Latem 1940 roku panowała piękna pogoda: słońce świeciło radośnie, jakby zupełnie nie obchodziło go, że wokół trwa wojna. Z resztą tak naprawdę działania wojenne zostały na jakiś czas wstrzymane - każda ze stron czekała to zrobi jej przeciwnik, najlepiej byłoby gdyby udało się przewidzieć następny ruch wroga i wykonać uderzenie wyprzedzające.
Francuski rząd zdecydował się przenieść swoją siedzibę do Vichy, które to miasto stało się odtąd do dnia dzisiejszego symbolem kolaboracji Francuzów z hitlerowcami. Kilka dni później na mocy postanowienia Zgromadzenia Narodowego z 10 lipca 1940 roku, pełnia władzy przeszła w ręce Filipa Petaina, a dzień później dotychczasowy prezydent Lebrun zdecydował się zrezygnować z zajmowanego do tej pory urzędu. Ogłoszono Petaina głową państwa, unieważniono konstytucję, rozwiązując parlament.
3 lipca doszło do incydentu, który przeszedł do historii pod nazwą "incydentu w Mers-el-Kebir". Ponieważ Churchill miał wątpliwości, co do zapewnień składanych przez Hitlera i Mussoliniego, które dotyczyły neutralności francuskiej floty, wydał w związku z tym rozkaz dowodzonemu przez Jamesa Somerville'a Zgrupowaniu H. Royal Navy o zneutralizowaniu a w razie gdyby zaszła taka konieczność nawet zatopieniu eskadry floty należącej do Francuzów, którą dowodził wiceadmirał Gensoul, który skierował swoje okręty do Mers-el-Kebir w Algierii. Najpierw były negocjacje, ale Gensoul nie chciał przyłączyć się do Anglików. Dlatego dokładnie o16.55 brytyjskie okręty rozpoczęły ostrzał francuskiej floty. W wyniku ataków Anglików zatopiono pancernik o nazwie "Bretagne", na pokładzie, którego znajdowało się w aż 977 marynarzy. Inny okręt, również pancernik "Dunkerque", został znacznie zniszczony, a z jego załogi 210 osób poniosło w śmierć w wyniku tej akcji. Nie lepszy był los innych francuskich statków: "Provence" ugrzęzła na mieliźnie, a ogromnych rozmiarów niszczyciel "Mogador" doznał poważnych uszkodzeń. Jedyny statek, jakiemu udało się przedostać do Tulonu był pancernik o nazwie "Strasbourg".
Podobne tragiczne wypadki mogły mieć miejsce w Aleksandrii, ale tam nie doszło do tragedii, ponieważ zapobiegli jej rozsądni admirałowie dowodzący obydwoma flotami. Rozkaz Churchilla, jaki trafił na biurko brytyjskiego admirała Cunnighama był identyczny jak ten wydany poprzednio, ale Brytyjczyk postanowił najpierw przystąpić do negocjacji ze swoim francuskim przeciwnikiem admirałem Godfroyem. Negocjacje brytyjsko - francuskie zaczęły się 3 lipca. W dojściu do porozumienia obydwu stronom dodatkowo pomogły informacje o tym, co wydarzyło się w algierskim Mers-el-Kebir. Dlatego tak szybko, bo już 4 lipca zostało osiągnięte porozumienie. Zdecydowano się unieruchomić francuskie okręty w liczbie 11 sztuk, w aleksandryjskim porcie. Aby je całkowicie unieszkodliwić opróżniono ich baki z paliwa, działa zostały zablokowane, a detonatory torped przekazane do konsulatu Francji w Aleksandrii.
Należące do Francuzów okręty, które szukały schronienia w portach u wybrzeży Anglii, zostały 3 lipca przejęte przez Brytyjczyków. Warto w tym miejscu zauważyć, że na pokładzie dwóch z nich, czyli krążownika podwodnego "Surcouf" i niszczyciela "Mistral", wywiązały się walki. Po tym, co stało się z należącymi do Francuzów okrętami, rząd w Vichy zdecydował się zerwać relacje dyplomatyczne z Wielką Brytanią. Jakby tego było mało, w ramach akcji odwetowej okręty należące do kolaboranckiego rządu francuskiego zaanektowały trzy należące do Anglików statki handlowe.
