Bilbo Bagginsa nie wyróżniał się niczym szczególnym pośród swych współplemieńców zwanych hobbitami, po polsku niziołkami, ani pod względem fizycznym, ani duchowym. Jego ojcem był Bungo Baggins, matką zaś Belladonna z domu Tuk. Rodzina Tuków jak na standardy naszych małych przyjaciół była mocno postrzelona, ale to w tej chwili nie jest najważniejsze. Bilbo zamieszkiwał luksusową norkę, którą jego ojciec wzniósł - by tak powiedzieć niezręcznie - od fundamentów dla swej żony, "(...) częściowo za jej posąg" dodać warto. I wszystko było dobrze, po Bożemu, a raczej po hobbicku, do czasu, gdy wszystko się odmieniło…

Jak już o tym wcześniej nadmieniłem, Bilbo był raczej typowym przedstawicielem swej rasy, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Wzrostem zatem raczej nie mógł iść w zawody ze szczególnie wysokimi osobnikami, prędzej już z karzełkami, albo jeszcze niżej. Był również posiadaczem stosunkowo dużych stóp, które pokrywały bujnie krzewiące się na nich włosy, co miało tą praktyczna zaletę, że w zimie było w nie Bilbo i innym hobbitom całkiem ciepło, a pamiętać należy, że przedstawiciele tej rasy nie nosili butów. Poza tym niziołkowie, jak pisze Tolkien, "..mają długie, zręczne, smagłe palce... dzięki czemu byli oni znani ze swojego znakomitego rzemiosła. Nie uprawiają czarów .. z wyjątkiem chyba zwykłej, powszedniej sztuki, która pozwala im znikać bezszelestnie i błyskawicznie, kiedy duzi, niemądrzy ludzie, zabłądzą w ich pobliże i hałasują niczym słonie ...". Nie należy także zapominać o tym, że Bilbo uwielbiał pykać sobie z fajeczki, patrząc przy tym w okno i obserwując w ten sposób okolice. Dodajmy jeszcze, że jego strój był niezwykle schludny, a jego kolorystyka niezwykle żywa i jaskrawa, przywołująca od razu uśmiech na usta.

Tak, jak każdy inny przyzwoity hobbit, uważał on, do czasu dodajmy, że wszystko co ważne znajduje się na miejscu, zatem nie ma żadnego sensu udawać się w dalekie podróże, no chyba, że należy się do osobników nieco "szurniętych", wtedy owszem, czemu nie?, ale wtedy należy mieć na uwadze to, że taki "włóczykij" traci wszelki szacunek w oczach swych statecznych współplemieńców. Bilbo okazał się należeć do części anormalnej społeczeństwa hobbitów i wyruszył w drogę. Nie do końca wiadomo co, o tym zadecydowało, być może krew Tuków, w każdym razie, gdy Gandalf zaproponował mu wzięcie udziału we wyprawie na smoka, długo nie oponował.

Podróż, którą odbył, stała się dla jego współplemieńców, co było do przewidzenia, widomym znakiem, że nie jest to w pełni normalny hobbit, dlatego też nie do końca był poważany, gdy już wrócił ze swej wyprawy. Jemu to jednak to nie przeszkadzało, gdyż był już wtedy, hm…, innym człowiekiem. Wiedział, że nie wszystko to, co najważniejsze znajduje się w naszej własnej norce i w jej okolicach, aczkolwiek i to jest bardzo ważne.

Jeśli zaś chodzi o samą wyprawę, to początkowo nasz Bilbo był traktowany przez swych współtowarzyszy krasnoludów z dużą dozą nieufności. Wydawało się im, że Gandalf mocno przesadził reklamując tego malca, jako znakomitego i doświadczonego włamywacza, który im się bez wątpienie przyda. I rzeczywiście, jego trzeźwy rozsądek i spora doza sprytu wyratowały drużynę z niejednej poważnej kabały, co w końcu zjednało mu sympatię i poważanie wśród jego współtowarzyszy. Okazało się znowu, że nie wszystko, co małe, jest, hm…, małe i nie warte uwagi.

Dla mnie ocena Bilbo jest oczywista. Czyż bowiem można spotkać na świecie człowieka (hobbita), który łączyłby w sobie tyle sprzecznych cech, pozostając przy tym nadal tak niezwykle sympatyczną i godną zaufania postacią? Czy ktoś byłby w stanie się oprzeć jego rezolutności i swego rodzaju roztrzepaniu, które sprowadzało nań wiele nieszczęść, z których jednak potrafił wychodzić obronną ręką? Nie sądzę. Dlatego tez niezmiernie żałuję, że hobbici to tylko twory niezwykłej wyobraźni Tolkiena, tak iż nie można ich spotkać w realnym świecie, a tak by się wszakże chciało z Bilbo pogadać, może dałby się namówić na rozegranie meczu piłki nożnej, a kto wie czy nawet nie koszykówki, czyż bowiem niziołek, który tak dzielnie walczył ze smokiem, mógłby się obawiać konfrontacji z "dryblasami" pod koszem?. Bardzo wątpię. Niestety nic z tego i właśnie tego nie potrafię przebaczyć panu Tolkienowi.