Bez wątpienia można powiedzieć, że Kochanowski w wielu swoich literackich i twórczych wyborach hołdował zdaniu Terencjusza, ze "Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce". Równie ważna była tez dla niego słynna Horacjańska maksyma "chwytaj dzień" ("carpe diem"). Nie bez przesady można antyczne zabawy i styl życia odnaleźć we fraszce "O doktorze Hiszpanie", w której poeta, choć opisał przyjaciół zawarł pewien sposób bycia właściwy już biesiadnikom antycznym - lekkie traktowanie spraw, chęć zabawy:
"Doktor ni puścił, ale drzwi puściły,
"Jedna nie wadzi, daj ci Boże zdrowie!"
"By jeno jedna" - doktor na to powie.
Od jednej przyszło aż więc do dziewiąci,
A doktorowi mózg się we łbie mąci.
"Trudny (powiada) mój rząd z tymi pany:
Szedłem spać trzeźwio, a wstanę pijany".
W innych znanych utworach - w pieśniach takich jak: "Miło szaleć, kiedy czas po temu" czy "Chcemy być sobie radzi" przypomina epikurejskie poglądy szukania w życiu przyjemności, oczywiście w sposób umiarkowany i rozważny:
"Chcemy sobie być radzi?
Rozkaż, panie, czeladzi,
Niechaj na stół dobrego wina przynaszają,
A przy tym w złote gęśli albo w lutnią grają".
Świat epikurejczyków skupiał się na dążeniu do spokoju w życiu. Mówili oni o zaspokajaniu przyjemności, lecz jednocześnie starali się je jak najbardziej ograniczać. Te fizyczne, cielesne ustępowały zaś przed duchowymi. Dalecy byli od hedonistycznego rozpasania i pijaństwa, lecz zbliżali się swoją postawa do stoików, tyle tylko ze w przyjemniejszym wydaniu. Stąd tez u Kochanowskiego bez większego problemu mogą w twórczości bytować stoickie i epikurejskie treści i obrazy. Ten umiar wyrażał się i w strojach i jedzeniu i w bezprzesadnym pogrążaniu się w zabawie.
Innym aspektem twórczości Kochanowskiego jest zagadnienie cnoty. Dla starożytnych ludzi, a zwłaszcza filozofów ta wartość duchowa i moralna była najważniejszą i wokół niej skupiało się najwięcej sporów. Sokrates jeden z największych i najbardziej poważanych filozofów łączył ją nawet z mądrością i uważał, że człowiek może się jej nauczyć. Dla niego była ona bowiem tożsama z mądrością. Z kolei już Platon i kolejni filozofowie patrzyli na nią jak na wartość, na która sobie trzeba zasłużyć rozważnym życiem. W cnocie upatrywali tez spokój i bezpieczeństwo człowieka. Platon w cnocie widział ład i harmonię duszy. Stad tez każdej części duszy przypisał określoną cnotę. Tak więc duszy rozumnej patronowała mądrość, duszy impulsywnej - męstwo, pożądliwej - opanowanie, zaś wszystkie je spajała sprawiedliwość. Z kolei Arystoteles na te sprawy patrzył poprzez zasadę złotego środka. Cnota była dla niego właściwą, wypośrodkowaną miarą, w której człowiek zachowuje stabilność pomiędzy skrajnościami.
Również Kochanowski wysoko wynosi cnotę. Czyni z niej wartość będącą najbardziej pożądaną. Mają ją bowiem tylko ludzie nieliczni, którzy wypracowali ja sobie w trudzie i znoju, wyrzekając się zapewne wielu łatwych w życiu dróg. Stąd też nieodłącznie towarzyszącym jej uczuciem, jest zazdrość. Zazdrość ludzi, którzy jej nie posiadają, a widzą jakie dobro sobą ona niesie.
"Nie masz, i po raz drugi nie masz wątpliwości,
Żeby cnota miała być kiedy bez zazdrości:
Jako cień nieodstępny ciała naszladuje,
Tak za cnotą w też tropy zazdrość postępuje".
Ludzie zawistni maja też to do siebie, ze zamiast starać się własną praca podnieść się do poziomu cnoty, chcą dobrego człowieka ściągnąć do swojego - do grzechu i zła. Stąd też na cnotliwego człowieka czeka wiele pułapek, które musi pokonywać. Raz zdobyte cnoty nie zapewniają mu bowiem spokojnego życia, ale wymagają wzięcia na siebie dużej za nie odpowiedzialności.
zazdrość postępuje
"Nie może jej blasku znieść ani pojźrzeć w oczy,
Boleje, że kto przed nią kiedy wysszej skoczy;
A iż baczy po sobie, że się wspinać prózno,
Tego ludziom uwłóczy, w czym jest od nich rózno".