W takich właśnie okolicznościach zaczęła się wojna podwodna, w której najważniejszą rolę odgrywały u - booty, walczące ze sobą na Oceanie Atlantyckim. 30 czerwca zatopiono angielski frachtowiec o nazwie "Avelona Star". 3 dni później niedaleko wybrzeży Islandii, zatopiono inny statek, czyli liniowiec o nazwie "Arandora Star", który przewoził na swoim pokładzie 1500 Włochów i Niemców, a dokładnie internowanych w czasie działań zbrojnych żołnierzy, którzy płynęli na jego pokładzie do Kanady. Kilka dni później zatopiono kolejnego niszczyciela o nazwie "Whirlwind". Baza Lorient skąd wyruszały u - booty miała wkrótce stać się sławna dzięki podejmowanym przez nie akcjom. Jednak na koncie Royal Navy były nie tylko sukcesy, zdarzały się także porażki. Zaczęło się od tego, że w okolicach Norwegii zatopionych zostało aż pięć dużych rozmiarów okrętów podwodnych, które nosiły następujące nazwy: "Shark", "Salmon", "Thames", "Narwhal" i "Spearfish". Po tej dotkliwej klęsce flota brytyjska wstrzymała na pewien czas swoje operacje prowadzone w tym rejonie.
W tym samym czasie trwała okupacja ze strony Niemiec części brytyjskiego terytorium. Aby wymóc na Anglikach uległość i posłuszeństwo samoloty niemieckie zbombardowały 28 czerwca dwa angielskie miasta Jersey i Guernsey. W wyniku tego ataku lotniczego zginęły 33 osoby, a rany odniosło około 40. Na tym jednak nie koniec. Dwa dni później, Niemcy wylądowali na terytorium angielskim i przystąpili do okupacji dwóch zbombardowanych wcześniej miast i innych zazwyczaj niezaludnionych wysp położonych w bezpośrednim sąsiedztwie Kanału La Manche.
27 czerwca Anglicy wydali rozkaz o blokadzie linii brzegowej ciągnącej się od Zatoki Biskajskiej aż po Przylądek Północny położony w Norwegii. Działania wojenne prowadzone w tym czasie przez aliantów były na zmianę mieszanką sukcesów i porażek. Do sukcesów można niewątpliwie zaliczyć fakt, iż w dniach 27 - 29 lipca latającym łodziom RAF - u, przy współpracy z niszczycielami, udało się zatopić na Morzu Śródziemnym 4 należące do włoskiej floty okręty podwodne, a trzy kolejne uległy uszkodzeniu. Dodatkowo 1 lipca Guy Gibson, który na trwałe wpisał się w historię II wojny światowej, jako dowódca 617 dywizjonu bombowego RAF, zbombardował dwa statki jeden o nazwie "Scharnhorst", a drugi z nich to ogromny pancerny, krążownik noszący nazwę "Prinz Eugenia". 9 lipca doszło do ataku na lotnisko Stavanger znajdujące się w Norwegii. W wyniku ataku zestrzelono siedem samolotów, a pięć innych uszkodzono.
Początek bitwy o Anglię.
Po upadku Francji nastąpiła chwilowe wstrzymanie intensywnych działań wojennych. Jednak cisza, jaka na chwilę zapanowała nie miała trwać długo, ponieważ w głowie Hitlera zrodził się już kolejny plan dalszego prowadzenia wojny, który miał się koncentrować teraz wokół ataku na Wielką Brytanię. Planowanej operacji nadano kryptonim "Lew Morski". Operacja ta była długo i precyzyjnie przygotowywana. Można by w tym miejscu porównać dwóch bohaterów historycznych, którzy mieli ambicje mocarstwowe o podboju Europy, czyli Napoleona i Hitlera. Obydwaj dostrzegali trudność swej misji, obydwaj mimo wszystko nie rezygnowali i obydwaj ponieśli porażkę.
