Był bardzo ciepły dzień w obozie w Auschwitz. Kierownik obozu zorganizował apel. Zamierzał na nim ukarać więźniów, którzy próbowali ucieczki z obozu. Wszyscy zostali ustawieni między barakami. Wyglądali strasznie: wygłodzeni, wisiały na nich postrzępione ubrania, na nogach mieli zniszczone buty. Stali na pełnym słońcu. Nie mieli dostępu do wody ani jedzenia. Nie wolno im się było ruszyć. Była to forma odpowiedzialności zbiorowej. Pod wieczór pojawił się zastępca komendanta obozu Karl Fritzsch, a razem z nim Gerhard Palitzsch – funkcjonariusz SS. Towarzyszący im esesmani byli zadbani, ich mundury czyste, buty wypolerowane. To Fritzsch miał zdecydować, co dalej z więźniami. Długo jednak milczał, wyrażając w ten sposób swoją pogardę dla więźniów. Wskazał w końcu dziesięciu więźniów, który mieli zostać skazani na śmierć, mimo że ucieczki próbowało trzech. Wybór był przypadkowy. Jednym z wybranych okazał się Franciszek Gajowniczek, który nie potrafił zapanować nad emocjami. Wybuchł płaczem, ponieważ jako ojciec dwóch synów – Bogdana i Janusza – zdawał sobie sprawę, że już nigdy ich nie zobaczy. W tym momencie z szeregu więźniów wystąpił jeszcze jeden mężczyzna. Był to ogromnie odważny akt, ponieważ reakcja esesmanów na takie wykroczenie z reguły była bardzo gwałtowna. Mężczyzna jednak po niemiecku zwrócił się do komendanta i poprosił o możliwość zastąpienia tego płaczącego mężczyzny. Był to Rajmund Kolbe, polski franciszkanin, niski, wątły, z charakterystycznymi okrągłymi okularami. Numer 16670. Mimo że naziści nie tolerowali księży, Fritzscha jakoś poruszył akt odwagi Kolbego na tyle, że zgodził się na tę zamianę. Oczywiście nie okazał emocji, natomiast pozwolił na zastąpienie numeru Gajowniczka numerem Kolbego. Wybranych więźniów odprowadzono do tzw. Bloku Śmierci, czyli bloku 13. Karą była śmierć głodowa.
Szczepański w tym momencie eseju zaznacza, że całą historię koloryzowano, dopisując Kolbemu słowa: „Jam katolicki ksiądz polski, jam stary, weź mnie na śmierć za niego, boć to jest przyszłość narodu polskiego”. Rozmowa nie odbyła się po polsku, nie była ani patetyczna, ani emocjonalna, co oczywiście nie odbiera heroizmu aktowi Kolbego. Zdaniem autora jednak nadmierne koloryzowanie samej historii jest zupełnie zbędne.
Szczepański swoją uwagę zwraca w stronę samej decyzji komendanta, która była wyjściem poza obozowy reżim, którego jednym z celów było wyplewienie jakiegokolwiek braterstwa między ludźmi. Nie mogło być mowy o aktach dobroci, pomocy, sama śmierć miała zaś być anonimowa, bezwzględna. Szczególnie mocno poniżani zaś byli wszyscy, którzy w obozie starali się dalej być głosicielami praw moralnych czy humanitaryzmu. Tym bardziej więc zgoda na prośbę Kolbego wydaje się zaskakująca. Szczepański sugeruje jednak, że być może w ten sposób Fritzsch chciał pokazać bezsensowność takich aktów heroizmu. Zupełnie nie przewidział natomiast konsekwencji swojej decyzji. Zakładał, że o polskim księdzu nikt nie będzie pamiętał. Stało się jednak zupełnie inaczej, a Kolbe został ogłoszony świętym. W końcu Fritzsch mógł zakładać, że nikt ze świadków nie przeżyje obozu.
Szczepański wraca jeszcze do samej śmierci Kolbego. Mimo że miał on tylko jedno płuco i był bardzo słaby, przetrwał w komorze najdłużej. Konał bardzo powoli, więc w końcu zdecydowano się podać mu uśmiercający zastrzyk. Szczepański wspomina, że tego rodzaju śmierć jest wyjątkowo okrutną torturą, ponieważ pozbawia człowieka jakiekolwiek godności. Kolbe w tym trudnym doświadczeniu znalazł jeszcze w sobie siłę, aby innym nieść pocieszenie, śpiewając i modląc się.
