Tekst wiersza:

"Gdybym miał dziesięć rąk

to jedną drapałbym się w głowę.

Drugą jadłbym lody czekoladowe.

Trzecią grałbym w guziki.

Czwartą szarpałbym dziewczyńskie warkoczyki.

Piątą sprałbym tych dwóch od sąsiadki.

Szóstą skubałbym kwiatki.

Siódmą od niechcenia kierowałbym ulicznym ruchem.

Ósmą łapałbym muchę.

Dziewiątą waliłbym w ogromny bęben.

A dziesiątą?

Dziesiątej używać nie będę.

Bo co?

Bo rzecz wiadoma.

Straszniem się napracował tamtymi dziewięcioma".

Liryczny obraz dziecięcego marzycielstwa

Wiersz Joanny Kulmowej w pierwszej lekturze przypomina znaną i popularna wyliczankę Sroczka kaszkę ważyła…. I w nim spotykamy się z wyliczaniem, co kolejna ręka (a w domyśle mogą to być palce dziecka) będzie robiła. Tyle, że są tu już wymienione "funkcje" pasujące już do o wiele starszego dziecka gdzieś około 7-8 roku życia. Temu wiekowi właściwa jest czupurność ("Szarpałbym dziewczyńskie warkoczyki…"), zadziorność ("Sprałbym tych dwóch od sąsiadki…"). W tym właśnie przejawia się paidia wiersza. Autorka zauważa, że to dzieci marzą o czymś niemożliwym codziennym życiu; o czymś, co będzie je wyróżniało od innych. Tutaj - co trafnie pokazuje Joanna Kulmowa - chłopczyk chce mieć dziesięć rąk,. Przez ich mnogość Kulmowa świetnie oddaje ruchliwość dziecka ("właśnie 6 rok życia jest nazywany "złotym okresem motoryczności"), jego ciekawość świata, chęć bycia wszędzie gdzie się da. To małe arcydziełko poezji pokazuje też, jakie są główne zainteresowania małego urwisa (bo opisywane marzenia chłopczyka wcale nie są "grzeczne"). Widać tu właściwe współczesnym autorom utworów dla dzieci, odejście od moralizatorstwa, dydaktyki raczej ku dialogu z dzieckiem, wejściu w jego świat. Wierszyk jest w sumie rozmową chłopczyka z dorosłym, który zadziwiony słucha jego pomysłów, wcale ich nie gani tylko stara się je zrozumieć. Ciekawe jest zakończenie utworu. Pojawia się tu przekora małego wojownika. Chce pokazać on jak zajęły go poprzednie czynności, jak się "napracował", że jest tak "wspaniały", że może sobie pozwolić na lenistwo i nie przejmowanie się takim darem jak posiadanie dziesięciu rąk.

Wiersz jeślibyśmy mieli przedstawiać go na lekcji dla np., pierwszo-, czy drugoklasistów, mógłby być zaproszeniem do opowiedzenia swoich marzeń. Byłby preludium do zabawy tyle, że bardziej "duchowej", psychicznej; świetnym wstępem do rozpoczęcia omawiania baśni, legend, bajek…

Gdybym miał dziesięć rąk… na pewno ma otwartą strukturę. Wszak ważniejsze jest samo wyliczanie marzeń, niż ich liczba równie dobrze mogłoby być ich pięć, co pięćdziesiąt. Ciekawy jest pozorny brak wyraźnych funkcji dydaktycznej, czy wychowawczej. Trzeba jednak pamiętać, że u dziecka już sama radość, wesołość (zapewnione przez omawiany wiersz) jest ważnym elementem, niezastąpionym w prawidłowym rozwoju.

Ludyzm wybitnie obecny w wierszu Joanny Kulmowej wspaniale łączy się z liryzmem. Wiersz przez to, że nie jest np. lirycznym opisem wiosny, czy padającego deszczu może trafić do chłopczyków, których już takie wierszyki mogą nudzić. Dobrym i ważnym jest właśnie obecność wierszyków może zwariowanych, nie do końca "ugrzecznionych". Nie można zapominać, że i dzieci są one różne i w różne (czasem zaskakujące) sposoby trzeba do nich trafiać. Powyższy wiersz jest właśnie takim niesfornym arcydziełkiem, pomocnym w dialogu z dzieckiem.