Aby planowana operacja zakończyła się sukcesem, konieczne było opanowanie najpierw Kanału La Manche i Morza Północnego. A w przypadku wojny prowadzonej przez Hitlera należało dodatkowo wygrać wojnę powietrzną. Napoleon był w o tyle lepszej sytuacji niż Hitler, że ten pierwszy posiadał przynajmniej przewagę na morzu i nie dotyczyła go wojna powietrzna. Po tym, co stało się w operacji norweskiej, Niemcy mieli do dyspozycji tylko jeden niewielki pancernik, cztery krążowniki i dwanaście niszczycieli. Z kolei flota brytyjska prezentowała zdecydowaną przewagę, chociaż miała za sobą nieprzyjemne doświadczenia z niemieckimi u - bootami i ostrzałem ze strony Luftwaffe. Co więcej Hitler był niemal pewien, że Brytyjczycy nie będą chcieli ryzykować używania swoich wielkich statków, w warunkach walki w okolicach kanału, gdzie było dla nich zdecydowanie za ciasno.
Dlatego Führer doszedł do wniosku, że cała walka powinna rozstrzygnąć się w powietrzu. Dysponował przecież najlepszym na świecie lotnictwem, a jego doradcy wojskowi utwierdzali go dodatkowo w przekonaniu, że niemieckiego lotnictwa nikt nie pokona. Liczono na to, że Luftwaffe zdoła pokonać RAF i tym samym zabezpieczyć inwazję morską, która miała być dokonana przez kanał. Termin tego przedsięwzięcia zaplanowano na 25 sierpnia.
Historycy nie są zgodni, co do tego, kiedy dokładnie zaczęła się bitwa o Anglię. Niemcy jako jej początek podają datę 13 sierpnia, czyli według nich tak zwany Adlertag, co oznacza Dzień Orła. Chociaż niemieckie lotnictwo przeprowadziło pierwszy zmasowany atak na Anglię już dużo wcześniej, bo 10 lipca. Tego dnia, a była to środa, aż sześćdziesiąt samolotów typu Junkers JU 88, czyli dwusilnikowych bombowców nurkowych uderzyło na porty położone w Falmouyh i Swansea, a oprócz tego również na fabrykę przemysłową leżącą w południowej części Walii, gdzie śmierć poniosło mniej więcej 30 osób i lotnisko w miejscowości Martlesham, położonej niedaleko Ipswich. Jakby tego było mało, w tym samym dniu, aż dwadzieścia pięć Dornierów (DO 17), czyli dwusilnikowych bombowców, napadło na konwój niedaleko Dover. W wyniku akcji Niemcom udało się zatopić jeden statek. Dwa dni potem doszło w związku z przeprowadzonym w nocy nalotem na miejscowość o nazwie Aberedenn, śmierć poniosło 60 jej mieszkańców.
W tym samym okresie Polacy i Francuzi, którzy służyli jako piloci, a zdołali uciec ze swoich ojczyzn objętych wojną, zajęli się tworzeniem własnych dywizjonów lotniczych spośród swoich kolegów. Pierwszy złożony z Polaków dywizjon został powołany do życia 13 lipca, wyposażono go w samoloty typu Hurricane i natychmiast rzucono do boju. Polacy, jako naród, który jako pierwszy poznał hitlerowską brutalność, odznaczyli się nieustraszoną postawą, a także ogromnym zaangażowaniem i oddaniem bliskim fanatyzmowi, w walce z hitlerowską potęgą powietrzną reprezentowaną przez Luftwaffe. Liczni walczący po stronie Anglików piloci stracili w czasie wojny swoich bliski, nierzadko także domy, a czasem nawet cały zgromadzony w ciągu życia dobytek, dlatego tkwiła w nich tak wielka złość bojowa i chęć zemsty na Niemcach za wszelką cenę. Dlatego to właśnie Polaków cechowała wyjątkowa odwaga, nieraz granicząca z brawurą. Byli i tacy, którym było już wszystko jedno, uważali, że nie mają już, dla kogo żyć, dlatego celem ich życia stała się wyłącznie zemsta.
