Z okazji irlandzkiego święta- obchodów dnia świętego Patryka, w warszawskim teatrze "Rampa" zagościł polski zespół Carrantuohill, który dla uczczenia tej okazji wystąpił w naszej stolicy z kilkoma koncertami, co dodatkowo zostało urozmaicone przez występ zespołu tanecznego "Reelandia", który swoimi tanecznymi układami ilustrował muzykę Carrantuohill. Miałam szczęście uczestniczyć w jednym z takich "przedstawień" i było to naprawdę niesłychane przeżycie.

Carrantuohill powstało w 1987 roku i zajmuje się grą muzyki typowo celtyckiej, popularnej w Irlandii czy Szkocji. Charakterystyczny celtycki rytm i dźwięk jest urozmaicany przez członków grupy o instrumenty obce rodowitym Celtom, nowe brzmienia pochodzące z gry na flecie, skrzypcach, uilleann pipes, bouzukach, citternach, bodhranach, tin whistlesach, akordeonie, mandolinie, gitarze akustycznej a także instrumentach perkusyjnych, klawiszowych oraz gitary basowej. Trzeba przyznać, że zespoły folklorystyczne przeżywają teraz wielką falę popularności, zwłaszcza, jeżeli próbują swój gatunek muzyczny w jakimś sensie urozmaić, wzbogacić, uatrakcyjnić dla odbiorcy. Powstają już typowe festiwale, gdzie najróżniejsze zespoły tego typu prezentują swoje umiejętności i nowatorskie pomysły. Carrantuohill zdążyło już w swojej karierze odbyć ponad tysiąc koncertów, pojawiali się już między innymi w warszawskiej Sali Kongresowej, w warszawskim Teatrze Wielkim, ale i występowali podczas festiwalu "Cork Folk Festiwal" odbywającym się w Irlandii, jak również na polskim, największym jak dotąd, festiwalu- Woodstocku, z którym chłopcy współpracują od samego początku swojej działalności i istnienia Woodstocka.

Kiedy wchodziłam do teatru zdziwiło mnie, że na ten występ przybyła taka spora liczba wycieczek szkolnych i gimnazjalnych. Muszę przyznać, że nieco mnie to zaniepokoiło, gdyż zaczęłam się zastanawiać, jak taka młodzież odbierze występ grupy celtyckiej, czy ich zachowanie będzie odpowiednie, czy nie zmącą miłej atmosfery w teatrze. Ale szybko przekonałam się, że moje obawy były zupełnie bezpodstawne i zarówno ja, jak i obecne tam dzieciaki szybko wciągnęliśmy się w wir skocznej, żywej i radosnej muzyki.

Zespół składa się z sześciu członków, którzy grają na odmiennych instrumentach: Bogdan Wita gra na gitarze akustycznej, Maciej Paszek obsługuje skrzypce, Zbigniew Seyda wyzyskuje bouzuki, Adam Drewniok to specjalista od gitary basowej, Marek Sochacki uderza po perkusji a fantastyczny Dariusz Sojka wygrywa na najróżniejszych egzotycznych instrumentach, których w większości nie znam i nie umiem ich zdefiniować, choć zauważyłam wśród nich między innymi dudy. Kiedy tylko grupa wyszła na scenę, w teatrze zrobiło się cicho a wszystkie oczy skupiły się na wchodzących bohaterach i na Dariuszu Sojce, który jest takim konferansjerem grupy. On po przywitaniu się z publiką objaśnił kila rzeczy, zrobił króciutki wstęp do koncertu, dotyczący kawałków, które zostaną przez grupę zagrane.

