,,Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela" to smutna opowieść o polskim korepetytorze Wawrzynkiewiczu i jego małym uczniu Michasiu, którzy muszą stawić czoła edukacji chłopca w niemieckiej szkole.
Pan Wawrzynkiewicz znał chłopca jeszcze w czasach kiedy mieszkał on w majątku rodziców. Szczęśliwe dzieciństwo przerwała tragedia, jaką była śmierć ojca. Jedyna ostoją dla Michasia była wtedy jego matka - pani Maria. Bardzo kochała ona syna i wszystkie swoje nadzieje pokładała właśnie w nim.
Niestety nadszedł dzień, w którym Michaś musiał opuścić posiadłość rodziców i udać się na dalszą naukę do gimnazjum. Nie chcąc, aby jej syn sam musiał się zmierzyć z niemieckimi nauczycielami, pani Maria postanowiła dalej zatrudniać Wawrzynkiewicza, tym razem w roli korepetytora chłopca.
Miesiące nauki w szkole nie były łatwym czasem ani dla Michasia, ani dla jego korepetytora. Chłopiec starał się jak mógł, ale nie dawał sobie rady z materiałem. Całą sprawę utrudniał fakt, że młody Polak nie potrafił biegle mówić po niemiecku i miał zły akcent, który drażnił niemieckich profesorów. Mimo ciężkiej pracy, Michaś przynosił coraz słabsze oceny.
Do tego nie miał wsparcia w swojej mamie. Pani Maria nie wiedziała o problemach syna. Michaś błagał Wawrzynkiewicza, żeby jej o niczym nie donosił. Kobieta, przekonana, że syn świetnie się uczy, wysyłała do niego długie listy, w których pisała o tym, jak jest z niego dumna. Opinię mamy podzielał również zaprzyjaźniony z domem ksiądz. I on pisał o radości jaką mu sprawia wzorowa postawa Michasia.
Po każdym takim liście chłopiec coraz bardziej się zamartwiał. Próbował poprawić oceny i całymi dniami uczył się. Robił to nawet kosztem swojego zdrowia. Godzinami ślęczał nad podręcznikami, ale gdy przyszło do odpowiedzi, w wielkim stresie nie potrafił podać poprawnej odpowiedzi, mimo ze ją znał.
Nauczyciel widząc daremne starania chłopca starał się go uspokoić i pocieszyć. Próbował wyciągać go na spacery i nie pozwalał mu na tak długą naukę. Niestety Michaś nie słuchał go. Prawie nie odchodził od książek i wstawał do nich nawet w środku nocy. Godzinami powtarzał regułki, których i tak nie był w stanie spamiętać.
Dodatkowym ciosem dla niego był fakt, że Niemcy obrażali Polaków. Chłopiec nie mógł tego słuchać i starał się delikatnie protestować. Oczywiście to nie poprawiało Jergo pozycji w szkole.
Z czasem Michaś stawał się coraz słabszy. Przemęczenie i ogromny stres zaczęły porządnie dawać się mu we znaki. Widząc to nauczyciel postanowił już dłużej nie zwlekać i wyjaśnić pani Marii jak naprawdę wygląda sytuacja Michasia. W tajemnicy przed chłopcem napisał do niej list, w którym uprzedził kobietę, że przyjeżdżając na święta syn nie przywiezie wzorowej cenzurki.
Matka oczywiście zrozumiała sytuację syna. Wysłała mu list, w którym prosiła go, żeby się nie przejmował złymi ocenami i słabymi postępami w nauce. Napisała w nim, że najważniejsze jest to, iż nie przyniósł wstydu rodzinie swoim złym zachowaniem.
Niestety w tym właśnie czasie Michaś został wyrzucony ze szkoły. Niemcy tłumaczyli, że nie będą uczyć chłopca, który nie wykazuje chęci bycia wzorowym obywatelem i cały czas demonstruje swoją polskość.
Ten cios okazał się już zbyt silny dla wycieńczonego organizmu małego Michasia. W noc przed wyjazdem do domu chłopiec ciężko się rozchorował. Lekarz stwierdził zapalenie mózgu i pozbawił nauczyciela nadziei na wyleczenie malca.
Do Michasia od razu przyjechała zaalarmowana matka, niestety ona również nie mogła już pomóc. W krótkim czasie choroba pokonała chłopca i Michaś zmarł.