18 lipca miał miejsce pierwszy atak odwetowy w wykonaniu angielskich samolotów. Dowódcy RAFu jako pierwszy cel wyznaczyli sobie niemieckie zakłady pracujące w Essen oraz w Bremie. Z kolei 19 lipca Dorniery (DO 17) uderzyły na fabrykę Rolls Royce' a mieszczącą się w Glasgow. Kolejne naloty na cele położone na lądzie czy morzu powoli stawały się codziennością. Pod koniec lipca z inicjatywy Goeringa po raz pierwszy utworzono dywizjon lotniczy, którego zadaniem były szczególnie naloty w porze nocnej. Myśliwce wchodzące w jego skład posiadały dodatkowe uzbrojenie w postaci Messerschmittów Bfl10. Dzięki temu w niedługim czasie Luftwaffe mogło pochwalić się zestrzeleniem angielskiego bombowca należącego do RAFu, nad terenem północno - zachodnich Niemiec. W odpowiedzi na to kilka dni później Anglicy straciły na ziemię niemiecki samolot typu Dornier (DO 17), w pobliżu Brighton. Udało się to samolotowi typu Blenheim, który wspierał się wskazówkami radaru.
28 lipca doszło do jeszcze większego nasilenia walk. Zestrzelono na przykład najlepszego niemieckiego pilota, czyli Möldersa, który musiał ratować się przymusowym lądowaniem na terenie Francji. Zanim skończył się lipiec, po stronie Niemiec straty, jeżeli chodzi o samoloty sięgały 139 sztuk, a po stronie przeciwnej zniszczeniu uległy tylko 52 maszyny.
1 sierpnia zgodnie z wytycznymi wyznaczonymi przez Hitlera ostateczna data inwazji na Wyspy Brytyjskie została przesunięta z 1 sierpnia na 15 września. Dwa pierwsze tygodnie sierpnia to przede wszystkim kontynuacja nalotów na morskie konwoje, ale także ostrzeliwanie celów militarnych i co jakiś czas walka w powietrzu. Sytuacja uległa zmianie, kiedy 13 Goering rozpoczął akcję mającą na celu definitywny rozpad angielskiego potencjału lotniczego, tak by ułatwić Luftwaffe zmasowany atak na wyspy. Od tej pory możemy mówić o początku prawdziwej bitwy o Anglię. Zaczęło się, co prawda dość skromnie, bo tylko od zrzucenia bomby na bazę lotniczą niedaleko Eastchurch nad Tamizą. Porażkę odnotowała kompania Junkersów JU 88, której zadaniem było zaatakowanie miasta Farnborough, którego ostatecznie nie udało im się odnaleźć i do ataku nie doszło. Mimo pożarów wywołanych za sprawą samolotów Luftwaffe, Anglicy nie pozostali im dłużni i zestrzelili aż dziewięć niemieckich samolotów, dlatego pierwszy dzień walki zakończył się jednak zwycięstwem Brytyjczyków. Podsumowując ten pierwszy dzień, po stronie niemieckiej zniszczono czterdzieści dwa samoloty, a po stronie angielskiej tylko trzynaście. Kolejny dzień okazał się być jeszcze bardziej pechowy dla agresorów, bo ich straty wyniosły aż 13 sztuk, a po drugiej stronie jedynie cztery.
15 sierpnia miał miejsce rzeczywiście zmasowany atak niemieckiego lotnictwa na Anglię. Bombardowano równocześnie północno - wschodnią i południową część kraju. Na północy udało się, co prawda powstrzymać atak części samolotów, które atakowały startując z terenu Półwyspu Skandynawskiego, ale samoloty, które zbombardowały południową Anglię i tak wyrządziły ogromne straty. Na terenie zbombardowanego lotniska w Croydon zginęły aż 62 osoby. Chociaż z drugiej strony atak ten kosztował Niemców aż dziesięć samolotów typu Messerschit 110, wśród nich znalazł się również dowódca dywizjonu 210. W sumie straty poniesione przez niemieckie lotnictwo poniesione 15 sierpnia stanowiły nie sto czterdzieści cztery strącone przez Anglików samoloty, jak napisał triumfalnie na swych łamach Daily Mirror, ale o prawie połowę mniej, bo siedemdziesiąt sześć sztuk. W porównaniu z tym, straty RAF - u były nieco mniejsze, ponieważ wynosiły pięćdziesiąt myśliwców.
