Inżynieria genetyczna jest najmłodszym "dzieckiem" biotechnologii, dziedziny nauki i technologii, której obiektem zainteresowań jest wykorzystanie właściwości organizmów żywych dla dobra i pożytku ludzi. Pierwsze kroki tego "dziecka" śledzone są przez społeczność światową ze szczególną uwagą i niepokojem, który nie jest do końca uzasadniony. Nadzieje wiązane z inżynierią genetyczną dotyczą przecież perspektyw terapii chorób dotąd nieuleczalnych, takich jak mukowiscydoza lub wrodzony brak odporności, oraz zastąpienia dotychczasowych terapii nowymi, bardziej efektywnymi. Obawy przed inżynierią genetyczną dotyczą zagadnienia granic, do których można się posunąć, ingerując w procesy życiowe organizmów. Szczególnie dotyczy to człowieka, tym bardziej, że ingerencja ta obejmuje już sam początek życia. We współczesnej biotechnologii nie brakuje tematów, które powinny stać się przedmiotem rozważań etycznych. Tak jest ze wszystkim, co nowe, tym bardziej, że bioinżynieria stanie się już wkrótce potężnym narzędziem w ręku lekarzy, producentów żywności i niestety również producentów nowych rodzajów broni. Atmosfera nieufności powinna jednak ustąpić rzeczowej analizie pewnych faktów, z którymi warto się zapoznać już w liceum.
Klonowanie kompletnych organizmów zwierzęcych nie jest wcale "pomysłem nie z tej ziemi". Teoretycznie możliwość tę przewidywano już od dawna. Przecież powstawanie bliźniąt jednojajowych jest właśnie klonowaniem, tyle, że zachodzącym spontanicznie wewnątrz organizmu matki. W warunkach sztucznych udało się jak dotychczas sklonować całkiem duże ssaki, owcę i krowę. W miarę jak przybywa tego rodzaju doniesień z laboratoriów na całym świecie, wychodzą na jaw pewne wady tej metody. Okazuje się, że klony są chorowite, nadmiernie otyłe i kończą życie wcześniej, niż ich krewniacy, którzy na świecie znaleźli się w zwykłych okolicznościach. Jeżeli jednak uda się uchwycić "to coś", co czyni wysiłki naukowców nie całkiem skutecznymi, klonowanie zwierząt otworzy perspektywy wprost kosmiczne. Astronauci wysyłani w wieloletnie podróże gwiezdne będą mogli zaopatrzyć się, zamiast w tony odżywek, po prostu w bank klonów, które byłyby w razie potrzeby odmrażane i hodowane w specjalnych inkubatorach. Wracając na ziemię, ileż rzadkich zwierząt dałoby się przywrócić ekosystemom całej planety, gdyby udało się sklonować kończące już swoją egzystencję, ostatnie osobniki. Teoretycznie dałoby się nawet "wskrzeszać" wymarłe już gatunki, jeżeli tylko uczeni dysponowaliby ich dobrze zachowanym DNA i komórkami jajowymi żyjących współcześnie bliskich krewnych. Próby z komórkami mamuta i samicą słonia indyjskiego niestety nie przyniosły rezultatu. Gdyby się udały, otrzymalibyśmy prawdziwego mamuta, a nawet nie jego mieszankę ze słoniem indyjskim.
W wielkim skrócie, klonowanie zwierząt polega na pobraniu kompletnego zestawu genów (po prostu jądra) z dowolnej komórki żywej lub martwej. Może to być nabłonek (ale nie zrogowaciały) lub cebulka włosa (lecz nie sam włos, paznokieć czy pióro). Każda komórka ciała zawiera kompletny zestaw genów. Nie ulega wątpliwości, że najodleglejszy przodek wszystkich zwierząt był to jednokomórkowy pierwotniak, najprawdopodobniej należący do wiciowców. Od tego czasu upłynęły setki milionów lat ewolucji, a w jej toku narastała złożoność ustrojów zwierząt. Wzrastała liczba komórek budujących organizmy i pogłębiały się różnice między nimi. Dzisiaj nie mamy już w ciele takiej komórki, która korzystałaby z wszystkich genów, w jakie została wyposażona. W danym momencie i w konkretnej komórce podlega ekspresji bardzo ograniczony ich zestaw, dopasowany precyzyjnie do pełnionej przez nią funkcji i stale aktualizowany w zależności od zmieniających się wymagań czynnościowych. Niemniej jednak pełny komplet genów to minimum, a zarazem maksimum potrzebne, aby komórki cebulki włosa mógł rozwinąć się młody, całkowity organizm. Minimum, bo tylko niektóre komórki mają "wpisaną" w swój los możliwość dzielenia się, a to, jak wiadomo, jest podstawą procesów rozwojowych. Jądro komórkowe osobnika, który ma zostać klonowany, trzeba mikrochirurgicznie przenieść do komórki jajowej samicy tego samego lub pokrewnego gatunku. Środowisko wewnętrzne komórki jajowej sprzyja ekspresji genów sterujących prawidłowym rozwojem embrionalnym. Potrzebne geny ulegają odblokowaniu. Jak widać, nie wszystko przebiega tak jak w zapłodnionej naturalnie zygocie. Żywotność zwierząt klonowanych nie jest jak na razie zadowalająca. Tylko pewien procent sztucznych embrionów podejmuje wzrost. Między innymi duża śmiertelność zarodków oraz konieczność uśmiercenia ich nadmiaru stanowią przeciwwskazania do klonowania człowieka.
