...Ach! co to za straszliwy krzyk?! Nawet zatkanie uszu palcami nic nie pomaga. Wiem, że to Colin, ale nie pójdę do niego po tym, jak bezczelnie wyprosił mnie ze swojego pokoju. Niech sobie tam siedzi i zawrzeszczy się na śmierć! Za żadne skarby tam nie pójdę i nie będę go uspokajać! Och! Co ja mam zrobić mój kochany zeszyciku, aby uwolnić się od tych straszliwych wrzasków? Proszę, pomóż mi, bo już dłużej nie wytrzymam! Co to? Chyba ktoś biegnie po schodach w stronę mojego pokoju?

-Mary, Mary szybko musisz iść i uspokoić panicza. On bardzo cię lubi i na pewno posłucha tego, co do niego mówisz!- krzyczała pielęgniarka zaraz po otworzeniu drzwi mojego pokoju.

Nie jest to dla mnie zrozumiałe, ale gdy pielęgniarka zobaczyła, że jestem wściekła i o mało nie wyskoczę ze skóry ze złości, na jej twarzy zajaśniał uśmiech. Chyba myślała, że spotka mnie tutaj zalaną łzami, zawiniętą w kołdrę i żałującą tego, że pokłóciłam się z małym radżą. O nie! Ja nie jestem taka, co wylewa łzy o byle co! Ba! Ja w ogóle nie płaczę!

Na prośbę pielęgniarki poszłam za nią do pokoju Colina. Z każdym krokiem czułam, że coraz bardziej wszystko się we mnie gotuje. Ściskałam pięści, bo myślałam, że nie wytrzymam już tych krzyków. Gdy byłyśmy już blisko pokoju Colina, pomyślałam, że muszę mu dać w kość, oczywiście nie tak bez powodu. Postanowiłam odwdzięczyć mu się za to, że tak bezczelnie wyprosił mnie dzisiaj ze swojego pokoju. O nie! Już po nim!

Gdy przekroczyłam próg pokoju ujrzałam całą służbę wokół łóżka, na którym tarzał się rozwścieczony chłopiec. Co on sobie myśli?! Ja mu pokażę z kim on się zadaje! To w końcu ja- Mary Lennox.

-Zamknij się! Co ty sobie myślisz?! Na pewno, że jesteś najważniejszy i wszyscy są podporządkowani właśnie tobie! Może nie chce ci się spać, ale ja jestem skonana i nie mam zamiaru litować się nad takim samolubem, jak ty! Za to wszystko, co robisz, wszyscy cię znienawidzą! I wiesz co?! Chyba już od dawna cię nienawidzą! Jesteś okropny! Słyszysz?! Okropny! Nienawidzę cię!

-Ale Mary, ja wyczułem dzisiaj dziwną narośl na kręgosłupie.

-Jaką narośl?! Ta cała twoja choroba jest zmyślona! Jesteś zdrowym, ale niestety naiwnym chłopcem. Kto by uwierzył w takie bzdury?!

-Ale to prawda!- mówił tak, jakby cały czas wstrzymywał oddech i tylko przy wymawianiu słów wdychał powietrze.

-Niech pielęgniarka pokaże mi twoje plecy.- No cóż... Nie dało się ukryć ironii w moim głosie. Nie wierzyłam w to, co mówił mój kuzyn, ale miałam troszkę stracha, że to jednak on ma rację.

Delikatnie obmacałam całe plecy Colina. W pewnym momencie byłam zaniepokojona, gdyż poczułam pod palcami pewną górkę, ale to był jeden z kręgów kręgosłupa. Z resztą można było wyczuć wszystkie kości, gdyż chłopiec nic nie jadł, ale nie znalazłam też żadnej narośli. Naprawdę mi ulżyło, gdy stwierdziłam, że na jego plecach nic nie ma. Zrozumiałam wtedy, że mam pewien obowiązek do tego, aby opiekować się Colinem. Doszło do mnie, że to nie jego wina, że jest sam, lecz jego rodziców. Ja też tak się wychowałam i doskonale rozumiem co on czuje. Mój pamiętniku, dobrze wiesz, że często zmieniam zdanie i tym razem też tak będzie. Pomogę Colinowi! Jest wspaniałym chłopcem, ale niestety pozbawionym miłości rodzicielskiej.

Pokażę wszystkim, że jestem silna i odważna. Sprawię, że mój kuzyn stanie na własnych nogach i będzie normalnie funkcjonował! Zrobię to, zobaczysz!