Kolejnego dnia zrzucono bomby na miejscowość Tangmere w hrabstwie West Sussex, które było najbardziej wysuniętym na południe terenem Anglii, oraz na siedem innych baz lotnictwa angielskiego. Warto zaznaczyć, że Luftwaffe szacowała stan angielskich powietrznych sił zbrojnych na trzysta sztuk myśliwców. Błąd w obliczeniach wynikał stąd, że każdy brytyjski samolot, który był strącany liczyły po kilka razy różne załogi niemieckich samolotów. Tak naprawdę liczba angielskich samolotów wahała się w tamtym okresie w okolicach siedmiuset sztuk. Niemiecki atak, który nastąpił 18 sierpnia był skierowano na bazy samolotów wojskowych położonych w południowo - wschodniej części Anglii. Podobnie jak poprzednio, także w tym przypadku niemieckie lotnictwo nie obeszło się bez strat - Luftwafee straciło dziewiętnaście Stukasów, a oprócz tego również osiem samolotów typu Me 109, których zadaniem było eskortowanie tych pierwszych. Do bazy nie wróciło również kilka innych maszyn. W sumie Niemcy byli ubożsi o sześćdziesiąt dwa samoloty, a Anglicy o trzydzieści cztery.
Ponieważ przez kilka tygodni utrzymywała się piękna, słoneczna pogoda, a na niebie na próżno było szukać chmur, nadeszła wreszcie deszczowa pogoda. W ciągu kilku następnych dni, między 19 a 23 sierpnia padał deszcz, a niebo pełne było nisko wiszących chmur. Naloty nie zostały, co prawda całkowicie wstrzymane, ale dla pilotów RAF - u i tak nastało kilka dni względnego odpoczynku. Czas ten wykorzystali mechanicy, żeby naprawić samoloty, które doznały uszkodzeń w czasie ataków, poza tym odnawiano nawierzchnię lotnisk pokrytych trawą, a poza tym zapełniano dziury, które powstały w wyniku zrzucania nieprzyjacielskich bomb. Przestój w działaniach wojennych najbardziej drażnił Goeringa, który uważał, że jest to strata czasu. Dlatego pierwszego słonecznego dnia, czyli 24 sierpnia wznowiono ataki lotnicze na południowo - wschodnią Anglię, dokładnie w miejscu, gdzie zaplanowano lądowanie desantu żołnierzy pod wodzą marszałka von Rundstedta. Doszło do tego, że znajdująca się w Manston baza RAF - u musiała zostać ewakuowana, a inną bazę lotnicza położoną w Hornchurch poważnie zniszczono. Bomby zrzucono również na Portsmouth i Ramsgate. Najgorsze jednak było to, że na stolicę Anglii spadły bomby zapalające, do czego doszło akurat przez przypadek, po prostu jeden z dywizjonów, którego celem ataku była fabryka samolotów położona w Short, przez pomyłkę zrzucił niesiony przez siebie ładunek, ponieważ dał się zwieść angielskiej aparaturze zagłuszającej.
Ktoś może powiedzieć, że to zbyt daleko posunięte wnioski, ale możliwe, że właśnie tan błąd popełniony przez Luftwaffe kosztował III Rzeszę przegraną w bitwie o Anglię, dlatego, że tak zdecydowany atak ze strony niemieckiej poruszył dogłębnie rząd i całe społeczeństwo, co wyraziło się w jeszcze bardziej zdecydowanej i bohaterskiej walce.
