Wszyscy trzej chłopcy: Zośka, Alek i Rudy urodzili się tuż po pierwszej wojnie światowej. Należeli więc do pierwszego wolnego pokolenia od ponad stu lat niewoli Polski. Miało to z pewnością duży wpływ na otoczenie, w którym dorastali i na ich psychikę i charaktery.

Cała trójka chodziła do jednego z najbardziej znanych warszawskich gimnazjów imienia Batorego. Ta szkoła stwarzała solidne warunki do rozwoju tak własnej osobowości, jak i intelektualnych potrzeb młodego człowieka. Już sam fakt przynależności do tak prestiżowej placówki dawał poczucie intelektualnej elitarności. Uczniowie tworzyli tu bardzo hermetyczne grono, które już na wejście miało szanse na lepszy start niż po innych, pośledniejszych wszechnicach.

Trójka przyjaciół należała także wspólnie do harcerstwa. Przed wojną harcerstwo miało zupełnie inną rangę i popularność niż w czasach obecnych - było znakomitą szkołą i okazją do hartowania tak ducha jak i ciała. Razem z kilkoma innymi osobami chłopcy tworzyli drużynę Buków cieszącą się szczególną opinią. Pasjami organizowane były przez nich wypady w góry czy nad wodę - każdy członek zespołu znakomicie się nawzajem uzupełniał, a było to owocem zżycia się i ścisłej zażyłości. Na ten przykład Alek, zazwyczaj roztrzepany i marzycielski, dzięki Bukom nauczył się opanowania i hardości w ekstremalnych sytuacjach. Zaś Rudy, raczej bardziej myśliciel, nauczył się tu biegle sztuki gotowania i innych prozaicznych, najpotrzebniejszych umiejętności.

Wszyscy trzej mieli także wysokie pochodzenie rodzinne, w sensie wychowywania się w domach o wysokich tradycjach duchowych. Każdy z nich wyniósł z domu porządne obycie międzyludzkie, a także miał tam możliwości rozwijania swych talentów i pasji.

Cała nasza trójka należała z pewnością do postaci nieprzeciętnych. Byli inteligentni., stali i pewni w swych przekonaniach i sadach, choć nigdy nie byli zarozumiali czy wywyższający się. Cechowali się też żywiołowością i otwartością na dyskusję. Siła ich osobowości sprawiała, że zawsze kręcił się wokół nich grupka zafascynowanych nimi rówieśników, choć na przykład taki Zośka był raczej odludkiem z natury. Wszyscy do nich lgnęli, bo wyczuwali zawsze jakąś niezwykła charyzmę w połączeniu z ujmującym ciepłem. Wszyscy im ufali, tak że potem, w zawierusze wojennej, nigdy żaden z nich nie musiał uciekać się do twardego komenderowania podwładnymi. Wszyscy jakoś intuicyjnie poddawali się ich woli.

Tuż po skończeniu maturalnej klasy cała trójka wyjechała na zasłużone wczasy. Rozważali wówczas jakoś tak bardziej poważnie niż zwykle, co czeka w przyszłości na każdego z nich. Wierzyli, że w Polakach jest wystarczająco dużo sił i potencjału, by można było zbudować suwerenny i silny kraj.

Wierzyli do końca, pomimo gromadzących się na horyzoncie chmur, że pokój zostanie otrzymany... Nadzieje okazały się jednak tylko nadziejami... Wszystkich z nich przyszło nagle zmierzyć się z rolą, o której żaden z pewnością nawet nie śnił...