Zaraz na początku nowego roku w polskich kinach zaczęła być wyświetlana filmowa adaptacja- kolejna, już ostatnia część trylogii Tolkiena- "Powrót króla". Na początku możemy dowiedzieć się jak to się stało, że mający ogromną moc pierścień wpadł w posiadanie Golumna. Po takim wstępie zaczyna się już sposób prezentacji akcji, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić w poprzednich częściach "Władcy Pierścienia", czyli raz widzimy postępowanie i kolejne przygody dwóch hobitów, a raz reszty załogi z tak zwanej Drużyny Pierścienia. Ta druga cześć drużyny ma zadanie bronić Minas Tirith przed atakami potężnej armii Mordoru.
Moim zdaniem świetnie wypadły tu sceny, które obrazują obronę stolicy Gondoru. Jest tu widoczna ogromna pracy ekipy filmowej, której z pomocą dostępnych technik i możliwości komputerowych stworzyli niezliczone szeregi wojowników armii Królestwa Ciemności, którzy wyglądają niezwykle realistycznie i przekonująco, nie znać po nich, że są wytworem komputerowców. Również same batalistyczne sceny są niezwykle realistyczne, a manewry wykonywane przez jazdę Rodanu zapierają dech w piersiach, nawet nie umiem nazwać emocji, jakie budzą. Bardzo podobała mi się także muzyka, która jest żywa, donośna i dynamiczna, a do tego świetnie współgra ze scenami pokazywanymi w filmie.
Cóż po tych kilku zdaniach mogłoby się wydawać, że "Powrót króla" jest wręcz idealnym filmem, w którym nie można znaleźć żadnych niedociągnięć czy też wad. Jednak patrząc na sprawę obiektywnie nie mogę zgodzić się z takim osądem. Dużym minusem tej ekranizacji jest jej długość i myślę, że nawet fani prozy Tolkiena i miłośnicy jej filmowych adaptacji zgodziliby się z tym. Film zbyt długo się "rozkręca", co wprowadza atmosferę pewnego rodzaju nudy i zmęczenia, a już na pewno "przydługi" jest jego koniec, który jest niepotrzebnie rozwleczony tak, że traci swą świeżość i lekkość. Pewne wątki, które tutaj są niepotrzebnie powtarzane i rozgryzane na nowo według mnie winny zakończyć się już w drugiej części, bez sensu są natomiast ciągnięte tu nadal. W pewien sposób zawiedli mnie także aktorzy, ich gra jest po prostu dobra, odpowiednia, ale tym samym całkiem przeciętna, nienadzwyczajna! Żadna z postaci nie wybija się tu niczym szczególnym, nie zapada na dłużej w pamięć, a moim zdaniem w takim przedsięwzięciu aktorzy powinni wykazać się niezwykłym talentem i kunsztem. Do tej pory za najlepszego aktora występującego w kolejnych częściach trylogii w reżyserii Jacksona był Christopheer Lee, który odtwarzał postać Sarumana, jednakże w tej części nie zobaczymy go na ekranie, co mnie nieco rozczarowało a nawet zdziwiło.
Można by postawić pytanie, czy film Jacksona- "Powrót królka" doczeka się w końcu szeregu najbardziej prestiżowych nagród, za jakie są uważane Oscary, a zwłaszcza czy otrzyma statuetkę w kategorii "najlepszy film" lub "najlepszy scenariusz"? Jest to oczywiście możliwe, zwłaszcza że dosyć mocno starają się to sugerować media, ale ja nie jestem do końca przekonany, czy w pełni na to zasługuje, choć gdyby się tak stało zrozumiałbym decyzję Amerykańskiej Agencji Filmowej. Ja jednak mam swojego, prywatnego kandydata w tych kategoriach, jest to film pod tytułem: "Ostatni Samuraj", który za kilka dni zostanie wyświetlony w polskich kinach.