Jedyne co człowiek może zrobić w takim groźnym przypadku, to twardo obstawać przy raz obranej drodze dobra, ponieważ "Cnota (tak jest bogata) nie może wziąć szkody / Ani sie też ogląda na ludzkie nagrody".
Kończąc ten piękny i dający człowiekowi dużo do myślenia wiersz, poeta zwraca uwagę na jedna jeszcze drogę dla osiągnięcia cnoty. Mówi o oddaniu swojego życia ojczyźnie, co jednocześnie wymaga od człowieka sprawiedliwości, panowania nad sobą, odwagi, męstwa rozwagi, czyli wszystkich antycznych cnót. Nic wiec dziwnego, że poeta stwierdza:
"A jesli komu droga otwarta do nieba,
Tym, co służą ojczyźnie. Wątpić nie potrzeba,
Ze co im zazdrość ujmie, Bóg nagradzać będzie,
A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie".
Z tak podjętą sprawą ofiarowania się dla dobra narodu koresponduje również inna znana pieśń nazywana "O dobrej sławie". Tak określoną sławę należy rozumieć jako dobrze prowadzone życie, które po śmierci zasługuje na uznanie. Czyli znowu wraca poeta do zagadnienia cnót. Zastanawia się czy rzeczywiście istnieje człowiek mogący zdobyć się na tak dużą odwagę jakiej wymaga godne i odpowiedzialne życie.
"Jest kto, co by wzgardziwszy te doczesne rzeczy
Chciał ze mną dobrą tylko sławę mieć na pieczy,
A starać sie, ponieważ musi zniszczeć ciało,
Aby imię przynamniej po nas tu zostało".
Wspomina jednak na ważna rzecz jaką jest stworzenie człowieka przez Boga. Bowiem to poprzez niego człowiek ma jakąkolwiek wartość. Tak więc każdy jego grzech jest policzkiem wymierzonym w Stwórcę i jego obraza. Inna sprawa, że człowiek będąc rozumnym ma niejako w swoja naturę wpisana siłę która jest w stanie pomóc mu żyć dobrze:
"I szkoda zwać człowiekiem, kto bydlęce żyje
Tkając, lejąc w się wszytko, póki zstawa szyje;
Nie chciał nas Bóg położyć równo z bestyjami:
Dał nam rozum, dał mowę, a nikomu z nami".
Z tego tez wynika niejaki obowiązek człowieka do życia moralnego, do pracy nad sobą, do kształtowania tak swojego życia by została po nim właśnie wspomniana dobra sława. Kochanowski w dalszej części pieśni podejmuje platońską wizje konstrukcji państwa. Ten antyczny filozof zakładał, że państwem będą rządzić filozofowie, jako najbardziej do tego przygotowani i wykształceni. Dlatego tez i Kochanowski zwraca uwagę na ludzi mądrych mogących przysłużyć się polepszeniu sytuacji ojczyzny:
"Komu dowcipu równo z wymową dostaje
Niech szczepi miedzy ludźmi dobre obyczaje;
Niechaj czyni porządek, rozterkom zabiega,
Praw ojczystych i pięknej swobody przestrzega".
Autor "Uczty" na obrońców państwa przeznaczał żołnierzy, dlatego i Kochanowski widział ich wielką wartość:
"Prostak to, który wojsko z wielkości szacuje:
Zwycięstwo liczby nie chce, męstwa potrzebuje".
Wszyscy zaś inni powinni znaleźć dla siebie taka rolę by swoim życiem wypełniać przypisane z góry powinności i nie wzbudzać zamętu w państwie. Tak i każdy wtedy będzie po śmierci poważany, za państwo osiągnie wspaniały rozkwit.
Najbardziej jednak gwałtowna w swoich sadach, przypominająca antyczne wiersze Tyrtajosa i Symonidesa, jest "Pieśń o spustoszeniu Podola" Kochanowski stworzył ją w roku 1575 niedługo po tym jak ziemie Polskie zostały zniszczone i w pewnej części ograbione przez najazd wojsk Tatarskich. Podmiot liryczny w tym wierszu staje się wyrazicielem części szlachty która w tym wydarzeniu widziała wielkie nieszczęście dla Rzeczpospolitej i zaczęła się przejmować jej losem. Mówi w liczbie mnogiej:
"Zbójce (niestety), zbójce nas wojują,·
Którzy ani miast, ani wsi budują".
