Wędrowcy wstali o świcie i ruszyli raźno w drogę. Nagle poczuli słodki, miodowy zapach dojrzałych borówek. Bez chwili wahania skręcili w las (co nie było zbyt rozsądne), aby poszukać smacznych owoców.

Wkrótce znaleźli niewielką polankę, pełną krzaczków aż uginających się pod ciężarem dojrzałych, granatowych borówek. Wędrowcy z radością zabrali się do jedzenia. Kiedy już najedli się tak, że prawie nie mogli się ruszać, postanowili położyć się na chwilę i odpocząć. Po krótkiej drzemce już mieli ruszyć dalej, gdy jeden z nich dojrzał wielkie drzewo, w którego środku była dziupla emanująca dziwnym światłem, Ciekawscy wędrowcy postanowili sprawdzić, czy w dziupli nie kryje się przypadkiem jakiś skarb. Okazało się, że dziupla sięga bardzo daleko, a niezręczni wędrowcy wpadli w nią i poszybowali w dół.

Upadek nie był bolesny, bo spadli na zalaną słonecznym światłem, wspaniałą łąkę. Gdy rozglądali się niepewnie, z oddali usłyszeli stukot, jakby biegło wielkie stado koni. Po chwili na horyzoncie ukazała się chmura kurzu, z której wyłoniły się wspaniałe wierzchowce. Choć było w tych rumakach coś dziwnego… gdy podbiegły bliżej, wędrowcy zorientowali się, że każdy z nich miał na środku czoła imponujący róg. Wędrowcy westchnęli z zachwytu - były to prawdziwe jednorożce!

Zwierzęta ostrożnie obwąchały gości, a następnie zaprosiły ich na swoje grzbiety. Gdy wędrowcy siedzieli już wygodnie, jednorożce pogalopowały. Po kilku godzinach ich oczom ukazał się piękny zamek, cały ze złota i pereł. Bił od niego taki blask, że wędrowcy musieli zakryć oczy. Po chwili wspinali się już po schodach z różowego marmuru. Ku ich zdziwieniu, w zamku nie było innych stworzeń, tylko jednorożce, Zaprowadzono ich do ogromnej komnaty, na środku której stała dziwna konstrukcja wysadzana brylantami. Po chwili wyłoniła się piękna klacz o wielkich, przejrzystych oczach. Z szacunku, jaki okazały jej inne jednorożce, wędrowcy zrozumieli, że musi to być władczyni Krainy Jednorożców. Przyklękli, a władczyni spojrzała na nich łagodnie,

Po chwili zaprowadzono ich do komnaty, gdzie mogli wypocząć w jedwabnej pościeli. Jednak następnego dnia obudzili się ponownie na borówkowej polanie. Z dziupli nie wydobywał się już blask. Szczerze mówiąc, całe drzewo zniknęło.