Marcin Borowicz to biedny chłopiec, pochodzący z rodziny niezbyt zamożnej. Wyglądał na naprawdę odważnego i pewnego siebie, ponieważ, mimo bardzo młodego wieku, prezentował postawę potęgi i wielkości. Włosy miał krótkie i przystrzyżone oraz oczy czarnego koloru.
Rodzice rozpuścili go bardzo, ponieważ był to jedynak. Był trzymany pod kloszem. Oszczędzano mu wszystkich przykrych wiadomości i trudnych doświadczeń. Rodzice Marcina chcieli zapewnić mu beztroskę i szczęście, przy czym robili to bardzo tradycyjnie.
W pewnym momencie w życiu Marcina doszło do radykalnych zmian. Zanim ją przeszedł był człowiekiem niezdecydowanym, uległym i naiwnym. Chodził do szkoły, e której obowiązujący był język rosyjski. Kiedy opuścił Gawronki, był młodym i niedoświadczonym uczniem, słabo znającym życie. Rozłączenie syna z rodzicami było powodem załamania i wielkiej tęsknoty. Miał problemy z aklimatyzacja. By nie myśleć, jak bardzo mu ciężko, całymi dniami pilnie się uczył. Nie był specjalnie, głównie przez to, lubiany przez kolegów.
Był człowiekiem uległym, o czym może świadczyć nieumiejętność odpowiedniego zachowania. Przerwy spędzał na bieganiu i wrzaskach. Zaprzyjaźnił się z niejakim Wilczkiem i razem chodzili na wagary. Zaczął też uciekać z nabożeństw. Był zupełnie pozbawiony silnej woli i zupełnie nie umiał odmawiać. Co było bardzo rażące, udał smutek po matczynej śmierci, a wcale go nie odczuwał. Refleksja przyszła z czasem i wtedy chłopiec naprawdę załamał się i zaczął szukać matczynej miłości i bezpieczeństwa gdzieś indziej. Znalazł je w Bogu i wrócił do religii.
Jak początkowo łatwo było nim kierować, widać na przykładzie szybko przebiegającej w jego wypadku rusyfikacji.
Zauważyli to nawet profesorowie i chętnie faworyzowali chłopaka, widzieli w nim bowiem doskonały efekt ich działań. W tej sytuacji Borowicz stawał się coraz bardziej znany w szkole i zyskiwał opinię przywódcy. Nie zareagował nawet, gdy obrażono jego kolegę, Figę, z powodu jego wiary.
Przełom nastąpił na jednym z języków polskich, gdy chłopak w jego wieku, zaczął deklamować "Redutę Ordona" po polsku. Wtedy Marcin pojął, że przecież on tak samo jest Polakiem i nie powinien słuchać rusyfikatorów. Dopiero wtedy odnalazł swą drogę w życiu.
Wtedy też zaczął robić dla Ojczyzny bardzo wiele. Założył z kolegami polskie koło młodzieżowe, na którym chłopcy sami poznawali ojczystą literaturę. Powoli stawał się wzorcowym Polakiem. Wielokrotnie nie wahał się nawet narażać na niebezpieczeństwo, byle tylko zdziałać coś pożytecznego w słusznej sprawie. Przeżywał także swą pierwszą, młodzieńczą miłość do Biruty.
Choć początkowo Marcin nie był lubiana przeze mnie postacią, to ostatecznie oceniam go pozytywnie, ponieważ naprawdę się zmienił. Po tej zmianie był dojrzały i godny podziwu. Umiał walczyć z zabiegami rusyfikatorskimi. Nie wahał się zmienić niczego w swym życiu, jeśli miało to przynieść pożytek. Ostatecznie można nazwać go prawdziwym patriotą.