Każdego roku ma miejsce ta sama historia. Dziennikarze ze świata muzycznego przesłuchują setki płyt, by z nich wszystkich wybrać te dziesięć, które otrzymają status najlepszych. Ludzie biorą udział w wielu konkursach organizowanych przez wytwórnie fonograficzne, by zagłosować na swoich ulubieńców; fani zastanawiają się czy ich gwiazdy zostaną docenione. Bywa także i tak, że niespodziewanie na szczycie znajduje się płyta, utwór, wykonawca, który właściwie nie powinien się tam znaleźć. Wtedy okazuje się nagle, że ta nowość to coś wyjątkowego, czego nie można przegapić, ponieważ już od pierwszego przesłuchania wydaje nam się, że słyszymy coś niezwykłego i wspaniałego. Pojawia się coś takiego, co wypływa prosto z czyjegoś serca i wkrada się do naszego. To właśnie jest takie niezwykłe. Każdy potrafi wyczuć wtedy, jak dużo pracy włożono w to, czego akurat słucha.
2000 rok był rokiem ukazania się na rynku debiutanckiej płyty, jaką nagrała Anastacia. Płyta ta od razu zdobyła wiernych słuchaczy i pozwoliła nadać wokalistce status nowej gwiazdy. Na tym się jednak nie skończyło i kolejna płyta tejże piosenkarki okazała się potwierdzać jej wspaniałe umiejętności. Ostatnie cztery lata wiążą się z niezwykle dużą sprzedażą płyt tej piosenkarki - otóż przekroczyła ona dziesięciomilionowy egzemplarz. Anastacia zbierała kolejne światowe nagrody, okazała się kobietą pełną zuchwałości, szczerości, ale i głęboko wierzącą w to, co robi i autentyczną w swym zaangażowaniu.
Styczeń roku 2003 okazał się czasem niezbyt sprzyjającym tej młodej kobiecie - wykryto u niej raka. Piosenkarka nie bała się powiedzieć o tym głośno. Wtedy jej cały świat na chwilę się zatrzymał. Niedługo potem jednak zdecydowała, że nie może dać się zmóc chorobie i postanowiła dalej robić to, co dawało jej najwięcej przyjemności - a więc śpiewać. Na krótko przed przeprowadzeniem operacji postanowiła zaśpiewać w utworze, który miał być użyty w musicalu "Chicago". Anastacia nie zrażała się, chociaż nagrania trwały dwa dni, a ona nie czuła się specjalnie dobrze. Kolejne miesiące wypełniały jej płacz, śmiech, walka, śpiew i... komponowanie. Obiecała swoim fanom, że nigdy się nie podda i dotrzymała danego słowa.
Wrzesień tego roku, gdy przeszła operację, był dla dziewczyny także czasem bardzo wielkiej aktywności zawodowej - postanowiła bowiem nagrać kolejną płytę. Towarzyszyli jej zdobywcy nagrody Grammy - Glen Ballard, Dallas Austin i Dave Stewart. W taki właśnie sposób rozpoczęła się praca nad kolejnym już krążkiem tej artystki. Znalazła się na niej muzyka nazwana przez Anastacię "sprock", co miało wskazywać na fakt połączenia w niej różnych gatunków muzycznych, jak soul, rock i pop. Album został zatytułowany po prostu imieniem artystki. Wprawdzie lekarze ostrzegali dziewczynę, że pierwsze miesiące po operacji mogą okazać się trudne - ta jednak postanowiła użyć całej swojej siły, aby tylko pokonać to, co stawało na jej drodze. Okazało się, że nie było to łatwe zadanie, chociaż dziewczyna mówiła zawsze, że we wszystkich wydarzeniach stara się znaleźć coś, co pozwoliłoby patrzeć optymistycznie w przyszłość. Piosenkarka denerwowała się, że oprócz słabości poczuła coś na kształt ogłupienia - nie potrafiła skupić się na niczym, pisanie tekstów szło jej wyjątkowo powoli i ciężko. Dokuczały jej bezsenne noce i niepokój na każdym kroku.
Mimo tych wszystkich utrudnień, powstała jednak wspaniała płyta, na którą złożył się półroczny trud całego zespołu. Anastacia ukazała nam nie tylko swoje wnętrze, ale także wszystko to, co działo się z nią w czasie wyniszczającej choroby. Dwanaście utworów, jakie składają się na tę płytę, ukazuje nie tylko niezwykły talent, ale i dojrzałość muzyczną młodej wokalistki. Starała się dać z siebie jak najwięcej i można spokojnie powiedzieć, że całkowicie się jej to powiodło.
Kiedy słucha się albumu nagranego w tym czasie, wyraźnie słyszy się to wszystko, czego musiała doświadczyć młoda kobieta. Mamy więc do czynienia z mocnymi dźwiękami, niepokojącym brzmieniem, smutnymi przeżyciami i złymi wspomnieniami. Ale to nie wszystko. Od czasu do czasu przewijają się także nuty pełne szczerości, smutku i zastanowienia się nad światem i własną osobą. Wyraźnie słyszy się, że wokalistka jest na najlepszej drodze do pokonania tego wszystkiego, co przyniosło jej tyle bólu. Sama wokalistka mówiła wprost o tym, że z pełną świadomością zawierała w swoich utworach teksty, które mogłyby być odbierane przez słuchaczy daleko głębiej. W pewnym sensie potraktowała to jako swego rodzaju wyzwanie, ponieważ czuła, że nie można tak po prostu zostawić tego wszystkiego, co przeszła. Chciała sprostać wymaganiom swoich fanów, a przede wszystkim udowodnić samej sobie, ze jeszcze może spotkać ją w życiu coś dobrego. Przyznała później, że motywowane cierpieniem tworzenie niesie za sobą nieprawdopodobnie większy ładunek emocjonalny. Było to kolejne doświadczenie piosenkarki, choć, jak stwierdziła później, niekoniecznie chciałaby, aby powtarzało się częściej.
Anastacia zdecydowała się obnażyć całą siebie, pokazać światu wnętrze własnej duszy. Stało się tak z wielu powodów, a przede wszystkim dlatego, że kiedy była chora, znalazła wsparcie w swoich wiernych fanach, więc teraz chciała im się naprawdę odwdzięczyć. Sama zastanawiała się nad tym, jaki będzie odbiór tego, co udało jej się skomponować. Była ciekawa, czy kiedy odsłoni wszystkie swoje tajemnice, ludzie nadal będą ją kochać. Nie wiem na pewno, czy to, co zrobiła ta piosenkarka, było do końca szczere, ale mocno w to wierzę. Ta młoda dziewczyna okazała się prawdziwą artystką, a nie jedynie kolejną gwiazdą. Nie zważała na trudności, ale tworzyła, bo czuła, że jest to jedyna możliwość powiedzenia światu o tym, co naprawdę się stało i co jest w jej życiu najważniejsze. Z pewnością to wszystko nie było dla niej niczym łatwym, ale podołała i zwyciężyła. Tylko to się liczy.