Mały Książe wprost czuł się osamotniony i opuszczony, bo na asteroidzie B612 nie było innych mieszkańców. W pewien sposób się oswoił z tą sytuacją, ale nie był nigdy szczęśliwy z tego powodu. Sytuacja się zmieniła, kiedy pojawiła się piękna róża. Jednak nawet to towarzystwo było dla niego dosyć kłopotliwe. Kochał kwiat, podziwiał jego urodę, cieszył się z jego istnienia, ale zawsze były z nim jakieś problemy. Tak widział to nas bohater.
Trzeba przyznać, że nie szczędził sił i środków, aby dogodzić róży. Poświęcał jej wiele swojego czasu, był cierpliwy i pomocny. Jednak to nie pomagało, bo wymagania ciągle rosły i wprost nie można było nadążyć z ich zaspokojeniem. Książe nie był zadowolony z takiego obrotu rzeczy. Zależało mu kwiatku, ale nie był w stanie wszystkich zachcianek spełnić. Odczuwał nawet z tego powodu poczucie winy. Tak jednak nie powinno być, zważywszy, że druga strona wykorzystywała naiwność chłopca. Róża nie liczyła się z Małym Księciem, raniła go często niewłaściwymi słowami, czy zachowaniem. W efekcie chłopiec często czuł się urażony, dotknięty, bo wszystko brał głęboko do swego serca.
Dopiero jednak w czasie podróży uświadomił sobie, na czym polega błąd. Pojął, że nie umie już żyć bez swej róży. W pewien sposób dorósł do tej przyjaźni i wiele zrozumiał, zwłaszcza dzięki Lotnikowi. W pewnym momencie czuł się nawet winny, iż zostawił przyjaciółkę samą. W końcu poszedł po rozum do głowy i przekonał się, że przyjaźń trzeba pielęgnować, bo inaczej uschnie niczym kwiat bez wody.