Inżynieria genetyczna to nie tylko klonowanie. W latach 70. XX w. uzyskano pierwsze organizmy transgeniczne. Kod genetyczny, czyli reguły odczytywania informacji genetycznej zapisanej w DNA i potrzebna do tego "maszyneria" molekularna są wspólne wszystkim organizmom żywym. Tutaj natura "nie może sobie pozwolić" na najmniejsze pomyłki i, jak szacujemy, system kodowania informacji i jej odczytywania funkcjonuje na niezmiennych zasadach od chwili powstania życia na Ziemi przed 3,6 miliardami lat. Przeniesiony z komórki człowieka do bakterii gen będzie "odczytywany" przez nią jak jej własny. Wykorzystując tę właściwość DNA, uzyskuje się dziś insulinę hodując po prostu bakterie z ludzkim genem, zaś cała skomplikowana technika selekcji, namnażania i wszczepiania genu do komórki bakterii, procesy zachodzące w trudnej do wyobrażenia sobie mikroskali, jest to domena biotechnologów. Korzystne geny da się wszczepiać do poszczególnych odmian uprawnych owoców i warzyw, uzyskując pożądane plony. Co więcej, gen oporności na pestycydy, który posiada jedna z bakterii glebowych, wszczepia się roślinom, które można wtedy "bezkarnie" opryskiwać. Inżynieria genetyczna sama w sobie jest dobra, niekorzystnym natomiast zjawiskiem jest wprowadzanie trucizn (np. nadmiaru pestycydów) do ekosystemów i upraw. Inne przykłady wykorzystania inżynierii genetycznej to pomidory, które wolniej dojrzewają i nie psują się albo soja "niesmaczna" dla szkodników, krowy "dające" w mleku środek chroniący zęby niemowląt przed paradontozą czy też sałata, która sama wytwarza szczepionkę przeciw żółtaczce.
Wielkie nadzieje łączy się zastosowaniem inżynierii genetycznej w medycynie. O leczeniu cukrzycy już wspomniałem, dołączę jeszcze do listy produkowanych już w ten sposób leków hormon wzrostu, interferon, czynnik krzepnięcia krwi dla hemofilików, szczepionki przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne.
Słynna z doniesień prasowych owieczka Dolly przyszła na świat w roku 1997. Żyła niestety zaledwie kilka lat. Jej mleko miało właściwości lecznicze dzięki wprowadzeniu do zygoty genu na czynnik IX krzepnięcia krwi. Brak tego czynnika jest najczęstszym powodem hemofilii, czyli krwawiączki, choroby dziedzicznej mogącej doprowadzić do śmierci nawet po stosunkowo niewielkim zranieniu lub stłuczeniu. O ile metody otrzymywania transgenicznych klonów będą nadal doskonalone, wkrótce przed medycyną otworzą się nieznane dotychczas perspektywy. Przeprowadza się obecnie próby z użyciem owiec, świń, małp, królików (np. w Krakowie) i innych większych ssaków.
Przeszczepienie ludzkich antygenów zgodności tkankowej (HLA) zygotom świń doprowadzi do hodowli zwierząt, których anatomicznie bardzo zbliżone do ludzkich narządy będą źródłem łatwo dostępnych przeszczepów. W ciałach chorych skazanych na przeszczep będzie wkrótce pracować świnie serce, nerki czy wątroba. Nie można nie przerazić się pomysłami badaczy, którzy wysuwają pomysły hodowli w tym samym celu klonów ludzkich. Warunkiem celowych i owocnych manipulacji na genach jest znajomość zarówno ich funkcji, jak sekwencji DNA. W związku z postępem w tym zakresie pojawiła się ostatnio "moda" na wynajdywanie wad genetycznych embrionu jeszcze przed urodzeniem. W wysoko rozwiniętych krajach coraz więcej kobiet decyduje się na zapłodnienie in vitro. Aby je przeprowadzić, poradnia genetyczna musi stworzyć cały szereg embrionów. Tylko jeden z nich zostanie zagnieżdżony w macicy, reszta zostaje na pewien czas zamrożona w temperaturze ciekłego azotu, a po pewnym okresie jest unicestwiana. Rodzice mogą wybrać embrion posiadający najlepsze, według ich opinii, wyposażenie genetyczne. Takie postępowanie nie tylko nie zapewnia faktycznej realizacji "obiecanych" cech w fenotypie dziecka, który jak wiemy jest wypadkową działania genów i środowiska, ale naraża zarodki na poważne wady rozwojowe związane z zapłodnieniem w jakże niedoskonałych w porównaniu z żywym ustrojem warunkach laboratorium.
Uważam, że świadomość zagrożeń i pułapek etycznych wiążących się z inżynierią genetyczną nie powinna zniechęcać do zajmowania się nią, przeciwnie, warto spojrzeć na nią jako na precyzyjne narzędzie biologiczne, dotychczas nieznane i dlatego budzące emocje, wśród których obawa miesza się z zainteresowaniem.