W odpowiedzi na atak na cele cywilne położone w londyńskich dzielnicach, Churchill wydał podwładnym sobie lotnikom rozkaz o zaatakowaniu Berlina, chociaż należy przyznać, że w tamtym okresie była to akcja związana z ogromnym ryzykiem i wieloma trudnościami. Przykładowo wśród 81 bombowców, które opuściły swoje bazy nocą 25 sierpnia, tylko 29 doleciało do celu. Atak zakończył się stosunkowo niewielkimi zniszczeniami, ale z drugiej strony zginęło w nim ośmiu lotników, a dwudziestu dziewięciu odniosło rany. Hitler wpadł we wściekłość, ponieważ uwierzył wcześniej w zapewnienia Goeringa, że Berlin nigdy nie zostanie zbombardowany. Stąd nieprzemyślana, podjęta pod wpływem emocji decyzja wodza III Rzeszy, by zbombardować masowo Londyn, zapominając o tym, że założenia były początkowo inne - Luftwaffe stawiało sobie jeszcze niedawno za najważniejszy cel całkowite wyeliminowanie brytyjskich sił powietrznych. 7 września zaczęły się trwające niemal bez przerwy aż 57 dni naloty, które kontynuowano zarówno w dzień jak i w nocy. W wyniku nalotów nie tylko Londyn doznał ogromnych zniszczeń, ale równocześnie doszło do osłabienia sił niemieckiego lotnictwa, którego potencjał nie dorównywał już swemu brytyjskiemu przeciwnikowi.
W sierpniu wydawało się jednak, że to III Rzesza zwycięży w tej powietrznej walce. Niemcy mieli wówczas proporcjonalnie więcej samolotów, a angielscy piloci byli coraz bardziej zmęczeni. Gdyby Goeringowi udało się utrzymać presję, jaką wywierał na południowo - wschodnie tereny Anglii i znajdujące się tam bazy lotnicze, to miał szansę pokonać angielskie siły powietrzne. Tak przynajmniej wypowiedział się marszałek Hugo Dowding w rozmowie z Churchillem.
Można snuć różne przypuszczenia na temat tego, co stałoby się, gdyby Hitler nie zrezygnował z realizowania przyjętej przez siebie wcześniej strategii, fakty jednak mówią same za siebie: zaślepiony chęcią zemsty, skierował swoich lotników na inne cele, dlatego nigdy nie udało im się zawładnąć przestrzenią powietrzną nad Kanałem La Manche. Pod koniec sierpnia bomby zrzucono kolejno na: Birmingham, Coventry, Plymouth i Liverpool. Odpowiedzią Anglików były kolejne ataki na Berlin, przeprowadzone 28, 30 i 31 sierpnia.
Zaraz na początku września hitlerowcy zbombardowali angielską bazę myśliwców położoną w hrabstwie Kent, która doznała w związku z tym radykalnych uszkodzeń. Szczególnie, że następnego dnia powtórzono nalot na ten sam cel atakując także inne bazy. 3 września, który to dzień był rocznicą przyłączenia się Anglików do wojny, Anglicy uczcili w specyficzny sposób atakując ponownie stolicę III Rzeszy. W tym samym dniu Führer wyznaczył nową datę inwazji, czyli dopiero 21 września, wcześniej planowano atak na mniej więcej tydzień wcześniej, bo na 15 września. W kolejnych dniach września Luftwaffe zrzuciło bomby na angielskie zakłady zajmujące się produkcją samolotów, w związku, z czym konieczne było wstrzymanie dalszych prac nad bombowcem o nazwie Wellington. 7 września kontynuowano bombardowanie Londynu, dlatego z konieczności ataki na inne cele, te o charakterze wojskowym, musiały ulec zawieszeniu lub były po prostu mniej intensywne. Nim Luftwaffe przyznało, że nie uda mu się wygrać bitwy powietrznej o panowanie nad Kanałem la Manche, przeprowadziło jeszcze jedno dotkliwe bombardowanie. Mianowicie 14 września niemieccy piloci zaatakowali cele położone w południowej części Anglii. Ważne, że przeprowadzony przez nich atak spotkał się z niewielkim jedynie oporem. Bierność ze strony Anglików zachęciła Goeringa do powtórzenia dzień później tej samej operacji. Dlatego do dnia dzisiejszego, to właśnie 15 września obchodzi się na całym świecie pod nazwą "Dnia Bitwy o Anglię". Tego dnia doszło do dwóch wielkich nalotów w ciągu dnia, które jednak spotkały się ze zdecydowaną kontrakcją ze strony angielskiej. Anglikom udało się unieszkodliwić 53 samoloty należące do Luftwaffe, a następnych 16 mniej lub bardziej uszkodzić, chociaż podali dumnie, że zestrzelili aż 185 nieprzyjacielskich maszyn. W wyniku prowadzonych w tym czasie nalotów uszkodzono nawet Pałac Buckingham. 16 września minął nadzwyczajnie spokojnie. Ale już kolejnego dnia znowu powróciły naloty i związane z nimi zagrożenie, chociaż podobnie jak następnego dnia nie były to zmasowane ataki. Powoli zaczęła się zaznaczać przewaga Anglików.