Rajmund Maksymilian Maria Kolbe zmarł 14 sierpnia 1941 roku. Jego ciało spalono w krematorium. Franciszek Gajowniczek przeżył obóz, następnie trafił do Sachsenhausen, gdzie doczekał wyzwolenia przez Amerykanów. Kolbe został beatyfikowany jako pierwszy Polak po II wojnie światowej. Na jego beatyfikacji byli Prymas Wyszyński, Karol Wojtyła i ocalony przez Kolbego Franciszek, który dożył 94 lat.
Podczas upalnego dnia w obozie w Auschwitz zorganizowany zostaje apel, który ma być karą za próbę ucieczki trzech więźniów. Wszyscy więźniowie z bloku zostają ustawieni na wąskim chodniku. Stać mają w pełnym słońcu, bez wody, bez możliwości ruchu. Wieczorem pojawia się zastępca komendanta obozu Karl Fritzsch, a razem z nim Gerhard Palitzsch – funkcjonariusz SS. Fritzsch wskazuje dziesięciu przypadkowych więźniów, którzy zostają skazani na śmierć. Jeden z nich to Franciszek Gajowniczek, ojciec dwóch synów, który nie umie ukryć targających nim emocji. Z szeregu wychodzi polski franciszkanin, Rajmund Maksymilian Maria Kolbe i prosi komendanta po niemiecku, aby mógł zastąpić tego więźnia. Fritzsch się zgadza, zakładając najprawdopodobniej, że to pokaże bezsens heroizmu, a poza tym nikt i tak nie przeżyje tego obozu. Kolbe z innymi skazanymi trafia do Bloku Śmierci, skazany na śmierć głodową. Mimo że najsłabszy, umiera jako ostatni (po śmiertelnym zastrzyku), do końca niosąc pocieszenie innym. Gajowniczek przeżył obóz i wyzwolenie Sachsenhausen przez Amerykanów. Kolbe został beatyfikowany jako pierwszy Polak po II wojnie światowej. W beatyfikacji bierze udział Wyszyński, Wojtyła i oczywiście Gajowniczek.
1. Apel, na którym wyznaczonych zostaje 10 przypadkowych więźniów, skazanych na śmierć.
2. Franciszek Gajowniczek nie potrafi ukryć emocji.
3. Z szeregu występuje ksiądz Kolbe i zwraca się do komendanta z prośbą, by mógł zastąpić Gajowniczka.
4. Komendant wyraża zgodę i Kolbe z 9 mężczyznami trafia do Bloku Śmierci.
5. Mężczyźni zostają skazani na śmierć głodową. Kolbe do samego końca niesie im pocieszenie.
6. Kolbe umiera na końcu od śmiertelnego zastrzyku.
7. Gajowniczek przeżywa obóz i świadczy o postaci ojca Kolbego.
8. Kolbe zostaje beatyfikowany jako pierwszy polski święty po II wojnie światowej.
Głównym bohaterem eseju Jana Józefa Szczepańskiego „Święty” jest Maksymilian Kolbe. Sposób zaprezentowania tej postaci wskazuje już sam tytuł eseju. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że Szczepański przez Kolbego pokazuje, jak różną postać może mieć świętość. Kolbe nie jest otoczony jej aureolą od samego początku. Podejmuje dramatyczny wybór, nie robi tego jednak w glorii i chwale, tylko po cichu, spokojnie, niosąc innym więźniom pociechę aż do samego końca.
Wydarzenia, o którym opowiada Jan Józef Szczepański, w eseju „Święty”, rozpoczynają się 29 lipca 1941 roku w obozie Auschwitz. Kolejne wydarzenia odnoszą się także do lat 1944-1945, a także do powojennej beatyfikacji Maksymiliana Kolbego. Trzon eseju stanowi jednak odwołanie do tego wyjątkowego lipcowego dnia.
Esej Jana Józefa Szczepańskiego „Święty” opowiada o autentycznym wydarzeniu z życia zakonnika, ojca Maksymiliana Marii Kolbego. Jest to więc teoretycznie opowieść historyczna, natomiast cel pisarza zdaje się inny, niż czysto reporterski.
