Wydarzenia opowiedziane przez króla Salomona
Wydawało mi się, że będzie to zwyczajny dzień. Dlatego też tak jak co dzień rozpocząłem go od modlitwy. Jak co dzień poprosiłem Boga o mądrość, w rozwiązywaniu codziennych problemów tak bardzo jej potrzebuję. Chyba miałem przeczucie. Kiedy przyjmowałem moich poddanych, do Sali wpadły dwie kobiety aby rozsadzić ich spór. Jedna z nich na rękach trzymała dziecko, które o dziwo nie płakało. Wyglądało jednak tak jakby za chwilę miało po prostu zasnąć. Czyżby było aż tak zmęczone? Druga natomiast niosła na swych rekach martwego chłopca. Jego widok ogromnie mnie wzruszył. Ta kobieta trzymała g w swoich rękach jak największy skarb. Obie kobiety twierdziły, że żywe dziecko należy do każdej z nich… mnie prosiły o to abym rozsadził ich spór…patrzyłem na ich twarze i na twarze dzieci… żadnego podobieństwa…i nagle Twa boska myśl Panie…i już wiem co zrobię… rozkazałem żywego chłopca przeciąć na pół tak aby każda z nich mogła otrzymać swoją część skoro żadna nie chciała go oddać. Na twarzy kobiety która trzymała martwe dziecko zobaczyłem wyraz ogromnego bólu, aż przeszedł mnie dreszcz. Druga kobieta na rekach, której drugi mały chłopczyk zasnął, szyderczo uśmiechnęła się i z ochotą przystała na takie rozwiązanie. Pierwsza zawołała: "Nie Panie, jeśli moje dziecko ma zginąć niech pozostanie żywe z tamtą kobietą!" i osunęła się na ziemię wciąż tuląc do siebie tego małego chłopca, z którym tu przyszła. I już wiedziałem czy jest ten beztrosko śpiący mały chłopczyk…. Dzięki Ci mój dobry Boże!!!