Dziewiętnastowieczna Warszawa. Ulicą Miodową idzie Pan Tomasz. Mężczyzna codziennie przechodzi tę samą trasę. Każdego dnia, około południa, od trzydziestu lat przemierza drogę od placu Krasińskich do ulicy Senatorskiej. Jest dobrze ubrany, jak zawsze, ponieważ ceni sobie elegancję. Narrator opisuje go jako miłego, życzliwego pana w podeszłym wieku. Pan Tomasz lubi spacerować i podziwiać piękne kobiety.

Pan Tomasz w młodości pracował w sądzie. Początkowo był obrońcą, ale później awansował na mecenasa. Był przystojny i kobiety za nim szalały. Spotykał się z wieloma partnerkami, z niektórymi tworzył poważniejsze związki, jednak nigdy się nie oświadczył. Tłumaczył to brakiem czasu. 

Jednak, gdy ujrzał w lustrze pierwszy siwy włos – zrozumiał, że to odpowiedni moment, by się ożenić. Jako koneser, wielbiciel i znawca sztuki urządził ze smakiem nowo zakupione mieszkanie. Los sprawił, że pan Tomasz nie znalazł odpowiedniej kandydatki na żonę. Przerobił więc mieszkanie na galerię sztuk pięknych. Oprócz wystaw obrazów, odbywały się tam też koncerty, na które z ochotą przychodziły młode kobiety, do których Tomasz miał słabość, chociaż pogodził się z tym, że na zawsze będzie samotny i nigdy nie znajdzie prawdziwej miłości. Po pięćdziesiątce zamknął swoją praktykę adwokacką i skupił się na sztuce – chętnie przebywał w galeriach sztuki, uczęszczał na koncerty i chadzał do teatru.

Mimo wszystkich zalet i tolerancji, którą pan Tomasz żywił do ludzi, nienawidził katarynek i kataryniarzy. Uważał, że kataryniarze to rabusie, a katarynka jest narzędziem rozboju. Tak bardzo nie cierpiał kataryniarzy, że płacił dodatkowo dziesięć złotych miesięcznie stróżowi Kazimierzowi, by ten nigdy nie wpuszczał znienawidzonych muzyków na podwórze. Dzięki temu pan Tomasz kupił sobie spokój i ciszę, w której czytał książki i palił fajkę.

Pewnego dnia do malutkiego mieszkanka po drugiej stronie wprowadziły się trzy kobiety – dwie dorosłe, jedna młodsza od drugiej, oraz ośmioletnia dziewczynka. Ta młodsza i ładniejsza kobieta była matką dziecka. Kobiety zajmowały się szyciem oraz wytwarzały pończochy i kaftaniki. Pracowały przy otwartych oknach, a Tomasz obserwował je ze swojego mieszkania. Był zafascynowany sąsiadkami, zwłaszcza tą młodszą z dorosłych kobiet.

Nowe lokatorki były znacznie uboższe od Tomasza. Świadczył o tym wystrój mieszkania. Kobiety pracowały bez wytchnienia przez cały czas, a ośmiolatka siedziała całymi dniami przy oknie i oglądała okolicę. Była brunetką z bladą twarzą. Ubierała lalki i układała bukieciki z kwiatków, które dostała od matki. Dziecko siedziało cały czas w jednym miejscu, a Tomasz nie mógł pojąć, czemu dziecko w tym wieku nie bawi się, jak inne dzieci, nie biega, nie skacze, nie wychodzi na podwórko. Kiedy dziewczynka zwróciła matce uwagę, że w ich domu jest smutno – pan Tomasz się zdenerwował. Dla niego dom i okolic zawsze były przyjazne, dlatego nie rozumiał, jak ktoś może mówić, że tu jest nudno.

Pewnego dnia Pan Tomasz zobaczył, że mała dziewczynka patrzy prosto w rozżarzone słońce. Ten dzień był wyjątkowo upalny, a na niebie nie przesuwała się ani jedna chmurka. Dopiero wtedy Tomasz zrozumiał, że dziewczynka nie widzi. Inaczej słońce by ją oślepiało, a ona nie mogłaby na nie patrzeć dłużej niż przez kilka sekund.

Mała sąsiadka oślepła w wieku sześciu lat. Spowodowała to gorączka, która wtedy ją dopadła. Dziewczynka nigdy nie odzyskała wzroku, a jej nadzieja na to, że kiedyś będzie widzieć, zastąpił smutek i żal. Ośmiolatka poznawała świat, dotykając wszystkiego, co mogła, ponieważ zapominała wszystko to, co widziała jeszcze kilka lat wcześniej. Jednak inne zmysły zaczęły być ostrzejsze. To dlatego dziewczynka nie wychodziła na dwór – bała się nowego miejsca po przeprowadzce, nie zdążyła go jeszcze dobrze poznać. Pan Tomasz zaczął zastanawiać się, jak pomóc dziecku, które stało się smutne i słabe.

Pewnego dnia Pan Tomasz siedział nad aktami sprawy swojego przyjaciela. Przez otwarte okno usłyszał dźwięk katarynki, która fałszowała, ponieważ instrument był zepsuty. Pan Tomasz bardzo mocno się zdenerwował i nie mógł znieść dźwięku, który słyszał. Zbierał się, by wyjść na dwór i przegonić kataryniarza, jednak usłyszał głos dziewczynki. Ośmiolatka tańczyła, klaskała, cieszyła się, a jej policzki się zarumieniły. Cieszyła się, słysząc katarynkę. Chociaż Tomasz uważał, że katarynka strasznie fałszuje, dla dziewczynki była to piękna muzyka. Kataryniarz zaczął tupać i gwizdać zgodnie z rytmem instrumentu. W tym czasie do gabinetu Tomasza wszedł lokaj z nowym stróżem. Służący tłumaczył Tomaszowi, że stróż jeszcze nie zna nowych zasad, które panują w tym miejscu, ponieważ przeprowadził się dopiero tydzień temu do miasta. Stróż bał się kary, szczególnie, że to nie był pierwszy utwór zagrany przez kataryniarza.

Tomasz spytał stróża, jak ma na imię. Ten odpowiedział, że Paweł, a pan Tomasz zaoferował mu dodatkowe dziesięć złotych za codzienne wpuszczanie kataryniarzy. Stróż i lokaj stwierdzili, że Tomasz oszalał, ale on nie wziął tego do siebie. Spojrzał przez okno i rzucił muzykowi dziesięć złotych. W kalendarzu poszukał najlepszych okulistów, a ich adresy spisał na kartce. Mimo że dźwięki katarynki go irytowały, poszedł do sąsiadek wiedząc już, jak pomóc dziewczynce.