"Niemcy" Leona Kruczkowskiego to znakomity obraz społeczeństwa niemieckiego w czasie i krótko po zakończeniu II Wojny Światowej. Członkowie rodziny Sonnenbruchów ukazują różne postawy Niemców wobec polityki nazistowskiej i projektów eksterminacji mniejszości. Większość tych, którzy nie byli nazistami dała "ciche przyzwolenie" na takie postępowanie rządzących. Czy taka postawa odizolowania od wielkich spraw i odizolowanie się od okropności wojny zwalnia z odpowiedzialności? Czy za zło odpowiada tylko Hitler i jego partia? Sądzę, że nie. Obojętni również nie są niewinni.

Profesor Sonnenbruch jest samotnikiem dumnym ze swego stylu życia. Nie interesuje się polityką Niemiec, wewnętrzną, a co dopiero międzynarodową. Swoje poglądy na tematy polityczne wygłasza rzadko i zawsze co najwyżej w gronie rodzinnym, nigdy na forum publicznym. Udało mu się schować przed zwariowanym światem, tak przynajmniej mu się wydaje. Teoretycznie uważa się za antyfaszystę, ale nigdy tego po sobie nie pokazał. Świadczy o tym scena przybycia jego dawnego asystenta i przyjaciela, Żyda Joachima Petersa. Potrzebował on pomocy. Profesor nie okazał się wierny ideom antyfaszystowskim, lecz stchórzył. Obiecał zbiegowi pomoc, ale jednak bał się kary, która groziłaby mu za wstawienie się za Żydem.

Uczony doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji, jakiej znalazł się kraj. "Niemcy rozstali się ze swoim szczęściem, pięknem, dobrem, weszli na drogę szaleństwa." - mówi. Dodaje także, że uważa, że "nienawiść zgubi Niemcy". I tym razem ma rację. Jest świadomy, że zbrodnie, których dopuszcza się naród niemiecki w końcu powrócą do niego ze zdwojoną siłą. Bierność większości społeczeństwa wobec szaleństw Hitlera i trwającej eksterminacji niewinnych ludzi jest przyzwoleniem na kontynuację.

Profesor jest znanym w świecie i powszechnie szanowanym naukowcem - chlubą nowej, niemieckiej nauki. Jego specjalnością jest biologia. To właśnie on, światły i rozsądny naukowiec, przez swoje życie daje pozwolenie na okropieństwa. Nie protestuje przeciw nim, bo służy tylko i wyłącznie nauce. Jego twierdzą, azylem i miejscem, w którym spędza większość czasu jest laboratorium. Oddaje się pracy całkowicie i zaniedbuje rodzinę. "...nosi w sobie jakiś niewidzialny pancerz, skorupę, przez którą nie przenika nic i nikt. - jako ocenia Berta, jego żona. Ta skorupa podkreśla tylko jego wyobcowanie, odgrodzenie od świata i obojętność wobec powszechnej zbrodni.

Wiele organizacji zaprasza profesora na międzynarodowe spotkania. Nie uczestniczy on w nich, ponieważ, jak sam wspomina, wstydzi się swojej narodowości. Nie wie, w jaki sposób może spojrzeć w oczy swym dawnym przyjaciołom. Woli ukryć się i schować głowę w piasek.

W chwili spotkania Sonnenbrucha z Petersem biolog uświadomił sobie, że zburzono jego spokój. Próbował dać dawnemu przyjacielowi i współpracownikowi pieniądze, by zachęcić go do jak najszybszego opuszczenia jego domowej twierdzy. Dał tym dowód wielkiego tchórzostwa. Joachim opowiedział profesorowi do czego wykorzystywane są jego prace naukowe, ten nie poczuwał się do odpowiedzialności. Bronił się, że "to nie moja rzecz, ja służę nauce. Tylko i wyłącznie nauce (…)reszta mnie nie obchodzi. Za wszelką cenę nie chciał przyjąć do wiadomości tego wszystkiego, o czym powinien już dawno wiedzieć. Naukowca nie może nie interesować, do czego inni używają wyników jego badań. Profesor woli jednak pozostawać w nieświadomości a prawdę uważać za brednie.

Gdy profesor Sonnenbruch obchodził jubileusz trzydziestolecia pracy naukowej wspomniał w swej przemowie dawnych przyjaciół i współpracowników. Nie wykorzystał okazji by potępić chaos władający państwem niemieckim. Nie powiedział, że nie godzi się by wykorzystywano jego badania w zbrodniczych celach. Zamiast głośno wykrzyknąć "NIE", wolał milczeć i pozwolić na śmierć setek tysięcy ludzi.

Podsumowując - czy obojętność oznacza niewinność? Zdecydowanie nie. Hitler zawsze i głośno twierdził - "kto nie jest z nami, jest przeciwko nam". Profesor Sonnenbruch dobrze o tym wiedział i nie chciał być przeciwko.