Na pierwszy rzut oka wydaje się oczywistym, że zjawisko opóźnień gospodarczych jest sytuacją niekorzystną. Jednak zależy to od tego, kogo te opóźnienia dotyczą - jeśli odnoszą się do nas, to jak najbardziej jest to sytuacja niepożądana; jeśli zaś opóźnienia dotykają naszych sąsiadów - wtedy możemy na tym skorzystać. Fakt, iż można skorzystać na cudzych słabościach odkryto już dawno. Już w XVIII wieku szkocki ekonomista Adam Smith stwierdził, że państwa powinny się kierować własnym interesem, co przyniesie korzyści całemu społeczeństwu. Jego zdaniem, jeśli jedni się wzbogacą kosztem innych, to w ogólnym rozrachunku skorzystają na tym wszyscy. Może się to wydać paradoksem, że wyzyskiwanie innych przyniesie im korzyści. Takie jednak poglądy prezentowali niektórzy naukowcy. Już w czasach kolonialnych starano się utrzymać opóźnienia kolonii, by nie stały się one zbyt samodzielne i nie stanowiły konkurencji dla kolonizatorów. Anglia przykładowo wprowadziła tzw. akt nawigacyjny, który pozwalał na przywóz i wywóz towarów jedynie na statkach angielskich. Była to swego rodzaju ówczesna forma barier handlowych - zamiast dzisiejszych ceł. Zachowanie takie prowadziło do konfliktów, a nawet wojen. Kolonistom przestało się opłacać wspieranie kolonii, utrzymywanie swoich fortów itp. Największe korzyści odnosiły państwa bogate. Mimo to kolonie także zyskały na kontaktach handlowych - wszelkie stosunki międzynarodowe pozwalały na transfer wiedzy i nauki, co przyspieszało rozwój kolonii. Od czasów kolonialnych aż do dwudziestego wieku państwa bogate, rozwinięte dyktowały warunki na świecie. Co ciekawe największą gospodarką obecnie są Stany Zjednoczone, które przecież dawniej były tylko kolonią angielską.
Specyficzna sytuacja rozwijała się w Polsce. Zanim nasz kraj zaznał świetności za czasów króla Władysława Jagiełły konieczne były ustępstwa w postaci uprzywilejowania szlachty kosztem władzy monarszej. Stworzony ustrój określany był jako idealny i stawiany za wzór innych krajom. Można zaryzykować stwierdzenie, że król dawał się wykorzystywać, by osiągną swoje cele. Potęga Jagiellonów okupiona była szeroko idącymi przywilejami szlachty, przekonanej o swojej władzy. Każda próba wprowadzenia jakiejkolwiek zmiany czy reformy wymagała od króla nadania kolejnych uprawnień szlachcie. Wyrobiło to w szlachcicach przekonanie, że w ich rękach leży los Rzeczypospolitej. Nie wykształciło to jednak poczucia odpowiedzialności za losy ojczyzny. Szlachta nadal beztrosko i lekceważąco podchodziła do ważnych dla przyszłości kraju spraw. Jednakże mimo umiłowania wolności i swobody ludzie chętnie zrzekali się tych przywilejów, jeśli w zamian oferowano im bezpieczeństwo. Pojawiało się społeczne przyzwolenie na prowadzenie niemal dyktatury (Napoleon). I tak na zmianę - centralizacja władzy i decentralizacja, centralizacja, decentralizacja... Może się nawet wydawać, że polski naród sam nie wie, czego chce. Nadawanie coraz to nowych przywilejów doprowadziło do absurdalnych sytuacji w Polsce, kiedy to każda decyzja monarchy wymagała akceptacji szlachty, zaś ta żądała kolejnych ustępstw ze strony króla za swoją aprobatę. Praktyki te rozrosły się do ogromnych rozmiarów, kiedy wykształciła się zasada elekcyjności tronu. Od tej pory każdy wybór nowego monarchy (nawet w czasie panowania rodu Jagiellonów) pociągał za sobą konieczność nadania nowych przywilejów i uprawnień szlachcie. Przywileje te były wprowadzane kosztem innych warstw społecznych - mieszczaństwa i chłopów. Skutkiem takiego postępowania było zdominowanie wszystkich sfer życia społecznego, gospodarczego