które warto poświęcić życie i jeśli tego się nie zrobi, to można jedynie oszaleć - tak, jak to zrobiła Ismena.
Mówi się często w różnych programach edukacyjnych o sztuce kompromisu. Wydaje mi się, że nie trzeba było stawiać całej sprawy na ostrzu noża i gdyby tylko obie strony konfliktu potrafiły wykorzystać tę sztukę, najprawdopodobniej nikt by nie zginął. Kompromis nie jest przecież rezygnacją z własnych poglądów, zrzekaniem się ich na rzecz przeciwnika, ale wypracowaniem płaszczyzny porozumienia. Jednka nikomu (ani Antygonie ani Kreonowi) ta umiejętność nie została zesłana.
Kreon, król Teb, brat Jokasty i wuj Antygony, chciał dobrze. Bez wątpienia zależało mu przede wszystkim na tym, żeby jego państwo i jego podwładni byli szczęśliwi i spokojni. Do czasu. Przez to, że wydał zakaz grzebania zwłok Polinejkesa chciał pokazać wszystkim poddanym, że to patriotyzm jest celem głównym. Przez skazanie ciała Polinejkesa na pożarcie przez dzikie zwierzęta chciał wyraźnie dać do zrozumienia, że dla zdrajców nie ma miejsca w ojczyźnie - nawet już po śmierci. Nie zauważył, że w ten sposób wkracza na cudzy teren - czyli teren boski - oraz, że łamie serca siostrom zmarłego. Nie chciał słuchać (właściwie to Antygona i Kreon zachowują się w taki sam sposób) żadnych argumentów przeciwnej strony i wstrętna był a mu myśl o jakimkolwiek kompromisie. Gdyby umiał porozmawiać z siostrzenicą, gdyby potrafił załagodzić jej młodzieńczy bunt, może udałoby się uniknąć wszystkich późniejszych reperkusji, czyli w tym przypadku śmierci wszystkich bliskich Kreona.
Uważam, że oboje powinni popracować nad porozumieniem. Ne można tak żyć, by trwać wyłącznie przy swoim zdaniu. W ten sposób można tylko umierać. Życie jest pasmem kompromisów. Ci, którzy tego nie rozumieją, są z góry skazani na zagładę. Losy bohaterów "Antygony" Sofoklesa są tego najlepszym przykładem. Czerpię z nich następującą naukę - jeśli chcę sprawić, by moje ideały były żywe, muszę o nie walczyć, ale nie ginąć. Jestem potrzebny mim ideałom po to, bym mógł je dalej nieść w świat. Martwy na nic się im nie przydam. Mój ewentualny upór może jedynie sprawić ból moim bliskim. A tego nigdy bym sobie nie życzył.