Rozdział 20

Droga, którą podążała karawana, była bardzo ciężka. Okolice pełne były mokradeł, porośnięte wysoką dżunglą. Z trudem przedzierali się przez gaje akacjowe, omijali wysokie kopce termitów. Spotykali stada słoni wędrujących do wodopoju, długoszyje żyrafy, a czasami gromady bawołów i antylop. Próbowali na nie polować. Niestety, tylko płoszyli te strachliwe zwierzęta. Mieli kłopoty ze zdobywaniem żywności na tych pustych, bezludnych terenach. Minęły trzy tygodnie od wyjazdu z Omdurmanu. Nel bardzo wychudła, jej twarzyczka stała się niemal przezroczysta. Gebhr, zły na Stasia, wyładowywał swój gniew na murzyńskim niewolniku, Kalim. Wilgotny i upalny klimat dał się we znaki wszystkim podróżnikom. Wkrótce zmarła piastunka, Dinah. Dzieci straciły bliską osobę. Gdy dotarli do Faszody, ich oczom ukazały się zgliszcza i ruiny. Ci, którzy pozostali, nocowali w skromnych szałasach. Dowiedzieli się, że Smaina nie ma w Faszodzie. Dwa dni wcześniej wyruszył na południe od Nilu, aby schwytać Murzynów, których miał zamiar sprzedać potem jako niewolników za dobrą cenę. Zaczęto się zastanawiać, co zrobić z dziećmi. Pozostawienie ich w spalonym mieście nie miało sensu. Panował tu głód i febra. Emir nakazał Gebhrowi podążenie śladem Smaina. Nel podarowano młodą niewolnicę o miłej, ładnej twarzyczce. Miała na imię Mea. Sudańczycy i Beduini łudzili się, że przy Smainie schwytają kilku niewolników na sprzedaż. Przygotowania do podróży zajęły im dużo czasu. Wymieniono zmęczone wielbłądy na konie, uzupełniono zapasy wody i żywności. Wyprawa ruszyła.