Jest to liryka zwrotu do adresata, wiele w niej nawoływań do Polaków by przebudzili się ze swojego marazmu i letargu. Najsilniej aktywizuje i porywa czytelnika pierwsza strofa:
"Wieczna sromota i nienagrodzona
Szkoda, Polaku! Ziemia spustoszona
Podolska leży, a pohaniec sprosny,
Nad Niestrem siedząc, dzieli łup żałosny!"
Kochanowski stara się w niej wzbudzić wstyd Polaków, który stałby się dla nich może łatwiejszym motorem do poprawy niż rozum, którego niechętnie używają. Najbardziej w serce Polaka i jego honor powinno uderzać to, że został on pokonany przez naród ciemny i dziki, nie posiadający tak wspaniałej kultury i wykształcenia jak Rzeczpospolita.
"Niewierny Turczyn psy zapuścił swoje,
Którzy zagnali piękne łanie twoje
Z dziećmi po społu, a nie masz nadzieje,
By kiedy miały nawiedzić swe knieje".
Ważne jest zakończenie tej pieśni powracające znowu do poczucia wstydu i odwołujące się do sumień Polaków. Po wcześniejszych wyliczeniach zniszczeń, cierpień jakie Turcy zadali Polakom, poeta stawia hipotezę, która w jego odczuciu nie powinna znaleźć potwierdzenia w przyszłości:
"Cieszy mię ten rym: "Polak mądr po szkodzie";
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Ze i przed szkodą, i po szkodzie głupi".
Wspaniały stoicki obraz wyciszenia i złączenia się z natura przynosi fraszka "Na lipę". Jest to idylliczny, wręcz arkadyjski obraz:
"Uczony gościu! Jesli sprawą mego cienia
Uchodzisz gorącego letnich dni promienia,(...)
Bujne drzewa nalepiej dżdżem niebieskim żywą;
Ale mię raczej daruj rymem pochwalonym,
Co by zazdrość uczynić mógł nie tylko płonym
Ale i płodnym drzewom; a nie mów: "Co lipie
Do wirszów?" - skaczą lasy, gdy Orfeusz skrzypie".
Jeszcze inną partię twórczości Jana Kochanowskiego stanowią parafrazy i tłumaczenia horacjańskich pieśni, w których poeta osiągnął mistrzostwo poetyckie. Nic wiec dziwnego, że przetłumaczył i słynna pieśń, mówiąca o wartości poety i jego dzieła. Jest to stary obraz poety - orła, wzbijającego się ponad tłum ludzi nierozumnych i gnuśnych. Pieśń Kochanowskiego, co warto zaznaczyć cechuje niezwykle wyszukana stylistyka i kontrastowy i zamieniony szyk wyrazów co jeszcze bardziej miało świadczyć o mistrzostwie poety. Wspaniale widać na tym przykładzie i zastosowanie przerzutni:
"Niezwykłym i nie leda piórem opatrzony
Polecę precz, poeta, ze dwojej złożony
Natury: ani ja już przebywać na ziemi
Więcej będę; a więtszy nad zazdrość, ludnemi
Miasty wzgardzę. On, w równym szczęściu urodzony,
On ja, jako mię zowiesz, wielce ulubiony
Mój Myszkowski, nie umrę ani mię czarnymi
Styks niewesoła zamknie odnogami swymi".
Pojawiają się też w niej postaci mecenasów "mistrza z Czarnolasu", jak w tym przypadku Myszkowskiego. Choć pieśń pełna jest dumy poety nie przeradza się jednak w nim to uczucie w próżność czy pychę. Potrafi on miarkować swoje upojenie i bazować na rzeczywistych osiągnięciach i wartości swojej poezji. Jest to autoportret człowieka znającego swoje walory, pewnego sienie i po ludzku szczęśliwego z tego ze odniósł sukces:
"Niech przy próznym pogrzebie żadne narzekanie,
Żaden lament nie będzie ani uskarżanie:
Świec i dzwonów zaniechaj, i mar drogo słanych,
I głosem żałobliwym żołtarzów śpiewanych!".