i politycznego przez szlachtę. Dowodem na to może być tzw. szlachecki sejm walny czy zajście w Koszycach. Próby odebrania przywilejów i wzmocnienia władzy królewskiej prowadziły do buntów i rokoszy. Najczęściej to jednak monarcha kapitulował przed szlachtą, ponieważ nie miał dostatecznego zaplecza, by stawić jej czoła. To wszystko doprowadziło do osłabienia nie tylko władzy, ale całego państwa, braku solidarności i poczucia wspólnego interesu. Polacy skupiali się na walce o władzę, a nie na rozwoju gospodarczym, budowaniu prężnej gospodarki czy wzmacnianiu wymiany handlowej. W konsekwencji Polska stała się łatwym celem dla potęg ówczesnego świata - i tak doszło do rozbiorów i zniknięcia Polski z mapy. Wskazuje to na wykorzystanie naszego opóźnienia przez inne silniejsze kraje. I tak się układało właściwie przez sporą część naszej wielowiekowej historii. Osłabiona Polska była łakomym kąskiem dla europejskich potęg gospodarczych. Szlachta tak przekonana o własnej sile nie była w stanie zebrać się i solidarnie stanąć do obrony ojczyzny. Ostatni z polskich królów - Stanisław August Poniatowski nie był w stanie powstrzymać zapędów naszych sąsiadów. Polska była właściwie bezbronna. Zaborcy wykorzystali sytuację. Mimo zaborów Polacy nie wyrzekli się swoich wartości i tradycji, a ziemie utrzymały swoją odrębność. Wynika to pewnie po części z naszego narodowego charakteru - upór, przekora i zaciętość nie pozwalają na przyjęcie cudzych wzorów. Nawet teraz różnice pomiędzy terenami dawnych zaborów są zauważalne, przykładowo Śląsk jest lepiej zorganizowany i uporządkowany. Poza tym wprost mówi się o Polsce A i Polsce B. Zachodnia część kraju uznawana jest za bogatszą, a wschodnie ziemie - jako zaplecze dla bogatych, które musi tym bardziej nadrabiać opóźnienia. Ogólnie rzecz biorąc nasz kraj pozwalał na wykorzystywanie siebie przez inne państwa już w dawnych czasach.
W celu poszerzenia informacji o mechanizmie wykorzystywania opóźnień gospodarczych można sięgnąć po książkę "Bogactwa i nędza narodów". Autor - Dalriol S. Landes przytacza sporo przykładów sytuacji wykorzystywania słabszych przez silniejszych.
Zdarzało się, że kraje, które były wykorzystywane przez silniejsze narody, skorzystały z takiej sytuacji i osiągnęły dobrą pozycję. D.S. Landes uznaje Japonię za taki właśnie kraj. Japonia po przegranej II wojnie światowej była zniszczona, jej straty były ogromne. Zniszczone państwo stało się rynkiem zbytu dla Zachodu. Poza tym kapitaliści zauważyli, że koszty pracy w Japonii były niskie. Efektem tego było przenoszenie przez zachodnie koncerny swoich zakładów do Japonii i inwestowanie właśnie w tym kraju. Dzięki takiemu transferowi technologii i wiedzy Japończycy otrzymali możliwość zdobycia know how, poznania technologii, ulepszania procesów produkcji w swoich przedsiębiorstwach, a w konsekwencji wyprzedzenia zachodnich firm w wyścigu na rynku. Zachodnie państwa traktowały z góry Japonię, nie zdając sobie sprawy z tego, że tracą swoją pozycję na jej rzecz. Oczywiście Japonia nie osiągnęłaby obecnej pozycji bez pomocy finansowej Zachodu. Myślę jednak, że głównym czynnikiem ich sukcesu była ciężka praca, upór i determinacja. Oczywiście wszyscy mają świadomość, że pomoc dla Japonii nie była efektem dobrego serca i działalności charytatywnej - chodziło przede wszystkim o stworzenie przeciwwagi dla rosnącego w siłę Związku Radzieckiego. Podobna sytuacja miała miejsce, jeśli chodzi o Niemcy i pomoc powojenna dla tego narodu, chociaż trzeba przyznać, że Niemcy nie wykorzystali tej pomocy tak sprytnie jak Japończycy.