Równocześnie Hitler zdecydował o odłożeniu planowanej od dawna i kilkakrotnie już przekładanej operacji o kryptonimie "Lew Morski" na nieokreśloną bliżej przyszłość. Była to jedyna z planowanych przez wodza akcji, która nie została zrealizowana. Hitler zrozumiał, że nie uda mu się opanować całkowicie Europy Zachodniej, dlatego postanowił ruszyć na Wschód. To z kolei oznaczało zaangażowanie armii niemieckiej na kilku frontach jednocześnie. Dał tym samym do zrozumienia swoim przeciwnikom, że rozproszył swoje siły i pokonanie go nie jest przez to niemożliwe, a wręcz wzrosło tego prawdopodobieństwo. Bitwa o Anglię była równie ważna dla dalszych działań wojennych, jak klęska Japończyków, jaką ponieśli w walce pod Midway na Oceanie Spokojnym. Wraz z końcem lata 1940 roku wszyscy z niepokojem oczekiwali dalszego rozwoju wypadków.
Apogeum bitwy o Anglię.
30 sierpnia pojawiła się informacja, że ataki Luftwaffe, jakie miały miejsce do tej pory, to dopiero początek i zbliża się powoli decydujące uderzenie. Niestety tym razem hitlerowska propaganda była nadzwyczaj wiarygodna. 7 września miał miejsce nalot, w którym wzięło udział aż 357 hitlerowskich bombowców. Po ataku okazało się, że bomby spuszczane przez samoloty stały się przyczyną pożarów przede wszystkim w dokach portowych. Kolejny atak miał miejsce wieczorem i zakończył się dopiero nad ranem następnego dnia! Samoloty spuszczały na przemian bomby zapalające i burzące. Nad ranem w mieście zlokalizowano aż dziewięć stref, w których panowały pożary. Zniszczeniu uległo wiele domów, ich liczbę szacuje się w kilku tysiącach. 430 mieszkańców Londynu zginęło, a aż 1600 doznało ciężkich obrażeń, wśród nich znajdowało się wiele kobiet i dzieci.
Następna noc znowu naznaczona była niemieckim nalotem, w którym wzięło udział mniej więcej dwieście bombowców. W wyniku tego ataku doszło zburzenia City i wielu zniszczeń znowu w rejonie doków. Wybuchły liczne pożary, niszcząc się komunikacyjną, przed ogniem nie ustrzegło także się wiele domów. Tej nocy w związku z bombardowaniami zmarło 412 cywili, a oprócz tego 747 osób odniosło poważne obrażenia.
