Przyznaję, że po wyjściu z kina, gdzie obejrzałem "Pana Tadeusza", miotały mną bardzo żywe uczucia. Miałem nawet trudności z ich określeniem: zdumienie, zdziwienie, oszołomienie - a może po prostu zachwyt? Jeszcze żaden z tylu obejrzanych filmów nie wywołał we mnie takiej ekscytacji. Mimo długich, trwających wiele dni namysłów nie mogłem znaleźć przyczyny mojego poruszenia. Odrzucałem jedną po drugiej kolejne możliwości - nie chodziło tutaj ani o fabułę (dobrze ją przecież znałem, bo gruntownie przeczytałem książkę), ani o zdjęcia z filmu (choć były przepiękne). Nie chodziło też o wstrząsający artystycznie fakt, że usłyszałem na własne uszy coś, co wydawać by się mogło niemożliwe: film, który był "mówiony" trzynastozgłoskowcem.

Ta niezwykła sprawa męczyła mnie tak dalece, że kiedy moja rodzina postanowiła wybrać się do kina na "Pana Tadeusza", nie wahałem się ani chwili i poszedłem razem z nimi obejrzeć ten film drugi raz. I dopiero wtedy zrozumiałem, co było przyczyna mojego poruszenia. To, co mnie oszołomiło, zdumiało, zdziwiło i wręcz zachwyciło, to ni mniej ni więcej tylko gra aktorska! Właśnie kreacja bohaterów w "Panu Tadeuszu" sprawiła, że nie mogłem o tym filmie zapomnieć. Zaraz po powrocie do domu, jeszcze "na świeżo" po obejrzeniu dzieła, chwyciłem naszą wielką narodową epopeję, aby porównać to, co zobaczyłem na ekranie, z tym, co przedstawił Adam Mickiewicz w swojej książce. Chciałem przekonać się, czy moje pozytywne wrażenia były słuszne. Przeczytałem kilka fragmentów dzieła i okazało się, że jak najbardziej tak! I to nie tylko dlatego, że wszystkie "stworzone" przez Wajdę na ekranie postacie zgadzały się z moimi wcześniejszymi wyobrażeniami. Niektóre role tak, zdecydowanie, ale inne - wprost przeciwnie, stanowczo się z nim nie zgadzałem. Dlatego właśnie ten film wywołał we mnie takie emocje.

Trudno byłoby opisać moje wrażenia w całości, dlatego też chciałbym skupić się tylko na kluczowych dla mnie - i całej tej historii - postaciach. Będą to przede wszystkim: posępny ksiądz Robak-Jacek Soplica, klucznik Gerwazy, następnie Hrabia i Sędzia. No i rzecz jasna, w dalszej kolejności - Tadeusz, Telimena i Zosia.

Zacznijmy od księdza Robaka. Jest to postać, która - choć może to kontrowersyjne - wywarła na mnie największe wrażenie, i to zarówno przy czytaniu dzieła Adama Mickiewicza, jak i przy oglądaniu filmu Andrzeja Wajdy. Trudno się o niej nawet jednoznacznie wypowiedzieć, tak bardzo jest wielowymiarowa. Scena spowiedzi Robaka, kiedy wyjawia on Gerwazemu "Jam jest Jacek Soplica!" to jedna z najbardziej wzruszających scen w całej książce. Muszę przyznać, że także i w filmie ten moment bardzo mi się podobał.

Zdecydowanie najbardziej poruszający w scenie spowiedzi jest wyraz twarzy Jacka Soplicy. Można mu się wówczas dobrze przyjrzeć i wyraźnie zobaczyć ogromną skruchę, żal za swoją winę i chęć otrzymania przebaczenia. W zestawieniu z rysami Bogusława Lindy tworzy to niezapomniany kontrast.

