Werona 17 lutego 1579 r.
Najdroższy!
Już dwa dni i dwie noce minęły od chwili, gdy powiedziałeś do mnie "Żegnaj" i cichuteńko wyszedłeś z komnaty, gdzie wciąż można wyczuć Twój zapach, połączony z tymi wszystkimi wyznaniami, jakie do mnie kierowałeś. Kochany! Kiedyż nastąpi dzień naszego ponownego spotkania? Jutro? Pojutrze? Za miesiąc? Rok? A może tysiące lat, które będą niekończącą się pustką bez Ciebie? Zaś moje uczucie do Ciebie, które powinno usychać niczym roślina pozbawiona życiodajnej wody, rozkwita ze zdwojoną siła i coraz to głośniej krzyczy: "Gdzie jesteś! Wróć do mnie!!" lecz Ty nigdy nie będziesz w stanie go usłyszeć, choć ja tracę już zmysły od jej krzyków.
Mam świadomość, iż to nie tak dziać się powinno, iż zakazano nam spotkań ze sobą, jednak to właśni podsyca jeszcze bardziej moją miłość. Pomimo, krótkich chwil, jakie spędziliśmy ze sobą, naszych ukradkowych spojrzeń, delikatnych muśnięć dłoni. Ach Najdroższy! Jakże ciężko mi teraz usnąć, gdy nie ma Ciebie obok. Przeklinam każdą noc, jaką dzielę razem z Tobą Ukochany, za to że jest zbyt krótka i ranki, które mi Ciebie odbierają. Nienawidzę księżyca, gdyż w najmniejszym stopniu nie jest w stanie dorównać Ci roztaczanym wokół blaskiem. Oni również, mimo, iż niebiańscy, nie mogą pojąć naszego uczucia. Jedna matka ich zrodziła, a nawzajem się kąsają. Całkowicie zbędną wydaje się więc być ich obecność podczas naszych spotkań. Przybądź zatam, kiedy nieboskłon pokryją ciemne chmury. Tylko one są nam życzliwe, roztaczając nad nami parawan intymności. Przybądź i ugaśmy w końcu to dręczące uczucie, albo odbierając sobie życie połóżmy mu kres, aby móc oddychać w pełni nieskalanym sumieniem.
Na wszystkie świętości, zaklinam Cię Kochany, abyś nie ważył się wcześniejszą porą, niż przed światem, wychodzić ze swego ukrycia. Za nic także nie możemy zdradzić przyczyn naszej bezsenności, żebyśmy nie byli zmuszeni usychać z obopólnej tęsknoty, gdy nasze zwaśnione rodziny dowiedzą się o łączącym nas uczuciu. Oczekuję zatem na Ciebie, tuż po północy, obok zachodniego skrzydła dworku.
Julia