Podróżując po Warszawie trudno się oprzeć pokusie i nie skręcić z zatłoczonego centrum na Plac Grzybowski, gdzie roztacza się przed nami obrazi innego świata, starej Warszawy- z jej synagogą i jednym z najważniejszych dla społeczności żydowskiej w Polsce miejsc rozwoju i kultywowania kultury- Państwowym Teatrem Żydowskim.

Przedstawienie, w którym miałam możliwość uczestniczyć nosiło zastanawiający tytuł: "Dybuk". Dla kogoś niezorientowanego w kulturze żydowskiej pojęcie to brzmi zupełnie obco i nie niesie z sobą żadnej treści. Tym bardziej- rośnie zaciekawienie przed spektaklem. Na kilka godzin przed przychodzi czas dopełnienia ostatnich formalności- odbiór biletów, mimowolnie podsłuchana próba chóru wbrew pozorom nie tylko nie odkrywa zasłony tajemniczości całego przedsięwzięcia, ale jeszcze bardziej fascynuje i ożywia. Niepokój i zaciekawienie sięga zenitu, a jedyne co pozostaje to odliczanie czasu do przedstawienia.

W końcu wybija upragniona godzina 19.00. Rozwiązuje się problem ze zrozumieniem słówka w opisie przedstawienia- tłumaczenie symultaniczne okazuje się być jednoczesnym oglądaniem przedstawienia w języku jidysz i słuchaniem głosu lektora szepczącego w słuchawkach polskie tłumaczenie tekstu. Występ aktorów poprzedza krótkie wprowadzenie, którego celem jest przybliżenie widzom postaci autora przedstawienia, jego podstawowej tematyki. Nareszcie sztuka rozpoczyna się. Na scenie pojawiają się dekoracje imitujące bożnicę żydowską i niewielką celę po lewej stronie. Tam też stają postacie dwóch Żydów rozmawiające na temat sensu i istoty modlitwy, poruszające problem prawdziwości przeżyć, religii, wszystkiego. Zbuntowany młodzieniec, który zadaje szereg pytań modlącemu się przyjacielowi wychodzi po krótkiej rozmowie do bożnicy, tam sięga po Torę i pada martwy. Kolejne sceny przedstawiają wesele, które nie dochodzi do skutku, ponieważ panna młoda nie chce ślubu z kandydatem wybranym przez rodziców. Jej zachowanie jest dla nich tak zastanawiające, że zabierają ją do Rabina. Tam pada kluczowe słowo całego przedstawienia: "DYBUK". Okazuje się, że w dziewczynę wstąpił duch zmarłego w bożnicy młodzieńca, który mocą przysięgi jego ojca i ojca opętanej dziewczyny miał zostać jej mężem. Akcja utworu kończy się wypędzeniem "Dybuka" z młodej Żydówki. Po drodze jednak jesteśmy świadkami wielu narad, dylematów, rozważań, modlitw. Mamy okazję słuchać śpiewów chasydzkich, oglądać tańczących mędrców żydowskich, na chwilę stać się członkami żydowskiej społeczności i dzielić z nią jej dylematy, pragnienia, wierzenia. Czymś przepięknym jest widok grupy dorosłych mężczyzn odzianych w białe tuniki, którzy w rytm pięknej muzyki!, z podniesionymi rękoma obracają się wokół własnej osi i tworząc w swym tańcu jedną całość- jednocześnie zupełnie indywidualnie kierują do Boga swe wołania i stoją na scenie w całkowitym osamotnieniu. Dla kultury zachodniej czymś niesamowitym i fascynującym może być taniec zupełnie pozbawiony wirtuozerii, popisów, wyeksponowania czegokolwiek- a pełen jakiegoś wewnętrznego skupienia i zaskakującej prostoty. Mimo iż nie do końca jesteśmy w stanie zrozumieć wszystkie zachowania i decyzje bohaterów, nie zawsze jasne są terminy, którymi się posługują, trudno też w pełni zrozumieć przedstawienie nie stykając się wcześniej z obyczajami żydowskimi, opisem świąt tego narodu- jednak zawsze pozostaje jakieś niezatarte wrażenie, jakie wywołuje na człowieku drugi człowiek.

Co mnie z tego przedstawienia pozostało? Wrażenie nowości, wspomnienie emocji- ciągle żywych- jakie wywołało we mnie zetknięcie się z obcą kulturą, innym sposobem myślenia, postrzeganiem świata, inną obrzędowością- która choć różna nie jest też czymś zupełnie oderwanym od mojego dotychczasowego doświadczenia. Narodziły się pytania- o własną tożsamość, o podstawy mojego światopoglądu, wierzeń... szereg refleksji dotyczących narodu żydowskiego i mojego spojrzenia na ludzi do niego należących. Pozostała na pewno sympatia i ciągle trwa fascynacja i pragnienie zgłębiania wiedzy o świecie żydowskim. A narodziła się... chęć powrotu w to miejsce.