We współczesnym świecie Japonia szybko znalazła dla siebie miejsce - na pierwszym planie pojawiła się jakość produktów. Była to odpowiedź na masową produkcję towarów przez inne kraje. Japończykom nie zależało tylko na ilości, ale i na jakości wyrobów. Szczególnie widoczne stało się to w branży motoryzacyjnej. Japończycy wychwytywali wszelkie błędy jeszcze nim pojazdy trafiły do użytkowników. Jeden z twórców potęgi TOYOTY Taiichi Ohno opisał nawet zjawisko "muda", czyli marnotrawienie zasobów, nieproduktywność. Za główne źródła marnotrawstwa, przynoszące szkody i straty w produkcji uznawano:
- produkcję wyrobów "na zapas", czyli bez konkretnego zamówienia ze strony klienta, powodowało to zamrożenie pieniędzy, które można by zainwestować;
- pojawiające się w trakcie procesu produkcyjnego błędy, wymuszające podejmowanie działań naprawczych czy korygujących;
- opóźnienia w dostawach, powodujące przestoje w produkcji;
- nieodpowiednie narzędzia i organizacja procesu produkcji, powodujące wydłużenie czasu trwania poszczególnych zadań/operacji;
- zbędny transport pomiędzy odpowiednimi obszarami funkcyjnymi przedsiębiorstwa;
- utrzymywanie zbytnich zapasów surowców i materiałów, co również powodowało zamrożenie gotówki.
Ogólnie można więc powiedzieć, że Japończycy starali się wyeliminować z procesów te czynności, które angażują zasoby firmy, a nie tworzą wartości dodanej; ograniczyć zbędne operacje, sprawdzające produkty pod kątem zgodności z potrzebami i wymaganiami odbiorców. Poza tym doszli do perfekcji, jeśli chodzi o wdrażanie przysłowia "czas to pieniądz" - tak organizowali proces produkcji, by wyeliminować okresy bezczynności czynników produkcji.
Japonia prowadziła też rozsądną politykę handlową, chroniącą rynek wewnętrzny. Polegało to na odpowiednim dobieraniu instrumentów taryfowych i pozataryfowych. Przykładem takiego postępowania było m. in. to, że zezwalano na import wysokiej jakości urządzeń medycznych, jednak system ubezpieczeń nie refundował kosztów zabiegów prowadzonych z wykorzystaniem takiego sprzętu. W ten sposób zagranica nie mogła zarzucić Japonii, że ogranicza dostęp do swojego rynku, a struktury wewnętrzne były chronione. Mimo światowej tendencji do liberalizacji handlu Japończycy starali się chronić własne rynki, dopóki nie byli w stanie skutecznie konkurować z zagranicą. W ten sposób po chudych latach dla Kraju Kwitnącej Wiśni nastały lata tłuste - Japonia zdobyła światowe rynki i teraz czerpie korzyści z opóźnień innych państw. Wykorzystuje tańsze kraje, by prowadzić w nich swoje przedsiębiorstwa i realizować inwestycje. Jest to spowodowane między innymi tym, że szybki rozwój gospodarczy przyniósł wzrost cen w Japonii (w tym również kosztów pracy), więc tamtejsi przedsiębiorcy szukają miejsc, w których można prowadzić produkcję po niższych kosztach.
Wszystko jest zależne od naszej narodowej natury - nasza postawa w przeszłości każe przypuszczać, że Polska nie zdołałaby wykorzystać takiej szansy, jaką otrzymała Japonia. Chociaż któż wie - w końcu Polacy zawsze spadali na cztery łapy, więc może wykorzystamy szansę, jaką daje pomoc Unii Europejskiej. Może Polska zaistnieje na międzynarodowej arenie, a nasze osiągnięcia staną się sławne na cały świat. Póki co pozostaje nam cieszyć się, że przynajmniej niektórzy obywatele zagraniczni kojarzą nas z Papieżem Janem Pawłem II, z Lechem Wałęsą i "Solidarnością" czy z Adamem Małyszem. Oczywiście musimy mieć świadomość, że przeciętny obywatel Europy (może poza naszymi bezpośrednimi sąsiadami) nie wie nawet, gdzie dokładnie