Warto tez zająć się wyznacznikami pieśni jako gatunku literackiego. To wszak jedna z najstarszych form poetyckich. Ważna jest w niej stroficzność, przy często spotykanym powtarzaniu się pewnych całostek, wyodrębnionych niejednokrotnie z refren. Tak jak w antyku i Kochanowski kontynuował różne rodzaje tego gatunku, jak pieśni: biesiadne, głoszące radość i zabawę, pochwalne, miłosne i religijno - filozoficzne.
Innym gatunkiem, który świadczy o tym że Kochanowski wiele czerpał z antyku jest Tren. Poeta swój cykl trenów napisał po śmierci swojej córeczki, zawarł w nich jednak o wiele głębsze uczucia niż tylko prosty żal. Tragedia rodzinna stała się dla niego powodem do pokazania ciemnej i dalekiej od renesansowego światła wizji zmagań człowieka z losem. Trenem w antyku określało się pośmiertne żale. Nieodłącznie dzielił się na następujące części, jak: pochwała zmarłego, demonstracja straty tej osoby, żal po nie, pocieszenie niesione przez siły niezależne od człowieka, oraz napomnienie innych, by i ci zastanowili się nad siła i nieuchronnością śmierci. Podobnie ma się i z cyklem Kochanowskiego. W pierwszym zresztą trenie przywołuję on cała antyczną tradycję tej dotyczącej śmierci liryki, by wpisując się w poprzednie wieki stać się wyrazicielem kontynuatorem określonych postaw. Tren I, tak się zaczyna:
"Wszytki płacze, wszytki łzy Heraklitowe
I lamenty, i skargi Symonidowe,
Wszytki troski na świecie, wszytki wzdychania
I żale, i frasunki, i rąk łamania,
Wszytki a wszytki za raz w dom się mój noście,
A mnie płakać mej wdzięcznej dziewki pomożcie"
Następnie przypomina o swoim głębokim żalu po córeczce, co stało się zaczynem do napisania cyklu trenów. W Trenie III zaczyna się wątek "Płakania nad grobem wdzięcznej dziewczyny". Wraz z każdym trenem pogłębia się cierpienie człowieka, zaś atmosfera utworów staje się mroczniejsza. Wspaniały jest "Tren VII" w którym poeta opłakuje córkę, a także i człowieka, po którym zostaje tylko garstka ubrań, zaś cała jego dusza, wartość niknie gdzieś w niebiosach:
"Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory
Mojej najmilszej cory.
Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie,
Żalu mi przydajecie?
Już ona członeczków swych wami nie odzieje -
Nie masz, nie masz nadzieje!"
Treny środkowe stanowią najdramatyczniejsze wersy jakie wyszły kiedykolwiek spod pióra poety. Neguje w nich on bowiem wartość Mądrości, starożytnych przykładów które i tak nie chronią w jego odczuciu człowieka przed cierpieniem i smutkiem po stracie bliskiej osoby. W szerszym zaś rozumieniu stają się bezużyteczne wobec siły śmierci. Poeta posuwa się nawet do granic bluźnierstwa, kiedy dopuszcza możliwość, iż może nie istnieć nawet życie po śmierci, czyli że może nie być na w kosmosie Boga:
"Czyś po śmierci tam poszła, kędyś pierwej była,
Niżeś się na mą ciężką żałość urodziła?
Gdziekolwiek jest, jeśliś jest, lituj mej żałości,
A nie możeszli w onej dawnej swej całości,
Pociesz mię, jako możesz, a staw sie przede mną
Lubo snem, lubo cieniem, lubo marą nikczemna!"
Jednak jest to już punkt graniczny po którym zaczyna się spokój poety. Zestawia on swój los z Orfeuszem, który musi przejść przez piekło, by dopiero pozwolić odejść od siebie wielkiemu żalowi po stracie ukochanej. W ostatnim XIX trenie noszącym tytuł "Sen", matka poety z wnuczką - Urszulką pojawia się w czasie gdy on śpi i mówi ważne słowa, prowadzące go do wyzwolenia z dotychczasowych cierpień:
"Żyjem wiek nieprzeżyty, wiecznej używamy
Dobrej myśli, przyczyny wszytkich rzeczy znamy.
Słońce nam zawżdy świeci, dzień nigdy nie schodzi
Ani za sobą nocy niewidomej wodzi.
Twórcę wszech rzeczy widziem w Jego majestacie".
Wskazuje tez poecie na rozwagę konieczną w momencie, gdy co raz spotyka się z rzeczami przekraczającymi jego rozumienie: "(...) ludzkie przygody /Ludzkie noś; jeden jest Pan smutku i nagrody".