Całkowicie zgadzam się z autorem słów, które są zawarte w temacie, gdyż ukazują sens, a zarazem główną problematykę dramatu Sofoklesa.

Główną rolę w słowach, które mam zadanie rozważyć, pełni los. Czy jest on taki okrutny i straszny, że Kreon musiał przez niego cierpieć? Moim zdaniem ten ciąg wydarzeń, które spotykają człowieka, nie bierze się znikąd. Kieruje nim (a być może od początku świata ma opracowany scenariusz, który jest w pewien sposób powiązany z losami innych ludzi) stworzyciel wszystkich nas- Bóg. Czasem na "drodze naszego życia" znajduje się mały dołek, a nawet duży dół, może wystawać kamień, o który przez nieuwagę się potykamy. Czasem pojawi się górka, jakieś załamania i zakręty, aż w końcu rozgałęzienia dróg.

Przed ostatnią z tych "drogowych przeszkód" stała właśnie Antygona. Musiała wybrać między prawami ludzkimi, a boskimi. Wybierając te drugie zasady, zagwarantowała sobie godną i spełnioną, lecz niesprawiedliwą śmierć. Jak się później okazuje Antygona ma za mało siły i wieszając się na chuście podkreśla swoją niewinność. Jej wielka miłość do brata i niezmierzona wiara sprawiły, że jeden z okrutników, którym był Kreon, stał się od nowa prawdziwym człowiekiem.

Król Teb z tego powodu, że wydał bezmyślny zakaz, mówiący o tym, by ciało Polinejkesa nie zaznało pochówku, do tego za złamanie go i przeciwstawienie się w ten sposób władzom, skazał na śmierć siostrę zdrajcy, która chciała tylko oddać cześć umarłemu. Za te czyny został ukarany przez bogów tym, że stracił swych najbliższych- jego syn Hajmonżona popełnili samobójstwo. Wielki ból związany z tym przeżyciem nauczył go patrzeć sercem.

Myślę, że wystarczająco uargumentowałam swój wybór. Zgadzam się z autorem słów, które są zawarte w temacie pracy.