położona jest Polska i jaka jest nasza stolica, nie wspominając nawet o aktualnych informacjach dotyczących naszej sytuacji. Odkrycie, że inni nie znają naszej historii, z której jesteśmy przecież tak dumni, może się okazać bolesne. To przecież Polska stanowi swoisty łącznik pomiędzy Zachodem i Wschodem i wniosła ogromny wkład w kształtowanie historii Europy. Nasza historia to spora część historii świata. Jednak obecnie nasz kraj nie stanowi poważnego partnera do rozmów o istotnych dla Europy i świata sprawach. Przykładem jest sytuacja związana z budową gazociągu z Rosji do Niemiec czy system wizowy Amerykanów - zagranica daje nam tylko obietnice, za którymi nie idą faktyczne działania. Póki co nie daliśmy się poznać jako wybitny i silny naród o ugruntowanej pozycji, z którego zdaniem należy się liczyć. Oczywiście nasz zastój jest efektem przede wszystkim totalitaryzmu, który nas dosięgnął. Większość państw po II wojnie światowej zaczęła odbudowę i rozwijała się. My musieliśmy walczyć z kolejnym okupantem. Dopiero od 1989 roku możemy powiedzieć, że budujemy nowoczesny - kapitalistyczny system. Ze względu na opóźnienia każdy kolejny błąd drogo nas kosztuje. Nie radzimy sobie najlepiej na rynku światowym, nasze produkty nie są w stanie sprostać konkurencji zagranicznej. Oczywiście ostatnie dwie dekady przyniosły wiele zmian - gospodarkę rynkową, prywatyzację, otwarcie gospodarki, członkostwo w Unii Europejskiej. Mimo to można odnieść wrażenie, że brakuje w tym wszystkim planu. Przykładem jest wielki pęd do prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw. Po ich sprywatyzowaniu państwo traci dochody z działalności tych podmiotów, a przecież potrzebuje pieniędzy, żeby załatać dziurę budżetową. Tak istotne decyzje należy podejmować biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw. Obecnie najpilniejsza kwestia, to dobrze przemyśleć i rozsądnie zaplanować wykorzystanie środków wsparcia z funduszy unijnych. Dostępne dla nas środki są ogromne, musimy jednak trochę się wysilić, by je pozyskać. Trudności wynikają chyba z tego, że w zamian za te środki żądają od nas pewnego planu i jego realizacji - Unia chce mieć pewność, że te pieniądze nie zostaną zmarnowane. Pomoc zewnętrzna ma jedynie wspomagać nasze własne wysiłki, a nie je następować. Odwlekanie ważnych dla kraju reform i zmian tylko pogarsza sytuację. Musimy mieć świadomość, że w najcięższych sytuacjach można liczyć tylko na siebie. Własna praca i samodzielne wysiłki stanowią o sukcesie w obecnym świecie. Zewnętrzna pomoc ma jedynie przyspieszać tempo zmian i rozwój tak, by w sytuacji, kiedy tej pomocy zabraknie, kraj mógł dalej samodzielnie funkcjonować. Jeśli będziemy liczyć tylko na innych, to - kiedy ich zabraknie - może dojść do katastrofy.
Jak skuteczna może być pomoc zagraniczna można się przekonać patrząc na kraje azjatyckie, przede wszystkim Singapur, Tajwan, Korea, Malezja, Tajlandia i Indonezja. Nazywa się je azjatyckimi tygrysami ze względu na prężnie działające gospodarki, szturmem zdobywające światowe rynki. Kraje te mają jeszcze stosunkowo niskie koszty pracy i korzystny kurs walutowy, a to przyciąga zagraniczne potęgi gospodarcze. Poza tym procesy integracyjne zwiększyły mobilność kapitału. Przepływy kapitałowe osiągnęły największe tempo w latach 80., ale i teraz inwestycje i wymiana handlowa stale rosną, a kraje, które dawniej były miejscem, w którym podejmowało się inwestycje, teraz same zaczęły inwestować zagranicą, a tym samym wspierać zagraniczne gospodarki. Przykładem jest wspomniana już Japonia.
