Piękno atmosferyczne staje się coraz bardziej powszechne — i to zła wiadomość dla środowiska. W ciągu tego miesiąca obserwatorzy ze Szwecji byli świadkami zjawiska, znanego szerzej jako chmury perłowe (ang. nacreous clouds) lub polarne chmury stratosferyczne w skrócie PSCs, które swoim wyglądem przypominają tęczową benzynę wyciekającą wysoko na niebie lub błyszczącą masę perłową.

Perłowe chmury są uważane za jedną z najpiękniejszych formacji chmur, ale także najbardziej destrukcyjną dla naszej atmosfery. Ich obecność „zachęca” do reakcji chemicznych rozkładających warstwę ozonową, która działa jak niezbędna tarcza chroniąca nas przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym.

Nie można ich zaobserwować w pełnym świetle dnia, musi to być zachód słońca lub kilka chwil tuż po jego wschodzie. Najbardziej oszałamiająco wyglądają nad ranem, gdy niebo jest jeszcze nieco ciemne, a kontrast sprawia, że wyglądają magicznie. Zjawisko to — często mylone z zorzą polarną — jest czynnikiem przyczyniającym się do tworzenia dziur w warstwie ozonowej nad Arktyką i Antarktydą.

Chmury perłowe są uważane za rzadkie zjawisko występujące głównie na wysokich szerokościach geograficznych (przeczytaj, czym jest szerokość geograficzna). Jednak coraz częściej można je zauważyć dużo niżej, znane są przypadki pojawienia się ich nad Wyspami Brytyjskimi.

Jak powstaje to niszczycielskie piękno?

Ten rodzaj polarnej chmury stratosferycznej (sprawdź, czym jest stratosfera) pojawia się tylko wtedy, gdy temperatury stratosferyczne spadają poniżej -78 °C. To zamienia wszelką wilgoć w powietrzu w super chłodzoną ciecz, więc w zwykle bezchmurnej dolnej stratosferze tworzą się kryształki lodu. Zawieszone na wysokościach od 15 do 25 kilometrów chmury mogą rozpraszać światło słoneczne po zachodzie słońca i przed świtem. Dyfrakcja światła słonecznego powoduje interferencję podobną do opalizujących barw płyty CD lub przypominają iryzujący wyciek benzyny. Wtedy właśnie powstają spektakularnie opalizujące pastelowe odcienie.