Rozdział 45

Zemsta opiekunów złego Mzimu wywołała przerażenie. Kali pojechał konno w pogoń za czarownikami, aby odzyskać dwa pozostałe worki z wodą, które zabrali ze sobą. Staś pozostał, by w razie konieczności uciszyć bunt Murzynów. Oni jednak, gdy opadło pierwsze wzburzenie, pokładli się na ziemi i cicho czekali na śmierć. Powrócił Kali, przywożąc poszarpane worki i wieść, że czarownicy zginęli zaatakowani przez lwa. Zrozpaczony król Wa-himów zaproponował, żeby Nel - dobre Mzimu - poprosiła Boga białych ludzi o deszcz. Wzruszona dziewczynka długo modliła się o ratunek. Nazajutrz Staś wygłosił do Murzynów długą mowę, aby zachęcić ich do wysiłku. Wojownicy Kalego posłusznie powstali do drogi, ale Samburowie postanowili wrócić. Zmniejszona karawana wolno ruszyła przed siebie. Z nieba lał się okrutny żar, ludzie nie mieli czym oddychać. Nel schroniła się w swym namiociku na grzbiecie Kinga. Staś zachował dla niej ostatnie krople życiodajnej wody. Wkrótce padł jeden z koni i zmarło kilku Murzynów. Potem następni. Gdy nadeszła noc, wszyscy pokładli się na piasku. Kali był umierający. Mea położyła się obok swego przyjaciela i objąwszy go za szyję, wyszeptała cicho, że chce umrzeć razem z nim. W nocnej ciszy ludzie i zwierzęta oczekiwali na śmierć. Nagle, gdy zawiał chłodniejszy wiatr od wschodu, Saba poderwał się i zaczął węszyć. Zaszczekał, potem pędem pobiegł przed siebie. Wrócił po pewnym czasie, bardzo niespokojny. Najwyraźniej wzywał Stasia, by ten poszedł za nim. Chłopiec nagle oprzytomniał. Pełen nadziei wypuścił w niebo czerwoną racę. Po chwili ujrzał na niebie inne. Zrozumiał, że nadchodzi ratunek. Półżywi ludzie ostatkiem sił zerwali się i biegli w kierunku światła. Na ich powitanie szedł szereg Murzynów z zapalonymi pochodniami. Na ich czele Staś rozpoznał kapitana Glena i doktora Clary'ego. Byli to dwaj oficerowie angielscy, poznani przez dzieci w pociągu.