Gospodarka ma ogromne znaczenie dla kraju. To ona jest motorem napędzającym zmiany. Jednak aspekt ekonomiczny nie przesądza o pozycji państwa na świecie. Za przykład mogą służyć kraje Bliskiego Wschodu, które funkcjonują dobrze, jeśli chodzi o ekonomiczną sferę - mają zasoby ropy naftowej, dzięki czemu mają zapewnione dochody. Jednak w ślad za intensywną wymianą handlową i korzystną sytuacją ekonomiczną nie idą zmiany w sferze społecznej i politycznej. Państwa te nie dążą do wprowadzenia wolnego rynku, społeczeństwo jest rozwarstwione, a konflikty społeczne są przyczyną opóźnień gospodarczych. Panująca kultura nie wspiera postaw przedsiębiorczości, nie walczy z dyskryminacją. Zdobycie wykształcenia jest traktowane jako zbędny luksus, a kształcenie kobiet - jako fanaberia. Powoduje to jeszcze większe zapóźnienia i uwstecznianie się społeczeństwa. Stanowi to dobrą pożywkę dla radykalizmu i fundamentalnych religii. Na sytuacji tej korzystają tylko przywódcy religijni oraz właściciele szybów naftowych. Oczywiście paradoksalnie korzystał na tym także Zachód, kiedy dostarczał tam broń. Jednak teraz, kiedy konflikty przybierają na sile i rozlewają się na inne regiony świata, bogate i rozwinięte państwa chcą łagodzić sytuację. Podejmują próby wprowadzania reform, narzucają demokratyczne zasady i pod przykrywką uwalniania, chcą ujarzmić Bliski Wschód i przejąć kontrolę na zasobami ropy. Jak na razie efektem tego są konflikty zbrojne i krwawe ataki terrorystyczne, a także wzrost cen ropy naftowej.
Omawiając opóźnienia gospodarcze nie sposób pominąć sytuację państw Ameryki Południowej. Kontynent ten jest wprawdzie dość niezależny jeśli chodzi o system polityczny, jednak nie rozwinął się jeszcze gospodarczo na tyle, by funkcjonować samodzielnie. Mimo zagranicznego wsparcia poszczególne państwa nie wykorzystały transferu wiedzy, nie podjęły inicjatywy, by znaleźć sobie miejsce na światowym rynku. Przemysł pojawił się tam dość późno, a handel długo obwarowany był barierami celnymi i pozataryfowymi. Państwa latynoamerykańskie nie wykazały się postawa podobną do Japonii i nie zdołały rozwinąć w tej sytuacji własnych rynków i dorównać zagranicznym produktom na rynku światowym. Ich konkurencyjność była zbyt słaba. Oczywiście sytuacja wygląda inaczej w poszczególnych krajach. Zależy to od ich położenia i naturalnych uwarunkowań przyrodniczych. Część państw nie dawała sobie rady z zadłużeniem zagranicznym, a państwowe finanse nie wytrzymywały kryzysów. Gospodarka nie była na tyle elastyczna, pojawiały się niekorzystne zjawiska w postaci osłabienia waluty, wzrostu cen, bezrobocia, emigracji, szarej strefy itp. Procesy integracyjne, które pojawiły się w Ameryce Południowej miały być lekarstwem na niepokojącą sytuację, jednak nie osiągnięto zamierzonych celów. Nie przyciągnęło to inwestorów, a na sytuacji skorzystali tylko ludzie bezduszni i sprytni.
Obserwowana prawidłowość wykorzystywanie słabszych przez silniejszych pojawia się także wewnątrz pojedynczych państw. Niektórzy wykorzystują naiwność, łatwowierność i niewiedzę innych, by osiągnąć zysk. Dotyczy to różnych sfer - przedsiębiorców, polityków itp. Największe pretensje można chyba mieć do polityków, którzy wykorzystują łatwowierność dużych grup obywateli. Obietnice dbania o rozwój społeczeństwa czy np. zapobieganie ujemnemu przyrostowi naturalnemu kończą się na wprowadzaniu becikowego. Człowiek myślący rozsądnie zdaje sobie sprawę ze złożoności problemu i wie, że 1000 zł nie zapewni dodatniego przyrostu naturalnego i poprawy warunków młodych rodzin. Ostatnie działania polityków dotyczą jedynie zwiększania wydatków budżetowych i obietnic obniżania podatków. W praktyce trudno będzie to zrealizować - nie można w nieskończoność zwiększać deficytu budżetowego.