Wybór akurat Bogusława Lindy do zagrania księdza Robaka wywołał wiele sporów i głosów krytyki. Mówiono, że takiej postaci nie powinien grać aktor znany najbardziej z wulgarnych i epatujących przemocą filmów Władysława Pasikowskiego (chodzi oczywiście o "Psy"). Padały zarzuty, że to nieedukacyjne, lub wręcz że to profanacja wielkiego dzieła. Mnie osobiście jednak Linda w tej roli bardzo się podobał i pochwalam wybór reżysera. Uważam tak dlatego, że osobę, która ma na sumieniu wielką zbrodnię, jest nazywana zdrajcą, budzi żywe emocje i niespodziewanie wyjawia tajemnicę swojego pochodzenia - krótko mówiąc, kogoś tak silnego i stanowczego, a zarazem pełnego goryczy, powinien zagrać aktor, który znany jest z wielu filmów kojarzonych właśnie ze zbrodnią i typem "twardego mężczyzny". A takim aktorem jest właśnie Bogusław Linda i dlatego sprawdził się on w tej roli idealnie. W stu procentach odpowiada on moim wcześniejszym wyobrażeniom.

Druga postać, która bardzo mi się spodobała, to klucznik Gerwazy. Nie jest ona aż tak bardzo wyeksponowana w książce, dlatego też trudno ją sobie w jakiś konkretny sposób wyobrazić. Dlatego tak wspaniałym posunięciem reżyserskim było obsadzenie w tej roli Daniela Olbrychskiego. Jest to niesamowicie charakterystyczny aktor, który swoją kreacją tej roli potwierdził, że jest w stanie sprostać każdemu wyzwaniu. Przedstawienie chorobliwej nienawiści Gerwazego do Sopliców, jego wręcz fanatyzmu w sposobie odczuwania i myślenia to absolutne aktorskie mistrzostwo. Obrazu dopełnia wspaniała charakteryzacja, głos - po prostu wszystko. Daniel Olbrychski wydobył z tej trochę odsuniętej na bok przez Mickiewicza postaci cały jej trudny i frapujący charakter. Byłem naprawdę pod sporym wrażeniem tej kreacji.

Bohaterowie, którzy "nabrali życia" w filmie, to także Hrabia oraz Sędzia. Również w ich przypadku dzięki grze aktorskiej można było stworzyć sobie pełny obraz tego, zostało opisane w książce. Ukazanie ich na ekranie sprawia, że te postaci zyskują bardzo wiele uwagi ze strony widza. I tak Hrabia jest karykaturą bohatera sentymentalno-romantycznego, wywołuje uśmiech, choć nie politowania, lecz sympatyzującego rozbawienia. Jest to postać obdarzona sporą dozą poczucia humoru, wdzięku i taktu, idealistyczna, ale nie zapominająca o ojczyźnie. Z kolei Sędzia Soplica to dokładnie taki sam jak w książce poważny, trochę zbyt przekonany o swojej mądrości i doświadczeniu, typowy polski szlachcic-pan na swoich włościach. Filmowe ujęcie tych bohaterów w pełni odpowiada moim wcześniejszym wyobrażeniom wyniesionym z lektury.

Jeśli chodzi o tytułowego bohatera epopei oraz wybrankę jego serca - tutaj jestem pełen sprzecznych uczuć. W książce wydawały mi się te postacie barwne i ciekawe, przedstawione w interesujący sposób, chwilami zabawne. Niestety na ekranie Tadeusz wydawał mi się trochę bezbarwny, rozmarzony, nieżyciowy... Stanowczo Michał Żebrowski o wiele lepiej wypadł na przykład w roli Skrzetuskiego z "Ogniem i mieczem". Natomiast o Alicji Bachledzie-Curuś jako Mickiewiczowskiej Zosi wolę się nawet nie wypowiadać. Wyobrażałem ją sobie zupełnie inaczej.

Natomiast jeśli chodzi o Telimenę - to wspaniała kobieca kreacja. Czytając "Pana Tadeusza" nie mogłem nigdy oprzeć się wrażeniu, że jest to kobieta zimna, podła, wyrachowana, jednym słowem negatywna. Za to w filmie... Grażyna Szapołowska wypadła w tej roli po prostu świetnie. Udało jej się nawet wzbudzić mój szacunek do granej przez nią postaci.

Takie są moje wrażenia po obejrzeniu "Pana Tadeusza" na dużym ekranie. Muszę przyznać, że mimo moich wcześniejszych (jeszcze sprzed ekranizacji) wątpliwości, Andrzej Wajda fantastycznie poradził sobie zarówno z doborem obsady, jak i reżyserską wizja całości. Ukazane przez niego postacie na pewno na długo zapadną w mojej pamięci.