Urodziłem się w Sycynie w roku 1530 . Mój ojciec był szlachcicem, posiadał duży majątek ziemski, ponadto piastował godność komornika radomskiego i sędziego sandomierskiego. Moja matka nazywała się Anna, to głównie ona zajmowała się mną i moim rodzeństwem: sześcioma braćmi i pięcioma siostrami, kiedy byliśmy mali. 1544 roku wyjechałem do Krakowa, by tam na wydziale sztuk wyzwolonych rozpocząć studia. Był to piękny czas mojej młodości, zafascynowały mnie nowe prądy odrodzenia, które raźnym krokiem wkraczały na uniwersytety. W 1551 roku, dzięki pomocy księcia Albrechta Hohenzollerna, mogłem wyjechać do Królewca i tam kontynuować naukę. Kolejne pięć lat od roku 1552 przebywałem we Włoszech, głównie w Padwie, gdzie studiowałem na tamtejszym sławnym uniwersytecie. Pochłaniała mnie wówczas głównie łacina język Wergiliusza i Owidiusza oraz greka, mowa Homera. We Włoszech też poznałem wspaniałych ludzi, między innymi sławnego filologa A. P. Nideckiego, z którym połączyły mnie więzy przyjaźni. Zwiedziłem Rzym i Neapol, a wracając do kraju, zatrzymałem się we Francji, gdzie zaciekawiła mnie twórczość niejakiego Ronsarda, który propagował literaturę w swym ojczystym języku. W maju roku 1559 otrzymałem w spadku po matce pół wsi Czarnolas, tam się osiedliłem. Jednak zanim osiadłem tam na stałe, przebywałem na dworach magnackich i królewskim dworze Zygmunta Augusta, pełniąc funkcję królewskiego sekretarza. W tym okresie, mając sporo wolnego czasu i będąc pod wpływem atmosfery dworskiej, pisywałem drobne, zabawne utwory, które ująłem potem w zbiorze "Fraszek". Jednak z wiekiem człowiek coraz bardziej pragnie mieć własny dom i żyć w zaciszu własnej rodziny. W 1571 powróciłem do Czarnolasu, a w wiosną 1575 roku ożeniłem się z Dorotą Podlodowską, wspaniałą kobietą, która dała mi szczęście małżeńskie i urodziła dwie cudowne córeczki. Lata spędzone na łonie rodziny były najpiękniejszym okresem mojego życia. Żyliśmy w harmonii z przyrodą i własnymi ideałami, spędzaliśmy czas ciesząc się pięknem i porządkiem świata. Sielankę, która była naszym udziałem przerwała śmierć córeczek, najpierw odeszła młodsza Urszulka, a później starsza Hania. Był to potworny cios, mój świat zachwiał się w posadach, straciłem wiarę, straciłem wszystko, co miałem najcenniejszego. Kiedy już minęły najtrudniejsze chwile żałoby, próbowałem pogodzić się ze strata, wówczas to ująłem swoje przykre doświadczenie w formę poetycką, tak powstał cykl "Trenów".
Jan Kochanowski z Czarnolasu