Wykorzystywanie słabszych podmiotów pojawia się także na linii władza - obywatele. Przykładem oczywiście są kraje, w których panuje (lub panował) system komunistyczny, a gospodarka jest centralnie sterowana, ale także inne systemy totalitarne. W krajach tych władza dąży do utrzymania niskiej świadomości obywateli, nie wspiera się zdobywania wykształcenia, kontaktów z zagranicą czy przedsiębiorczości, a nawet celowo dezorientuje się ludzi i dezorganizuje działalność państwa. Grupa rządząca jest na to wykształcona, zna realia funkcjonowania rynku i stosunki międzynarodowe, jednak zatrzymuje te wiedzę i przywileje dla siebie. W totalitaryzmie nie ma miejsca na wolność, równość i braterstwo. Każdy chce dla siebie jak najlepiej, bez względu na to, czy droga do celu wiedzie po trupach. Właściwie trudno nawet krytykować to, że każdemu zależy na poprawie własnej sytuacji, że przedkłada interes własny nad innych. Pomysł dbania o innych pojawia się dopiero, kiedy nasze potrzeby są już zaspokojone. A że potrzeby są nieograniczone... W każdym razie o obietnicach najlepsi są politycy. Szkoda, że nam obywatelom nie starcza determinacji, by takich polityków rozliczać.
Kolejnym dowodem na czerpanie korzyści przez bogatych z sytuacji innych jest obraz Afryki. Kraje rozwinięte od dawna traktują kontynent afrykański jako biedny, opóźniony region, który może służyć jako zaplecze i swojego rodzaju pole doświadczalne. Podejmowane tam działania mają służyć jedynie pokazaniu, jaki do Zachód jest rozwinięty i zaprezentowaniu jego wyższości. W gruncie rzeczy państwa afrykańskie miały dostarczać państwom rozwiniętym produkty, których nie opłacało się wytwarzać u nich. Miało to przyspieszyć likwidację strat powojennych. Głównym inicjatorem tego typu inwestycji były Wielka Brytania i Francja. Próba zatrudnienia Afrykańczyków do zautomatyzowanych prac spowodowała ich odejście od tradycyjnych metod pracy i stylu życia. Kiedy europejscy inwestorzy wyjechali - miejscowa ludność nie była już w stanie wrócić do tradycji, co tylko napędzało problemy społeczne. Brak odpowiedniej kultury politycznej sprawił, że władze nie były przygotowane do eliminowania takich trudności. Sytuacja zaczęła przypominać anarchię, co tylko pogłębiło opóźnienia. Tzw. cywilizowane państwa zaczęły więc traktować kontynent afrykański jako podobywateli świata. Pojawiło się ciche przyzwolenie na nielegalny handel, przestępczość i rozwarstwienie społeczne. Kraje rozwinięte nie zdobyły się na refleksję i wzięcie odpowiedzialności za zaistniałą sytuację.
Przytoczone przykłady wskazują na kilka przyczyn opóźnień gospodarczych. Według Landes'a do głównych zaliczyć można następujące zjawiska:
- łatwiej jest zorganizować wymianę handlową towarów, trudniej czynnika produkcji, jakim jest praca;
- zyski z międzynarodowej wymiany towarów rozkładają się nierównomiernie; jest to uzależnione od przewagi komparatywnej, jaką posiadają uczestnicy wymiany;
- większe korzyści osiągają państwa, które produkują dobra wysokiej jakości, wymagające specjalistycznej wiedzy i technologii;
- przewaga względna (komparatywna) nie jest wartością stałą i ulega zmianom w czasie, w związku z tym zmianom ulega też sytuacja na rynku;
- na rynku dużą rolę odgrywa informacja - jej posiadanie decyduje o sukcesie; znajomość rynku pozwala na szybkie dostosowywanie się do aktualnych potrzeb odbiorców;
- nie wszyscy uczestnicy rynku maja świadomość, że przyszłość zależy od nas wszystkich; świat działa jak system naczyń połączonych - kraje bogate nie mogą odgrodzić się od biedniejszych regionów i udawać, że problem nie istnieje, nie mogą też w nieskończoność wykorzystywać zapóźnień innych - wzajemne relacje muszą być równomierne.
Reasumując można zaryzykować stwierdzenie, że opóźnień gospodarczych nie da się całkowicie i na zawsze wyeliminować. Co gorsza, dysproporcje w rozwoju regionów świata ciągle się pogłębiają. Biedniejsze państwa nie są w stanie "dogonić" bogatych. Ważna jest więc wzajemna pomoc, jednak powinna ona być produktywna. Pozostaje nadzieja, że podniosą się "morale" społeczności światowej i wykorzystywanie innych, słabszych będzie ograniczane i potępiane.
BIBLIOGRAFIA:
- Landes D. S.: Bogactwa i nędza narodów, MUZA S.A., Warszawa 2005.
- Polek K., Wilczyński M.: Historia 1 - Ludzie i epoki, Wydawnictwo Znak, Kraków 2002.