Koncert był niezwykle dynamiczny, pełen werwy, żywych i skocznych rytmów, tak, że człowiek nawet bezwiednie zaczynał się kołysać lub poruszać w takt muzyki wygrywanej przez Carrantuohill. Publiczność bawiła się świetnie, ale i muzykom granie sprawia wielką przyjemność, widać, że to, co robią, styl, jaki wybrali, to jest to, co kochają i w czym czują się najlepiej. W występ włożyli wiele sił zarówno tych fizycznych, jak i "psychicznych", gdyż w swoje numery wkładali zarówno serce, jak i swoje dusze. Sami doskonale bawili się na scenie, byli radośni, uśmiechnięci, pełni żywiołowości. Bawili się na scenie: skacząc, tańcząc, pogując, tym samym jeszcze bardziej zagrzewali publiczność do zabawy razem z nimi. Koncert prowadzony był w fantastycznym nastroju, muzycy utrzymywali bliski kontakt z publicznością, po odegranym kawałku zagadywali nas, opowiadali jakieś dowcipy lub anegdoty, a nawet starali się wyjaśniać pewne rzeczy- chwyty związane z technicznymi rozwiązaniami wykorzystywanymi przez nich. Na prawdę czułam się w samy centrum zainteresowania. To właściwie nie my byliśmy tam dla nich, ale oni dla nas, a to bardzo ważne w koncertach (udanych koncertach!!!). Jedynym felerem, pewnym błędem organizatorów była forma tego koncertu: każdy przywiązany do swego krzesełka, a jak już wspominałam nawet bezwiednie przy tej muzyce człowiek zaczynał się poruszać, wybijać takt nogą, czy kiwać do rytmu głową. Wszystko rwało się do tańca. Naprawdę było to dla mnie wielkie przeżycie. Zresztą chyba wszystkim się podobało, bo za każdy kawałek muzycy byli nagradzani gromkimi brawami a nawet krzykami, które wyrażały uznanie i zadowolenie widzów ze spektaklu, jaki oglądali.

Carrantuohill zagrali większość kawałków ze swojej najnowszej płyty zatytułowanej "Inis", ale i parę utworów nieco starszych. Tak ułożyli program swego występu by zaprezentować zgromadzonej publiczności tradycyjną muzykę celtycką, tyle, że urozmaiconą nowymi tonami, dźwiękami, instrumentami, które pochodziły z bardzo różnych kultur, tradycji, zakątków świata. Stąd kilka innowacyjnych pomysłów chłopaków z tej grupy: łączenie brzmienia folkowego z tak popularnym dziś reggae, czy też z muzyką węgierską albo czeską polką. Te kombinacje dawały naprawdę niewiarygodne efekty i były nagradzane głośnymi oklaskami. Dużą rolę w całym tym show zgotowanym przez Carrantuohill odegrał również zespół taneczny, który dodatkowo ubarwiał występ muzyków, świetnie obrazował ich muzykę wspaniałym tańcem, również typowym dla Irlandii. Te dwa elementy: taniec i muzyka doskonale z sobą współgrały i podwajały emocje widzów oglądających ten występ.

Muszę przyznać raz jeszcze, że koncert ten był niesamowitym przeżyciem, i każdy, kto widział chłopaków z Carrantuohill na żywo nie może zaprzeczyć, że jest to zdecydowanie najlepszy zespół tego typu w Polsce, jak nie jeden z najlepszych zespołów fokowych nawet na całym świecie. Niesamowita była atmosfera panująca podczas ich występu, niesamowite było to, co działo się na scenie, niesamowita była wreszcie sama ich muzyka: tak żywa, spontaniczna, radosna, żywiołowa, która każdego potrafiła pobudzić do poruszania choćby swoimi kończynami, do uśmiechu zadowolenia czy zachwytu. To muzyka, która pobudza młodych i starych. Tych pierwszych przyciąga na wielkie festiwale, jak na przykład Woodstock, a tych drugich do knajp, pubów, które są utrzymane w charakterze celtyckim. To taka muzyka potrafi połączyć pokolenia. Musze tylko dodać, że obok spontanicznych i dynamicznych kawałków chłopcy mają także w swoim dorobku piękne, nastrojowe, urocze ballady, które znowuż przenoszą nas jakby do innego wymiaru czaso- przestrzennego, wprowadzają w inne życie, pozwalają odpocząć i rozsnuć się w refleksji. Dlatego też, ten koncert był taki niesamowity: żywiołowość i melancholijność, umiejętne połączenie tych elementów zadecydowało o niezwykłości występu grupy Carrantuohill!

Sam fenomen muzyki granej przez tę grupę wystarczająco pięknie podsumował irlandzki laureat Nagrody Nobla z 1995 roku w dziedzinie "poeta"- Seamus Heaney, który powiedział, że przebywając z członkami tej polskiej grupy, która wygrywa irlandzkiego jiga i reala w takim stylu i z takim szelmostwem. nieoczekiwanie poczuł się jak w domu i jest pewien, że nawet Irlandczycy nie potrafili by zrobić tego lepiej.