Następnej nocy, z poniedziałku na wtorek w wyniku nalotów śmierć poniosło aż 370 kolejnych osób, a rany odniosło 1400 osób. Następna noc nie zebrała na szczęście aż tak tragicznego żniwa. Następnego dnia Londyńczycy zaczęli kontratak. W środku miasta zamontowano baterie dział przeciwlotniczych, które ostrzelały niemieckie samoloty. Nie udało się, co prawda zestrzelić żadnego z nieprzyjacielskich samolotów, ale i tak udało się dzięki tej akcji zmniejszyć liczbę ofiar i strat poniesionych po swojej stronie. Do końca września każdej nocy były naloty. Ciągle wzrastała liczba osób, które straciły życie w wyniku bombardowań, coraz wyższy był również wskaźnik poniesionych strat. Podsumowując we wrześniu w związku z nalotami życie straciło 5 730 ludzi, a aż 10 000 odniosło mniej lub bardziej poważne rany. Zniszczeniu uległy drogi, ale także system komunikacyjny, gazociągi, pozrywane były słupy elektryczne, nie działało prawidłowo wiele mieszczących się w Londynie szpitali.
W następnym miesiącu liczba ataków była proporcjonalnie mniejsza. 6 października niemieckie lotnictwo zrzuciło na angielską stolicę tylko 1 bombę, mimo to każda noc naznaczona była nalotami. Wyjątkowo trudna była noc przypadająca na 15 października: nad Londyn przyleciało aż 400 samolotów, które wprost zasypało Londyn bombami - zrzucono aż 1000 ładunków! Po nalotach okazało się, że były one śmiertelne dla 430 osób, a następnych 900 mieszkańców miasta odniosło rany. Naloty ciągle się nie kończyły, chociaż był już 2 listopada, czyli już 57 dzień nieustających ataków Luftwaffe. Londyńczycy byli coraz bardziej zmęczeni: gaszeniem pożarów, liczeniem rannych i życiem od nalotu do nalotu. Mimo to ciągle nie ustawały ataki niemieckiego lotnictwa. Listopad był miesiącem, w którym tylko trzy noce były wolne od huku bombowców nad głowami mieszkańców angielskiej stolicy. Najgorsza noc towarzyszyła pełni księżyca, która przypadła na połowę listopada. 14 listopada bardzo silny atak spotkał Coventry, czyli centrum przemysłowe Anglii. Obecnie wiemy już, że Churchill otrzymywał informacje o tym, co będzie następnym celem ataków niemieckiego lotnictwa, ale w sumie i tak nie mógł w pełni wykorzystać posiadanych przez siebie informacji, żeby nie zdradzić, że w ogóle jest w posiadaniu tak istotnych, w sumie tajnych wiadomości. Angielski wywiad miał dostęp do tych informacji dzięki rozpracowaniu przez Polaków niemieckiej maszyny szyfrującej o nazwie Enigma. To ważne dla wojny wydarzenie, które nazywano operacją "Ultra", pozostawało tajemnicą nie tylko w czasie, gdy trwała wojna, ale nawet kilkadziesiąt lat po jej zakończeniu. Była to jedna z bardziej spektakularnych i istotnych zakończonych sukcesem operacji wywiadowczych. Niestety mimo wszystko, jak już wspomniałam Anglicy nie ustrzegli się przez to od kolejnych ataków. W Coventry zniszczono nie tylko fabryki, ale również domy wielu cywilów i katedra.
Podsumowując, to, co wydarzyło się do końca listopada 1940 roku, możemy podać, że na Londyn zrzucono 36 000 bomb, w wyniku bombardowań życie straciło 12 696 ludzi, a rany odniosło 20 000. W tym samym czasie Niemcy zaczęli wreszcie rozumieć, że nie uda im się w ten sposób złamać angielskiego ducha walki. Mimo to kontynuowano naloty. Intensywne ataki trwały jeszcze w grudniu i styczniu. W sumie ataki niemieckich bombowców ustały dopiero w maju 1941 roku.
Ogólnie rzecz biorąc w czasie nalotów zginęło aż 40 000 ludzi, a ciężkie rany odniosło 46 000. Zburzono lub uszkodzono więcej niż milion budynków. Warto jeszcze podać straty poniesione przez niemieckie lotnictwo - stracono 2 400 maszyn, przy czym niemieckim lotnikom nie udało się osiągnąć żadnego z zaplanowanych zadań.