Dramat Mickiewicza pt. "Dziady" rozpoczyna się mottem zaczerpniętym z "Hamleta" Williama Szekspira:
"Są dziwy w niebie i na ziemi, o którym ani się śniło waszym filozofom".
Przedstawiony w utworze obrzęd dziadów rozpoczyna się od wypowiedzi chóru:
"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?"
Prowadzący uroczystość Guślarz każe pozamykać drzwi i osłonić okna przed wzrokiem ciekawskich. Starzec potwierdza, że polecenie zostało wykonane, a chór znów powtarza refren, który będzie się przewijał przez cały okres trwania uroczystości.
Guślarz odmawia zaklęcia i paląc kądziel wzywa duchy lekkie (styl wypowiedzi jest łagodny, występują liczne zdrobnienia). Chór wzywa duchy, by wyjawiły czego potrzebują do zbawienia. Ukazuje się para dzieci - Rózia i Józio. Są one dręczone przez "nudę" związaną z niedopełnieniem się ich losu i "trwogę" wynikającą z tego, że nie są pewne, że dostąpią zbawienia. Chciałyby dostać dwa ziarenka gorczycy, bo:
"Kto nie doznał goryczy ni razu,
Ten nie dozna słodyczy w niebie".
Ich prośba zostaje spełniona i dzieci odchodzą, odesłane przez Guślarza i chór.
Kiedy zegar bije północ, Guślarz każe zapalić kadź z wódką. W ten sposób przyzywa duchy, których winy były najcięższe. Zza okna da się słyszeć głos błagający o litość. To pojawiło się widmo Pana, który zmarł trzy lata wcześniej. Został skazany na wieczne cierpienie z powodu głodu i pragnienia. Wraz z nim pojawia się "żarłoczne ptactwo". To dusze ludzi, za śmierć których Pan jest odpowiedzialny (jeśli byli dobrzy - białe, natomiast czarne, jeśli byli źli). Ptaki zabierają zjawie każdy kęs jedzenia i każdą kroplę wody. Pojawia się również Chór Ptaków Nocnych ("Sowy, kruki i puchacze"), który informuje zebranych, że męki Pana będą wieczne. Dusze ludzi, którzy stracili życie przez okrucieństwo dziedzica: Kruk (zachłostany na śmierć za kradzież jabłka) i Sowa (zamarzła wraz z dzieckiem wypędzona z dworu, by nie psuła świątecznego balu) są tu świadkami oskarżenia. Widmo wie, że nic go nie uratuje przed karą:
"Bo kto nie był ni razu człowiekiem
Temu człowiek nic nie pomoże".
Duch zostaje odesłany, a Guślarz pali wianek z "cząbru i ślazy", przywołując ducha Dziewczyny. Zebranym ukazuje się zjawa piękna, lekka i powabna. Jest to Zosia, która nie zaznawszy w życiu prawdziwej miłości, umarła mając 19 lat. Jej grzech nie był ciężki, więc nie cierpi. Nie może jednak trafić do nieba i błąka się zawieszona między ziemią a niebem; nie może bowiem:
"Ani wzbić się pod niebiosa
Ani ziemi dotknąć..."
Prosi, by zgromadzeni na uroczystości chłopcy ściągnęli ją na ziemię. To jednak niemożliwe, bo:
"Kto nie dotknął ziemi ni razu
Ten nigdy nie może być w niebie".
Guślarz pociesza jednak zjawę, że jej nieszczęście będzie trwało jeszcze tylko dwa lata, po których stanie "za niebiesim progiem".
Zakończenie utworu tworzy scena dodana przez autora po napisaniu IV części "Dziadów", zwana przez niego "przejściem". Guślarz ostatni już tego wieczoru raz zaklina duchy - rzuca w róg kaplicy garść soczewicy i maku. Wtedy pojawia się Widmo, które swe kroki kieruje w stronę jednej z kobiet, będącej w żałobie. Patrzy na pasterkę wzrokiem "dzikim i zasępionym", a "od piersi aż do nóg sięga [...] pąsowa wstęga". Kapłan pyta widmo, co mogą zrobić by mu pomóc. Zjawa jednak nie odpowiada i mimo wypowiadanych przez Guślarza zaklęć, nie znika. Obserwowana przez widmo kobieta również nieco dziwnie się zachowuje, z uśmiechem spoglądając na ducha i milcząc. Kiedy Guślarz wyprowadza dziewczynę z kaplicy, Widmo rusza za nimi, na krok nie odstępując wybranej kobiety.
Komentarze (0)