Szczepański w swoim eseju podejmuje pytanie, czym jest świętość, jak postrzegamy kogoś, kto jest święty, kiedy świętość się objawia. Okazuje się na tym przykładzie, że w momencie największej próby, ale i w czasie, kiedy nikt świętości się nie spodziewa. W Auschwitz, czyli w miejscu, które dla wielu stanowiło dowód na to, że Bóg zapomniał o ludziach, nagle w jednej „prostej” decyzji objawia się świętość. Nie manifestowana jednak, nie dumnie podkreślana, ale cicha, rzeczowa, spokojna. Szczepański w swoim eseju bardzo wyraźnie pokazuje, że dysponujemy nawet stereotypem świętego, ale prawdziwa świętość rzadko kiedy się w niego wpisuje.
Drugi bardzo istotny wątek „Świętego” to kategoria człowieczeństwa w ogóle, nie tylko świętości. Przede wszystkim Szczepański bardzo wyraźnie podkreśla, że celem nazistów było odczłowieczenie, odebranie człowiekowi gotowości do niesienia braterstwa drugiemu człowiekowi. W obozach nie było przestrzeni na to, by podać drugiemu rękę, a mimo wszystko gesty takich postaci jak Kolbe, pokazywały, że jednak czasem znajdowali się ci, którzy tę rękę wyciągali. I to jest piękna prawda o człowieczeństwie, którego istotą jest chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.
Jan Józef Szczepański esej „Święty” wydał w 1975 roku w tomie „Przed nieznanym trybunałem”, w którym odwoływał się do wielu ważnych dla dziejów Polski postaci oraz analizował je pod kątem wyborów i postaw dotyczących religii, moralności, etyki. Dyskusja ta w XX wieku była z jednej strony bardzo potrzebna, z drugiej – wyjątkowo trudna, dlatego Szczepański zdecydował się na zestawienie bardzo różnych postaw.
Jego utwory to eseje, a więc teksty, które gatunkowo zakładają pewną niejednorodność. Z jednej bowiem strony są pisane na podstawie realnych wydarzeń, z drugiej – sposób opowiadania jest daleki od czystej faktografii.
Esej to gatunek z pogranicza literatury pięknej i naukowej, który prezentuje poglądy autora w danej kwestii, wyraża jego punkt widzenia. Esej cechuje subiektywizm wypowiedzi. Jest to gatunek, który łączy w sobie cechy innych utworów. Jest hybrydyczny z natury, ma cechy reportażu, traktatu, felietonu czy recenzji. To niefikcjonalna forma wypowiedzi. Esej nie koncentruje się na samej fabule, a na refleksji nad jakimś wydarzeniem, postacią, innym działem. Nie respektuje hierarchii ważności tematów.
Jan Józef Szczepański urodził się w 1919 roku w Warszawie, zmarł w 2003 roku w Krakowie. Był polskim pisarzem, eseistą, a także reporterem, podróżnikiem, tłumaczem. Urodził się jako syn ekonomisty i dyplomaty oraz nauczycielki języka francuskiego. Działał w partyzantce podczas II wojny światowej, był żołnierzem AK, o czym pisał w swojej prozie powojennej, a część ze spisanych przez niego historii przeniesiona została do filmów Stanisława Różewicza.
Związany w „Tygodnikiem Powszechnym”. Ostatni prezes Związku Literatów Polskich, rozwiązanego po wybuchu stanu wojennego. Sygnatariusz listu 59, stający po stronie protestujących robotników. Mierzący się z cenzurą komunistyczną. Jego znane książki to między innymi: „Polska jesień”, „Ikar”, „Czarne i białe”, „Przed nieznanym trybunałem”, „Kadencja”, „Jeszcze nie wszystko”.
Tytuł „Święty” z jednej strony bardzo mocno wskazuje na głównego bohatera utworu, z drugiej – tematykę samej świętości poddawaną refleksji w eseju Jana Józefa Szczepańskiego. Wydaje się, że dla autora równie ważna była sama postać Kolbego, jak i dyskusja, do której jego wybory mogą nas prowadzić.